- Jest taka powieść, "Sztukmistrz z Lublina" Isaaca Singera. Co ciekawe, Singer prawdopodobnie nigdy nie był w Lublinie, ale gdyby dzisiaj tutaj dotarł, niechybnie trafiłby na mecz żużlowy. Na stadionie zobaczyłby wielu sztukmistrzów, znalazłby inspirację do kolejnej książki, spotkał z wydawcą albo po prostu, po stu latach, znów napił się najlepszej cytrynówki. Na pewno byłby świadkiem żużlowego fenomenu w Lublinie. Raz na wiele lat w świecie dzieje się tak, że właściwi ludzie znajdują się we właściwym miejscu i w dodatku we właściwym czasie. To rzadkie zdarzenie, coś jak wybuch supernowej, ale jak już zaistnieje, to pozostaje stać i gapić się z rozdziawioną z zachwytu gębą - mówi obrazowo o fenomenie żużla w Lublinie Tomasz Dryła, znany komentator żużlowy Canal+ pochodzący z tego miasta.
Awans za awansem
W 2016 roku lubelskiego Motoru nie było na żużlowej mapie Polski. Wcześniej kluby często zmieniały szyldy i z reguły jeździły w niższych ligach. Motor z przytupem wszedł do rywalizacji. W pierwszym sezonie wywalczył awans z drugiej do pierwszej ligi, a w kolejnym wjechał do PGE Ekstraligi - najlepszej żużlowej ligi świata. W debiutanckim sezonie w elicie zajął szóste miejsce. Rok później powtórzył ten wynik i otarł się o play-offy. W obecnych rozgrywkach zameldował się w czołowej czwórce i wkrótce powalczy o medale.
Zdaniem Tomasza Dryły Motor Lublin może spokojnie walczyć o Drużynowe Mistrzostwo Polski już w tym roku, podobnie jak pozostałe trzy ekipy, które wjechały do play-off. - Do tego nie potrzeba żadnych zaklęć, ani specjalnych deklaracji. Awans do najlepszej czwórki PGE Ekstraligi jest certyfikatem jakości. W kluczowych dwumeczach mogą decydować takie detale, że głowa mała. Dlatego myślę, że każda z czterech drużyn powinna przystępować do play-off z nastawieniem do walki o tytuł. I przekonaniem, że to możliwe - uważa komentator Canal+.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Woffinden zapytany o Janowskiego... tłumaczy dlaczego tak często zmieniają się mistrzowie
Zaskoczyli już ponad 30 lat temu
O Motorze Lublin głośno już było w 1990 roku, kiedy to zaskoczyli żużlowy świat, kontraktując Hansa Nielsena. Przyjazd żużlowego multimedalisty do Lublina wywołał ogromne poruszenie. Wielu do końca myślało, że to żart primaaprilisowy. 1 kwietnia 1990 roku Duńczyk w Lublinie witany był niczym gwiazda pop. W kolejnym sezonie Motor świętował największy sukces w historii. Zdobył tytuł wicemistrza Polski w składzie z Nielsenem, Leigh Adamsem, a także miejscowymi herosami m.in. Dariuszem Stenką, Jerzy Mordelem, Robertem Juchą, Dariuszem Śledziem i Markiem Kępą.
Syn tego ostatniego, legendy lubelskiego żużla, Jakub Kępa jest jednym z głównych sprawców wielkich rzeczy, które dzieją się wokół Motoru w ostatnich kilku latach. - Kuba jest właśnie tym wspomnianym "sztukmistrzem z Lublina", który wymyślił, zorganizował i wspólnie z wieloma oddanymi ludźmi prowadzi projekt Motor. Ze wschodnią fantazją wyznacza standardy w dziedzinach, z którymi dotąd ten nasz Wschód nie był często kojarzony. Profesjonalizm, dalekosiężna wizja, kultura, poczucie estetyki, dbałość o wizerunek. Wszystko to w Motorze wyniósł na cholernie wysoki poziom - podkreśla Tomasz Dryła.
Wysoki budżet, akcje marketingowe z przylotem żużlowców helikopterami, zaangażowanie rozpoznawalnych i pochodzących z Lublina członków kabaretu Ani Mru Mru w promowanie klubu czy wreszcie podniebny sektor kibiców, o którym głośno było nie tylko w całej Polsce, ale i na świecie. To tylko niektóre z wizytówek Motoru z ostatnich sezonów. - Niektórzy mówią, że jak stoją w miejscu, to się cofają, a Jakub Kępa uważa, że jak nie biegnie najszybciej, to nie ma sensu w ogóle stawać w blokach. Jest bardzo ambitny. Dlatego pewnie tak wiele projektów mu wyszło. W międzyczasie udowodnił jeszcze ze swoimi ludźmi, że nie ma rzeczy niemożliwych, strat nie do odrobienia i zawodników nie do wyjęcia, ale to już tylko drobne szczegóły. Cieszę się, że sam nie ma licencji "ż", bo to już by było przegięcie - śmieje się Dryła.
