Obudził go telefon. "Palą się hale". Teraz wie, kto zrujnował mu firmę

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Rufin Sokołowski
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Rufin Sokołowski

- Obudził mnie telefon. W słuchawce usłyszałem głos policjantki: Znowu jest u pana pożar - opowiada nam Rufin Sokołowski. Właśnie z dymem poszło innowacyjne rozwiązanie biznesmena i działacza sportowego.

W tym artykule dowiesz się o:

Zapytałem, co się dzieje? Usłyszałem, że tym razem palą się hale. Pół roku wcześniej ci sami ludzie podpalili sześć samochodów osobowych i dostawczych. Po pierwszym podpaleniu zgłosiłem sprawę prokuraturze, powiedziałem, co się może wydarzyć i kto może za tym stać. Niestety, dyżurna prokurator nie potraktowała tego poważnie i patrzyła na mnie jak na faceta, który naoglądał się amerykańskich filmów sensacyjnych - opowiada nam dzisiaj Rufin Sokołowski. Do drugiego podpalenia doszło 29 czerwca 2016 r.

W środowisku żużlowym Sokołowski kojarzy się przede wszystkim z Unią Leszno, jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce. Rządził nim dekadę (od 1994 r.). Prywatnie Rufin Sokołowski prowadził dobrze prosperującą działalność. Opatentował systemy samopodgrzewających się puszek z jedzeniem. Był bliski sfinalizowania kontraktu o wartości 40 mln euro na dostawy żywności dla wojska i innych służb mundurowych.

Był tańszy od innych

Patent polegał na tym, że puszka z jedzeniem podgrzewała się bez zewnętrznego źródła energii. - Przebijając szpikulcem otwory, wywoływało się reakcję, która po około ośmiu minutach podwyższała temperaturę żywności o około 55 stopni - tłumaczy zasadę działania wynalazku Rufin Sokołowski.

ZOBACZ WIDEO Miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz Marcin Gortat odpuszcza nawet mecze NBA!

Plany na interes życia upadły w wyniku pożaru. Całkowitemu zniszczeniu uległy hale magazynowe, taśmociągi, instalacje oraz inne składniki majątku firmy Rewis, należącej do Sokołowskiego. Przypadkowo tutaj nic się nie zadziało.
- Byliśmy tańsi i chcieli nas wyeliminować z rynku - twierdzi Sokołowski. Trop prowadził do firmy produkującej m.in. wodę mineralną z Jawora.

Po opatentowaniu pomysłu, Sokołowski znalazł dystrybutora puszek. Jego wynalazek otrzymał nawet w 2015 roku na targach w Łodzi tytuł Lidera Bezpieczeństwa Państwa. Szybko pojawiło się zamówienie na 13 milionów puszek. Dystrybutor jednak zdefraudował pierwszą zaliczkę w wysokości 250 tys. zł. - A mógł na tym zarobić 37 milionów złotych - zaznacza Sokołowski.

Dwóch czeka na proces. Trzeci poszukiwany

Nierzetelny przedsiębiorca przyprowadził wówczas do Sokołowskiego producenta wody mineralnej dla wojska z Jawora. Przekonywał, że wspólnie z nim zorganizuje właściwą dystrybucję towaru. Ale niestety - wtedy zaczęły dziać się dziwne i podejrzane rzeczy. Tuż przed sylwestrem 2015 roku spłonęło sześć samochodów Sokołowskiego. Sprawców nie wykryto. Sprawę umorzono.

Pół roku później był wspomniany pożar magazynów. Okazało się też, że konserwy o podobnej technologii sprzedawała firma związana z człowiekiem od wody mineralnej. Właściciel firmy w grudniu 2018 roku w rozmowie z WP SportoweFakty, obecnie poszukiwany listem gończym Szymon B., wypierał się jakiegokolwiek związku z podpaleniami firmy Sokołowskiego i kradzieżą patentu.

Prokuratura najpierw umorzyła sprawę z powodu braku dowodów. Przełom nastąpił w styczniu tego roku. - Pomimo umorzenia samo zdarzenie i towarzyszące mu okoliczności cały czas były przedmiotem analizy policji i prokuratury. Zebrany materiał dowodowy oraz pozaprocesowe ustalenia funkcjonariuszy z Leszna doprowadziły do ustalenia i zatrzymania sprawców - dowiadujemy się z komunikatu Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Przemysław P. i Bartłomiej B. usłyszeli zarzuty podpalenia i spowodowania pożaru zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach. Pierwszy z podejrzanych przyznał się do popełnienia zarzucanego mu przestępstwa, opisując sposób i okoliczności jego dokonania. Prokurator zastosował wobec niego wolnościowe środki zapobiegawcze. Natomiast na wniosek prokuratora sąd zastosował wobec Bartłomieja B. tymczasowy areszt. Podejrzany ten nie przyznał się do podpalenia - wyjaśnia dalej prokuratura.

