[color=black]
W niedzielę Jakub Jamróg nie jeździł stabilnie. Bardzo dobre biegi przeplatał ze słabszymi, ostatecznie był jednak najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu. - Dużo decydowały starty, a ja słynę z tego, że nimi nie grzeszę. Nie miałem za bardzo możliwości mijania na trasie, raz czy dwa udało mi się kogoś minąć, ale to i tak mało. Do tego na początku zawodów pierwsze pole było bardzo preferencyjne, ja z trzeciego nie miałem się z czego załapać na pierwszym łuku i zostałem wciśnięty w kanapkę. Udało mi się zdobyć maksimum, czyli jeden punkt. W takiej stawce to ok, ale dwa oczka byłyby super - powiedział zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk.[/color]
Gdańszczanie liczyli na wypracowanie jakiejkolwiek przewagi przed rewanżem. To się nie udało. - Ja mam takie podejście, że jak nam nie pójdzie na początku w Krośnie, to czy byśmy mieli 6 czy 8 punktów przewagi, da się to odrobić w dwa biegi. Wiadomo, chcieliśmy zbudować jak największą różnicę punktową przed rewanżem - nie ma o czym gadać, ale tak to sobie tłumaczę i układam w głowie. Powinniśmy mocno trzymać kciuki, bo sprawa wyniku jest otwarta. Jak wejdziemy dobrze w mecz, to wszystko może się zdarzyć. To, że nie będziemy mieli przewagi może nie mieć znaczenia - ocenił Jamróg.
[color=black]Szczególnie u seniorów Zdunek Wybrzeża są spore rezerwy. - Trzeba pochwalić Michała Gruchalskiego, który dorzucił dużo punktów. Wcześniej nie mogliśmy liczyć na tyle punktów ze strony zawodników U-24. Wiktor Kułakow też nie miał maksymalnych zawodów, podobnie jak ja. Ostatnio z Wiktorem byliśmy w Krośnie na meczu Północ - Południe, połapaliśmy kąty i może będziemy to przydatne. Sukces może osiągnąć drużyna - wyraził nadzieję zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Jason Doyle znów jest świetny. Piotr Baron mówi co z nim zrobił
Przed spotkaniem miało miejsce zamieszanie z torem w Gdańsku. - Ja o takich rzeczach nie myślę, czasem mnie to jednak irytuje. Byłem w PGE Ekstralidze przez trzy lata, kierownicy drużyn przyjeżdżali o 7 rano i szukali dziury w całym, by wytrącić gospodarzy z równowagi. Tak to w Polsce funkcjonuje, na szczęście prace nie zmieniły dużo toru i więcej nerwów mieli menedżer i cały sztab naszej drużyny - ocenił Jakub Jamróg.
W Bauhaus-Ligan taka sytuacja nie miałaby prawa bytu. - W Szwecji są dużo przyczepniejsze tory. To inny świat, inne nawierzchnie. Bardzo mi się podoba organizacja meczu tam, wszystko jest bardziej na luzie i z uśmiechem na twarzy. Jako sportowcowi ciężko jest przegrywać, w Piraternie jest skład, jaki jest. Pomimo problemów finansowych żużel tam funkcjonuje, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że z tym składem jaki mamy nie zwojujemy wiele. Nie mamy żadnego zawodnika z PGE Ekstraligi, inne kluby mają. We wtorek kończę sezon w Szwecji odjeżdżając wszystkie spotkania - zauważył żużlowiec.
Zobacz także:
Koniec sezonu dla Petera Kildemanda
Kontrowersja w Rybniku. Gapiński wcale nie dostał żółtej kartki[/color]