Byli bliscy transferu Zmarzlika
Motor Lublin to obecnie wizytówka sportowa wschodniej części Polski. Bilety na mecze tej drużyny rozchodzą się niczym świeże bułeczki, a wzorowo dopingujący kibice, szanujący rywala, mogą być przykładem zachowania dla całej Polski. To fenomen, którego może zazdrościć im cały kraj.
Inne ośrodki zazdroszczą Lublinowi nie tylko kibiców, ale pieniędzy, które płyną do Motoru szerokim strumieniem ze spółek Skarbu Państwa. Niedawno na konferencji prasowej pozyskanie sponsora strategicznego ogłaszano w obecności wicepremiera, ministra aktywów państwowych, Jacka Sasina. Motor nie bez kozery uchodzi obecnie za jeden z najbogatszych, jeśli nie najbogatszy klub żużlowy w Polsce. Dowodem na to niech będzie to, że w zeszłym roku mocno kusił mistrza świata, Bartosza Zmarzlika, by zmienił barwy klubowe i przeniósł się z Gorzowa do Lublina. Dużo nie brakło, a udałoby się hitowy transfer zrealizować.
Pozyskanie mistrza świata jest nadal wielkim marzeniem Jakuba Kępy. Kto jak kto, ale Zmarzlik mógłby pomóc w realizacji celu, jakim jest zdobycie przez klub z Lublina mistrzostwa Polski. - Kibice w Lublinie znają się na żużlu i mają świadomość, jak trudne jest zdobycie medalu czy tytułu mistrza Polski. Trzeba wiele zainwestować zarówno pieniędzy jak i innych rzeczy, żeby taki sukces nadszedł. Na pewno chcemy i marzymy o wielkich triumfach. Osobiście jestem kibicem, który małą łyżeczką te sukcesy konsumuje. Krok po kroku, niech te kolejne laury nadchodzą. Weszliśmy do play-offów, ale nie mówię, że zdobędziemy od razu medal. Jak się uda, będzie cudownie. Jeśli zajmiemy czwarte miejsce, plan na ten sezon i tak został wykonany, a wszystko ponadto będzie wartością dodaną - uważa Marcin Wójcik.
Grand Prix wisienką na torcie
Jesienią zeszłego roku Lublin organizował już zawody Speedway of Nations, które odbyły się w cieniu pandemii i przy fatalnej pogodzie. Teraz debiutanckie rundy SGP mają być wielkim świętem speedwaya w grodzie nad Bystrzycą. - Grand Prix jest olbrzymim wydarzeniem jeśli chodzi o żużlowy Lublin. Czekaliśmy przecież wiele lat na powrót ekstraligowego ścigania w naszym mieście. Motor cały czas pnie się w górę Naturalną rzeczą było, że zaczęliśmy marzyć o organizacji turnieju Grand Prix. To się udało. Okazało się, że w Lublinie będą dwa turnieje. Wszyscy kibice w Lublinie są przeszczęśliwi - mówi Marcin Wójcik z kabaretu Ani Mru Mru, wielki kibic żużla i Motoru Lublin.
- Siedem lat temu jeszcze może bym nie uwierzył, że Motor będzie w play-offach PGE Ekstraligi oraz zorganizuje Grand Prix w Lublinie, ale kilka lat temu już owszem. Widziałem sporo rzeczy w Motorze od środka. Naprawdę, nie trzeba było wiele czasu, by zorientować się, że w tym mieście, w tym klubie i z tymi ludźmi wszystko jest możliwe - mówi Tomasz Dryła, komentator żużlowy Canal+ rodem z Lublina.
- Praca przy SGP w Lublinie? Nie czarujmy się. Nie mam zamiaru wymyślać frazesów o tym, że będą to zawody jak każde inne, a ja zapomnę o swoim pochodzeniu. Wierzę, że to będzie wyjątkowa robota. Mam zamiar poczuć się tak, jak ponad 30 lat temu, kiedy jako mały chłopak zachwyciłem się żużlem w Lublinie. Mam zamiar dobrze się bawić i na pewno będę strasznie dumny z tego, że jestem Lubelakiem - podkreśla Dryła.
Lublinianie z rozrzewnieniem wspominają wydarzenia sprzed trzech dekad, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co teraz dzieje się wokół żużla w tym mieście, przebije osiągnięcia z 1991 roku. - Pamiętam te wydarzenia, jakby to było wczoraj, a to przecież 30 lat temu wszyscy chodzili na Motor i Hansa Nielsena. Czasy się zmieniły, bo teraz to każdy ma w składzie takiego Hansa Nielsena albo trzech zawodników jego pokroju. Liga jest bardzo mocna i wyrównana, a o sukcesie decydują detale. Wszystko się może zdarzyć, a skoro tak, to może wydarzyć się także mistrzostwo Polski dla Motoru Lublin - kończy Marcin Wójcik, kabareciarz, który te słowa wypowiada z pełną powagą.
Zobacz także:
Włókniarz nie odpuści w Grudziądzu
GKM w razie spadku chce pójść drogą Apatora Toruń