Żużel. Trener Cellfast Wilków zdruzgotany po demolce w Ostrowie. "Nie wywieszamy białej flagi, ale..."

WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Ireneusz Kwieciński
WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Ireneusz Kwieciński

Na finał eWinner 1. Ligi Żużlowej zęby ostrzyło sobie wielu kibiców. Miał być hit i na pewno pod względem widowiska nie można było narzekać. Nikt jednak nie przewidywał takiego pogromu.

Spotkanie rozpoczęło się idealnie dla Cellfast Wilków, które zaczęły od mocnego uderzenia. Było to pierwsze i zarazem... jedyne zwycięstwo biegowe podopiecznych Ireneusza Kwiecińskiego. Nic więc dziwnego, że nastroje w zespole są ponure.

- Bardzo ciężkie spotkanie, nie spodziewałem się takiego. Wiedziałem, że zespół z Ostrowa jedzie lepiej, niż kiedy tu byliśmy na początku sezonu, że jest rozpędzony i że zaczął jechać Berntzon, do składu, który już jechał dobrze. Ale faktycznie, liczyłem na nieco większą zdobycz punktową, która wzbudzi większe emocje w rewanżu. Nie udało się, kompletnie nie dopasowaliśmy się do toru, popełnialiśmy błędy. Liderzy, którzy ciągną ten wynik i nadrabiają straty z biegów młodzieżowych, też mieli bardzo słaby dzień i stąd też ten wynik - mówił Kwieciński przed kamerami nSport+.

W mediach społecznościowych wielu kibiców kieruje już gratulacje dla ostrowian z okazji awansu do PGE Ekstraligi. Zwycięzcy rundy zasadniczej zdają sobie sprawę, że odrobić straty będzie ciężko, ale nie zamierzają wywieszać białej flagi.

- Nie można powiedzieć, że wywieszamy, ale trzeba realnie patrzeć, że to bardzo duża zaliczka i będzie trudno, choć w sporcie wiele się może zdarzyć. U siebie wygraliśmy dziesięcioma punktami i to mogłoby być w naszym zasięgu, ale nie podpisuję się pod tym, że wywieszamy flagę. Jeśli nie zdołamy odrobić strat, to ostatni mecz przed własną publicznością należy wygrać - zaznaczył.

Tylko trzykrotnie swoją szansę na torze w Ostrowie Wielkopolskim dostał Mateusz Szczepaniak, który zdołał pokonać jedynie klubowego partnera - Kamila Marcińca. Jadący w jego miejsce w ramach rezerwy taktycznej Andrzej Lebiediew i Vaclav Milik dorzucili cztery "oczka" - trzy Łotysz i jedno Czech.

- Trzeba jakoś reagować, bo wszystko odjeżdżało, a nie wszędzie taktyczną możemy zastosować. Jak się za długo zwleka, to nie ma potem tego jak poukładać - dodał wyraźnie podłamany Kwieciński.

Czytaj także:
Ale ściganie w finale eWinner 1. Ligi! Junior zrobił duże show! [WIDEO]
Po piętnastu latach mogą wrócić na tron. "To nieco zabawne, że dopiero teraz"

ZOBACZ WIDEO Żużel. Jak wybierany jest wyścig sezonu? Tomasz Dryła wyjaśnia

Źródło artykułu: