- Mecz był bardzo fajny, wyrównany. Na początku Zielona Góra odskoczyła troszkę, potem Gorzów ją dogonił, a w pewnym momencie wręcz przegonił. Grześkowi Walaskowi coś na początku nie szło. W Gorzowie natomiast Tomek Gollob zawalił cały mecz. Nie wiem co mogło być tego przyczyną. Może sprzęt, może on się źle czuje. Zdarzają się takie mecze w roku, kiedy człowiek robi wszystko, a mimo tego nic nie wychodzi. W Gorzowie jeżdżą naprawdę dobrzy zawodnicy. Bardziej tytułowani jak w Zielonej Górze można powiedzieć. Nie ma jednak tam konsolidacji takiej, jaka mogłaby tam być.
Drużyna Falubazu oparta jest w dużej mierze na swych wychowankach. W drużynie Stali ciężko dopatrzeć się zawodnika, który mógłby utożsamiać się ze swym klubem w 100 procentach za wyjątkiem juniorów. Przyznał to również Piotr Świst.
- Tak naprawdę nie miałem komu kibicować, bo powiedzmy sobie szczerze, że nie mamy chłopaków - wychowanków. Zmarzlik dobrze jedzie, nie jest za bardzo dosprzętowiony, jak to się działo w tym roku wiemy. Afery były, że młodzieżowcy byli wycofywani. Także trzeba byłoby się za to wziąć, chłopacy muszą zacząć jeździć. Kiedyś było inaczej, przykładowo gdy był Puchar Przyjaźni. Ja przyjeżdżałem wówczas do domu i zaraz znowu wyjeżdżałem i nie było mnie tygodniami w domu. Ci chłopacy moim zdaniem mają zbyt mało jazdy. Jest liga Zachodnia, ale to jest wszystko mało. Kiedyś jeździliśmy z Duńczykami, ze Szwedami, były czwórmecze i mieliśmy naprawdę dużo jazdy. Był przede wszystkim kontakt z tym Zachodem, a Ci chłopcy jeżdżą tak naprawdę jedynie na swoim podwórku.
Zapytany o finał Ekstraligi zdecydowanie odpowiedział:
- W finale Ekstraligi widzę Częstochowę i Zieloną Górę. Falubaz stać na finał. Jednak tam może być różnie, drużyna składa się z 7 zawodników i wszyscy muszą punktować. Na tym to polega. W finale wskazywałbym jednak przy obecnej dyspozycji Hancocka, Richardsona i Gapińskiego jako mistrza Częstochowę i myślę, że będzie Wam ciężko z nimi walczyć - dodał Piotr Świst.