Na to pytanie odpowiedział nam Jacek Frątczak, który pracował w Toruniu jako menedżer miejscowego klubu. - Na torze nie byłem, ale dobrze go znam i wsłuchiwałem się w wypowiedzi zawodników. Jestem natomiast przekonany, że ruszenie toru na Motoarenie tuż przed zawodami to nie jest dobre rozwiązanie. Wiem, bo już to przerabiałem i źle się to skończyło - mówi nasz ekspert.
Były menedżer uważa, że drugi poważny błąd został popełniony już w trakcie zawodów. - Permanentnie była lana woda. Fredrik Lindgren mówił o trzech okrążeniach, które wykonała polewaczka. To mi się w głowie nie mieści. Mówimy o gigantycznej ilości. Przelewanie toru na Motoarenie na początku października, przy takiej wilgotności i temperaturze, to naprawdę fatalny pomysł. Nawierzchnia nie jest w stanie tego przyjąć. Później tor się nadmiernie skrobie i puchnie, więc powstają koleiny. To było widać. Poza tym słyszeliśmy też o nowym toromistrzu, więc to wszystko pewnie się skumulowało - podkreśla Frątczak.
Co trzeba zrobić, żeby sobotnie zawody dostarczyły kibicom większych emocji? - Tor powinien zostać mocno ubity, a poza tym trzeba ograniczyć jego roszenie. Uważam, że wystarczyło polać go przed pierwszym biegiem, a później naciągać nawierzchnię i nic więcej nie robić. Wczoraj widzieliśmy groźną sytuację z Martinem Vaculikiem. Doszło do niej, bo Anders Thomsen się odprostował, wypuścił motocykl i w pół sekundy był trzy metry dalej, niż planował. Gubił się także gospodarz toru, czyli Paweł Przedpełski, który jeździł przecież świetnie w lidze - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Łaguta bliski kilku rekordów
Zmarzlik potrzebuje niemal cudu
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Lewicki, Kubera i Majewski gośćmi Musiała!