Po trzech seriach startów Bartłomiej Kowalski był na prowadzeniu ex aequo z Francisem Gustsem. Obaj panowie spotkali się w bezpośrednim pojedynku w czwartej serii startów, który przyniósł nam drogę z nieba do piekła.
Zarówno Polak, jak i Łotysz mieli na swoim koncie po osiem punktów. W szesnastym biegu powinni rozstrzygnąć to, kto przystąpi do ostatnich wyścigów z fotela samodzielnego lidera.
Wyścig rozpoczął się fatalnie dla zawodnika gospodarzy, którego pociągnęło na jednej z wielu kolei na pierwszym łuku i przez co Gusts spadł na trzecie miejsce, a Kowalski wyskoczył na prowadzenie.
ZOBACZ WIDEO Wkurza go, kiedy ludzie tak mówią. Wielki mistrz zabrał głos
Radość nie trwała długo. Na kolejnym okrążeniu jadący na pierwszej pozycji Kowalski nagle "wyleciał" w powietrze wraz ze swoją maszyną i runął na tor, a niewiele zabrakło, by wpadł w niego jeszcze jeden z rywali. Reprezentant Eltrox Włókniarza Częstochowa o własnych siłach wrócił do parku maszyn, jednak było widać po nim, jak mocno jest oszołomiony.
Trzy punkty w ostatnim biegu przedłużyłyby mu szansę na to, by wrócić z Rygi, chociażby z brązowym medalem. Tarnowianin jednak zmuszony był wycofać się z piątej gonitwy i ostatecznie zakończył rywalizację z ośmioma punktami.
Pierwszy komunikat płynący z teamu zawodnika mówi o tym, że - co najważniejsze, nie ma u Kowalskiego żadnych złamań. Żużlowiec jednak odczuwa skutki uderzenia głową o tor i na pewno nie weźmie udziału w niedzielnym meczu Włókniarza z eWinner Apatorem Toruń.
Czytaj także:
Nowe informacje po pożarze w Zielonej Górze. Straty są potężne, padła kwota
Kubera przełamał złą passę "dzikich kart" w Grand Prix. To pierwsze podium od ponad czterech lat