- Naszą wygraną jest fakt, że w ogóle spotykamy się po raz drugi z Unią Tarnów, i to w półfinale rozgrywek. Myślę, że spotkanie zakończyło się godnym dla nas wynikiem, gdyż trzeba pamiętać jak mocny zespół do nas przyjechał. Tarnowianie to praktycznie Speedway Ekstraliga, zarówno pod względem składu jak i finansów klubu. Na spokojnie oceniając nasze szanse i możliwości, trzeba uczciwie przyznać, że byliśmy słabsi. Każda porażka smuci, ale wydaje mi się, że dziś powinniśmy dziękować zespołowi, za to, co osiągnął w tym sezonie. Cieszmy się z tego co mamy, gdyż byliśmy tylko beniaminkiem rozgrywek - mówił po meczu prezes Startu, Arkadiusz Rusiecki.
Rusiecki podziela pogląd, że szczególnie w pierwszej fazie zawodów, gnieźnieńskim zawodnikom brakowało zrozumienia na torze, co skutkowało przegranymi w biegach: - Rzeczywiście, trochę brakowało tego zrozumienia w 2-3 wyścigach. Rywal był jednak na tyle silny, że urwanie choćby jednego punktu w każdym z biegów, było piekielnie trudne. Stąd nie dziwię się, że czasem, nawet kosztem kolegi z drużyny, próbowaliśmy atakować liderów Unii: Pedersena, Ułamka czy też Świderskiego.
- Wydaje mi się, że zdecydowanie lepsza w naszym wykonaniu była końcówka zawodów. Wtedy odrobiliśmy sporo punktów do tarnowian. Należy jednak pamiętać, że goście mieli już zwycięstwo "w kieszeni", a inaczej się jeździ kiedy wynik jest "na styku", a inaczej kiedy ma się dużą przewagę. Mimo wszystko cieszę się, że nasi zawodnicy walczyli do samego końca o godny wynik, i po części im się to udało - kończy prezes gnieźnieńskiego klubu.