Był 3 maja 2006 roku, gdy na torze w Krośnie doszło do fatalnego wypadku, wskutek którego Rafał Wilk złamał kręgosłup. Lekarze nie mieli dobrych wiadomości dla wychowanka Stali Rzeszów - doszło u niego do przerwania rdzenia kręgowego i tym samym utraty czucia w nogach. Mimo to nie poddał się. Szybko znalazł sobie nowy cel w życiu.
- Tego dnia zaczęło się dla mnie nowe życie. Urodziny świętuję zatem dwa razy w roku - mówił kilka miesięcy temu Wilk w rozmowie z WP SportoweFakty.
"Życie Rafała". Gotowy scenariusz filmowy
Zacznijmy jednak od początku. Rafał Wilk licencję żużlową uzyskał w roku 1991. Od początku wróżono mu wielką karierę. To były czasy, kiedy w Rzeszowie dorobiono się kilku talentów - Stal wygrała finały Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski w latach 1994-1995, a filarami zespołu byli wtedy też Piotr Winiarz, Maciej Kuciapa i Rafał Trojanowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska mistrzyni i 110 kg ciężaru. Jest moc!
- Rafał swoje przeżył. Nawet w żużlu. Najpierw wraz z kolegami zdobywał wszystko w kategoriach juniorskich, ale już po przejściu do grona seniorów został zweryfikowany. Stał się solidnym ligowcem aż do tego nieszczęśliwego wypadku - przypomina Marta Półtorak, była prezes rzeszowskiego klubu.
Rafał Wilk po wypadku szybko nakreślił sobie nowe cele w życiu. - Nie miałem wyjścia. Można było odgrywać wielką tragedię, ale po co? Nie służyłoby to ani mnie, ani moim bliskim - mówi były żużlowiec, który podkreśla, że "można żyć pełnią życia, cieszyć się nim pomimo tego, że człowiek jest na wózku".
- To jest materiał na świetny film motywacyjny. "Życie Rafała", nawet mam gotowy tytuł - komentuje Półtorak, która jest pod wielkim wrażeniem tego, jak Wilk przystosował się do nowych okoliczności.
Niepełnosprawnemu żużlowcowi nie było łatwo. Początkowo wychodzenie z domu, ze względu na brak czucia w nogach, zajmowało mu ponad dwadzieścia minut. Teraz robi to w minutę. - Człowiek musiał się tego nauczyć jak małe dziecko. Po wypadku stałem się bezbronny jak dziecko, ale nauczyłem się żyć na nowo, a przede wszystkim poznałem swój organizm, bo ciało się zmieniło - komentuje 46-latek.
Życie po życiu
Rafał Wilk po wypadku nie odciął się od sportu. Jeszcze w latach 2009-2011 pracował jako trener w Lubinie. Już wtedy coraz częściej podejmował się różnych treningów, w czym nie przeszkadzała mu niepełnosprawność. Uprawiał narciarstwo zjazdowe w specjalnie przystosowanym jednośladowym mono ski, spróbował swoich sił w kolarstwie z wykorzystaniem roweru z napędem ręcznym (tzw. handbike).
Po kilku latach jego dorobek może szokować. Wilk w Londynie zdobył dwa złote medale igrzysk paraolimpijskich, cztery lata później w Rio de Janeiro dorzucił do swojej kolekcji kolejne złoto i srebro. Dwukrotnie zostawał też mistrzem świata w parakolarstwie.
- Mogłoby się wydawać, że 3 maja 2006 roku zakończyło się jego życie sportowe. Zawsze, gdy zawodnik mierzy się z taką tragedią, to przeżywa szok i załamanie. U Rafała tego nie było. Można było za to dostrzec drogę na szczyt. Ta historia pokazuje, że nawet gdy wydaje nam się, że życie nic już nam nie przyniesie, to ono daje nam jednak drugą szansę - komentuje Półtorak.
