Żużel. Co się stało z torem na Motoarenie? Były menedżer wylicza popełnione błędy
Piątkowa runda Grand Prix w Toruniu zakończyła się zwycięstwem Artioma Łaguty, który jest bliski zdobycia tytułu. Tym razem zawody na Motoarenie nie dostarczyły kibicom emocji. Walki było jak na lekarstwo, a tor sprawiał żużlowcom problemy. Dlaczego?
Były menedżer uważa, że drugi poważny błąd został popełniony już w trakcie zawodów. - Permanentnie była lana woda. Fredrik Lindgren mówił o trzech okrążeniach, które wykonała polewaczka. To mi się w głowie nie mieści. Mówimy o gigantycznej ilości. Przelewanie toru na Motoarenie na początku października, przy takiej wilgotności i temperaturze, to naprawdę fatalny pomysł. Nawierzchnia nie jest w stanie tego przyjąć. Później tor się nadmiernie skrobie i puchnie, więc powstają koleiny. To było widać. Poza tym słyszeliśmy też o nowym toromistrzu, więc to wszystko pewnie się skumulowało - podkreśla Frątczak.
Co trzeba zrobić, żeby sobotnie zawody dostarczyły kibicom większych emocji? - Tor powinien zostać mocno ubity, a poza tym trzeba ograniczyć jego roszenie. Uważam, że wystarczyło polać go przed pierwszym biegiem, a później naciągać nawierzchnię i nic więcej nie robić. Wczoraj widzieliśmy groźną sytuację z Martinem Vaculikiem. Doszło do niej, bo Anders Thomsen się odprostował, wypuścił motocykl i w pół sekundy był trzy metry dalej, niż planował. Gubił się także gospodarz toru, czyli Paweł Przedpełski, który jeździł przecież świetnie w lidze - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Łaguta bliski kilku rekordów
Zmarzlik potrzebuje niemal cudu
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>