[tag=35087]
Max Fricke[/tag], przechodząc do Zielonej Góry, podpisał dwuletni kontrakt z Marwis.pl Falubazem. Gdyby nie spadek tej drużyny z PGE Ekstraligi, kontynuowałby jazdę w Winnym Grodzie. Australijczyk ma jednak ambicje ścigania się w klubie ekstraligowym. Nie chodzi tylko o znacznie większe pieniądze, które może zarobić, ale także poziom sportowy, wszak Fricke zapewnił już sobie udział w przyszłorocznym cyklu Grand Prix.
Australijczyka w swoim składzie widzieliby bardzo chętnie w Fogo Unii Leszno, gdzie mógłby wskoczyć w miejsce Emila Sajfutdinowa. Sportowo może to nie jest jeszcze ta sama półka, co Rosjanin, ale Fricke to wciąż żużlowiec perspektywiczny. Na dodatek pasowałby także do koncepcji polsko - australijskiego składu leszczynian.
W kolejce po Maxa Fricke ustawił się także ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz, który po tym, jak zapewnił sobie utrzymanie w PGE Ekstralidze, zapowiedział próbę wzmocnienia składu. Problem w tym, że nie bardzo jest się kim realnie wzmocnić, bo na rynku brakuje zawodników gwarantujących określony poziom sportowym. Jednym z nich jest właśnie Fricke.
Stąd też mało prawdopodobne, że pomimo ważnego kontraktu z Falubazem, Australijczyk zostanie tam na dłużej. Opcje są w zasadzie trzy. Rozwiązanie obowiązującego kontraktu, wypożyczenie do innego klubu, a także najmniej realna - pozostanie Fricke'a w ekipie spadkowicza w eWinner 1.Lidze.
Większość kart na rynku transferowym w PGE Ekstralidze jest już rozdana. Pozostało jeszcze kilka zagadek, w tym przyszłość Maxa Fricke'a.
Zobacz także:
Lekarstwo na zabetonowany rynek
Kto piątym we Włókniarzu?
ZOBACZ WIDEO Żużel. Co dalej z Kennethem Bjerre i Krzysztofem Kasprzakiem w GKM-ie?