Była prezes rzeszowskiej Stali nie ukrywa, że Wilk na wszystkie osiągnięcia zapracował ciężkim wysiłkiem. Były żużlowiec spędza ponad trzy godziny dziennie na treningu. Skąd w ogóle pomysł na handbike u rzeszowianina? - Wcześniej uprawiałem kolarstwo, więc to nie jest przypadek. Nie wymyśliłem sobie tego bez powodu. Zaraz na początku po wypadku uprawiałem narciarstwo zjazdowe na nartach jednośladowych. Wcześniej byłem przecież instruktorem narciarskim - mówi Wilk.
Dość powiedzieć, że na początku 2021 roku Rafał Wilk dokonał czegoś, czym pochwalić może się niewielkie grono żużlowców. Ba, gdyby nie feralny wypadek sprzed 15 lat, najpewniej sam rzeszowianin nie myślałby o takiej ścieżce życiowej. Na Uniwersytecie Szczecińskim obronił doktorat. - Spełnił się zawodowo. Życie nabrało dla niego innego wymiaru. Każdy by się załamał, on się otrząsnął i poszedł dalej - ocenia Półtorak.
Nikt nie zamieniłby się z nim rolami
- Były lepsze i gorsze momenty. Wiele razy spadłem z wózka, bo nie wszystko wychodziło na początku. Po każdym upadku starałem się podnosić i stawać się jeszcze mocniejszym - tak o początkach swojej niepełnosprawności opowiada Wilk, który cierpliwie czeka na moment, w którym medycyna pójdzie na tyle do przodu, że osoby z przerwanym rdzeniem kręgowym będą mogły, być może z wykorzystaniem specjalnych urządzeń, robić podstawowe kroki. - Nie robię sobie nadziei, że to będzie jutro czy w najbliższej przyszłości - dodaje.
Czy Wilk może mieć pretensje do losu? Zdaniem Półtorak rzeszowianin wykazał się mocną psychiką i inaczej ocenia wydarzenia z maja 2006 roku. - Rafał nie patrzy na to w tych kategoriach, że los mu coś zabrał. Nie da się cofnąć czasu. Warto popatrzeć na to, co los mu daje teraz. Zaskakujące jest to, że osiągnął więcej jako paraolimpijczyk niż wcześniej w sporcie żużlowym, bo obronił tytuł doktora, udziela wykładów, jest spełniony finansowo. Jednak nie ukrywajmy. Rafał na pewno wolałby być w pełni zdrowy, bo takie jest ludzkie podejście - uważa była prezes rzeszowskich "Żurawi".
- Rafał zapracował sobie na obecne osiągnięcia. Te sukcesy rekompensują mu trud codziennego życia, bo proszę sobie wyobrazić, jak uciążliwe jest funkcjonowanie bez czucia w nogach. Nikt z nas nie chciałby się zamienić z Rafałem rolami. Ma sukcesy, ale kosztem normalnego życia - dodaje Półtorak.
Rafał Wilk na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio wystartuje w jeździe indywidualnej na czas (31 sierpnia), starcie wspólnym (1 września) oraz sztafecie (2 września). Rzeszowianin może dopisać do swojej kolekcji kolejne złote medale, a jak sam mówi, w handbike'u granica wieku jest mocno przesunięta. W tej dyscyplinie startują nawet starsi od niego. Dlatego niemal na pewno zobaczymy go też za trzy lata na igrzyskach paraolimpijskich w Paryżu.
- Trzymajmy kciuki za Rafała w Tokio. Niech to będzie przesłanie, że życie się nie kończy nawet wtedy, gdy wydaje się, że się właśnie skończyło. To jest jak w żużlu. Ułamki sekund decydują o zwycięstwie albo porażce. Czasem można gonić, gonić i wyprzedzić przeciwnika na mecie - kończy Półtorak.
Czytaj także:
Chcieli przechwycić Przedpełskiego. Dlaczego wybrał Apatora?
Zmarzlik i Łaguta jedynymi w swoim rodzaju