- Ten, którego wskazano jako zleceniodawcę, jest poszukiwany listem gończym w tej i innych sprawach - tłumaczy nam Rufin Sokołowski. - Długo to wszystko trwało, ale po pięciu latach policja ujęła sprawców - dodaje.

Zatrzymanym postawiono zarzut umyślnego spowodowania pożaru, co zagrożone jest karą więzienia do lat 10. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu w sierpniu tego roku skierowała do Sądu Rejonowego w Złotoryi akt oskarżenia. W komunikacie Prokuratura jasno twierdzi też, że te osoby właśnie wywołały pożar magazynów Sokołowskiego. "Straty spowodowane tym przestępstwem wynoszą co najmniej 2.600.000 złotych. Jak ustalono w toku śledztwa, motywem podpalenia było wyeliminowanie firmy prowadzącej konkurencyjną działalność na rynku produktów żywieniowych" - piszą śledczy.

Żużlowa pasja prezesa

Rufin Sokołowski obecnie już z dystansem patrzy na sport żużlowy. Zraził się i ogląda speedway tylko w telewizji. - Na mecze żużlowe nie chodzę od momentu, gdy poszedłem na stadion i zobaczyłem transparent wywieszony przez kibiców: "Józef z bagien nas wyciągnął", nawiązujący do osiągnięć Józefa Dworakowskiego. Jak sobie pomyślałem, że 10 lat mojej społecznej harówki na rzecz Unii było dla kibiców bagnem, to zeszło ze mnie powietrze. Na stadionach nie bywam, ale z żużlem jestem na bieżąco. Śledzę wszystko w środkach masowego przekazu - tłumaczy swoje obecnie związki ze speedwayem Rufin Sokołowski.

Nasz rozmówca występuje często jako komentator bieżących wydarzeń żużlowych. Chłodnym okiem ocenia także obecną sytuację w klubie, którym kiedyś zarządzał. - Unii nie grozi spadek z PGE Ekstraligi. Beniaminek w praktyce skazany jest na degradację. Co nie oznacza, że Unię czeka dobry czas - tłumaczy. - Oczekiwania odnośnie zarobków żużlowców rosną niesamowicie. Obecnie sytuacja w Unii jest taka, że pieniądze, które kosztował Emil Sajfutdinow zostały rozdzielone na podwyżkę dla Jasona Doyle’a, Janusza Kołodzieja i Piotra Pawlickiego. Wzięto za to dużo tańszego zawodnika, Davida Bellego. Jaki to da efekt, zobaczymy - dodaje.

- Kiedy zostałem prezesem Unii w 1994 roku, zaprosiłem na kawę wszystkich żyjących szefów klubu, którzy byli przede mną. Chciałem, by podzielili się ze mną swoimi doświadczeniami. Marian Grys, prezes z lat 1970-1989 powiedział mi ważną rzecz. Kiedy Unia Leszno w 1989 roku zdobywała trzeci tytuł DMP z rzędu, średnia frekwencja na stadionie wynosiła wtedy 1500 osób. Kibice przychodzili tylko po to, by założyć się, czy Unia przekroczy 60 punktów, czy nie. Wypowiedział on ważne zdanie, że w tym sporcie zajączka trzeba gonić, ale niekoniecznie złapać - wspomina Rufin Sokołowski.

Spadku Unii nie wróży

Kibicom przejadły się ostatnie sukcesy i cztery z rzędu mistrzostwa Unii w latach 2017-2020? - Dzisiaj też stadion nie był również wypełniony, pomimo braku ograniczeń. To jest zagrożenie dla Unii. Cztery DMP z rzędu stały się chlebem powszednim. W teorii jest tak, że po sukcesie często przychodzi później spadek. Na szczęście regulamin w PGE Ekstralidze jest tak niekorzystny dla beniaminka, że Unii raczej to nie grozi - zaznacza.

Co obecnie porabia szef firmy Rewis? - Cały czas produkuję nasz wynalazek, czyli dania z systemami samopodgrzewającymi się. Problem polega na tym, że szansa na bardzo duże kontrakty, które były kilka lat temu, została zaprzepaszczona. Nikt nie wierzył, że my się odrodzimy po tym wszystkim, że jesteśmy w stanie podnieść się z tych zgliszcz. Z tego, co się zachowało po pożarze, zostawiliśmy tylko część techniczną, niestety bez produkcji żywności. Całe hale, w których zajmowano się produkcją żywności, spłonęły w pożarze 5 lat temu. Jedzenie produkują nam obecnie inne firmy, a my robimy systemy samopodrzewania. Najważniejsze, że podnieśliśmy się po tym, co nas spotkało - kończy.

Bezpośredni sprawcy podpaleń wkrótce staną przed sądem. Jeden z nich wskazał zleceniodawcę. Ten wciąż przebywa na wolności i poszukiwany jest listem gończym.

Zobacz także:
Czy będą zmiany w formacie SoN?
Jazda w Unii Leszno to jego marzenie

Źródło artykułu: