Zielonogórska policja zbyt agresywna dla gorzowskich kibiców?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Podczas spotkania pomiędzy Falubazem Zielona Góra a Stalą Gorzów doszło do starcia gorzowskich kibiców z ochroną i policją. Kibice gorzowscy twierdzą, że akcja policja była nieuzasadniona i zbyt agresywna.

Po spotkaniu Falubazu Zielona Góra ze Stalą Gorzów do naszej redakcji spływały liczne sygnały o nieprawidłowościach w działaniach zielonogórskiej policji w starciu z gorzowskimi kibicami. Tego typu sygnały należy zawsze traktować z odpowiednim dystansem. Punkt widzenia kibiców jest bowiem różny od punktu widzenia policji. Jednak w tym przypadku rozmawialiśmy z osobą, której zeznania są wiarygodne i poparte odpowiednimi dokumentami. Cezary Korniejczuk jest dyrektorem finansowym międzynarodowego koncernu chemicznego. Oto jego wersja wydarzeń podczas niedzielnego meczu. - Kiedy wszedłem do klatki około 18.50, przywitał mnie dowódca ochrony firmy Zubrzycki słowami: "Do klatki kur...". Podobnie agresywnie zachowywał się w stosunku do wielu innych osób. Po chwili widziałem latające petardy z jednej strony i butelki, kamienie w drugą oraz brak reakcji ochrony z obu stron ogrodzenia. W pewnej chwili z trybun wyskoczył kibic Falubazu, który podbiegł do naszych flag i próbował je zerwać. Ochrona nie zdążyła zareagować. Po chwili chyba dwóch kibiców wskoczyło na płot (ochrona nie pozwalała siedzieć na płocie kierującym dopingiem). Kibice Stali, aby chronić flagi, zeskoczyli na ziemie. Wtedy to już kibic Falubazu biegł przez murawę na pierwszy łuk. Kibice Stali zaczęli zbierać flagi z ziemi i w tym momencie zostali zaatakowanie gazem przez ochronę. Widział to jeden z działaczy Stali z parkingu i wbiegł pod klatkę, rozpościerając ręce i zasłaniając kibiców. Wtedy w trybuny poleciały chyba z 4 petardy na raz, z powrotem butelki kamienie i deska z ławki, która trafiła ochroniarza. W chwilę po tym do akcji wkroczyła policja atakując gazem kibiców stłoczonych w sektorze wypychając ich na zewnątrz stadionu. Do tego momentu w zasadzie nie było większych ofiar. Po stronie kibiców kilku było zagazowanych, kilku pobitych pałkami - opisał wydarzenia ze stadionu Korniejczuk.

Akcja policji w sektorze kibiców Stali Gorzów

Jak się okazuje, prawdziwy horror dla niektórych obserwatorów spotkania rozpoczął się dopiero po opuszczeniu stadionu. - Po wyjściu na ulicę Wrocławską kibice zostali otoczeni przez Policje i zaczęli być powoli spychani w stronę parkingu. Jednak w niewielkiej odległości od wejścia ustawiono szpaler policjantów z tarczami blokujących drogę ucieczki. Powstał kocioł, w którym znajdowali się WSZYSCY, którzy przyjechali na mecz. W pewnym momencie na rozkaz przez radiotelefon: "pałować" policjanci zaczęli atakować wszystkich, którzy byli w ich zasięgu. Mnie idącego w stronę parkingu zaatakowało czterech, pięciu policjantów, bijąc po głowie plecach, nerkach, powalili mnie na ziemie. Syn widząc, że padam chciał mi pomóc i również został spałowany przez kilku policjantów, rozbito mu głowę, obalono na ziemię. Atakowali ci z przodu i ci z tyłu, zacieśniając kocioł. Pałki i gaz spowodowały wzajemne tratowanie się zdezorientowanych ludzi w kotle. Kilka osób wracało potem na parking bez butów, wielu nie było w stanie iść i pomagali im koledzy prowadząc ich pod rękę, wielu zostało leżących na ziemi. Ponad nimi cały czas szedł szereg policjantów. Słyszałem rozkaz "Wolniej!" i "Trzymać szereg!" Po dojściu na parking widziałem wielu ludzi, którzy przez kolejne około 10 minut wracali od strony stadionu, przeważnie słaniali się na nogach, byli prowadzeni przez kolegów, bo nic nie widzieli. Trzymali się za oczy. Na parkingu ludzie leżeli na ziemi, krzyczeli: "Wody", "Lekarza", "Dawajcie karetkę". Dopiero po około 20 minutach przybiegł jeden ratownik wyposażony w plecak, który zaczął udzielać pierwszej pomocy poszkodowanym - opisywał wydarzenia Korniejczuk.

Krwawiąca głowa syna Cezarego Korniejczuka

- Brakowało przede wszystkim wody. Po kolejnych 30 minutach dotarły pierwsze karetki, okazało się, że tak późno, albowiem policja nie pozwalała im wcześniej dojechać. Karetki nie mogły dotrzeć do większości poszkodowanych leżących na trawniku przy autobusach, musieli być niesieni przez około 100 metrów do karetek stojących tuż przy szpalerze policji. Tam na trawniku opatrzono rannych, przemywano oczy, kilka osób zostało zabranych do szpitala, chyba dwie osoby zostały zniesione na noszach. Ci, którzy nie ucierpieli tak bardzo, słuchali radia z relacją z meczu. Po 9 biegu, który Stal wygrała 5:1 i wyszła na prowadzenie "słyszeliśmy" ciszę na stadionie, a na parkingu zapanowała wielka radość. Około 30 osób zgromadzonych wokół auta skandowało: "Stal Gorzów!, Stal Gorzów!", po chwili kilkunastu policjantów z psami i gazem wkroczyło na parking (chyba bardzo przeszkadzało im kibicowanie i nasza nadzieja w zwycięstwo) i szczując psami, pryskając gazem zapędzała wszystkich do autobusów. Tam ludzie ponownie się tratowali i przewracali uciekając, próbując jak najszybciej schować się w pojazdach. Wtedy to jeden z potraktowanych gazem stracił na chwilę przytomność, przybiegli ratownicy i znieśli go na noszach. Jedna z osób słyszała jak ratownicy niosąc go mówili: "szybko zabieramy go, bo schodzi". Po terenie parkingu krążył wysoki policjant z psem mówiąc do kierowców osobówek i ich pasażerów: "Wszyscy kur... stać przy pojazdach, teraz będzie porządek!". Jakby mało było upokorzeń cały teren parkingu został otoczony przez policjantów ze strzelbami, i ujadającymi psami. Zaraz po skończonym meczu odjechałem z parkingu - napisał Korniejczuk.

Lekarze udzielają pomocy najbardziej poszkodowanym osobom

Zdaniem Korniejczuka również relacje ze spotkania potwierdzają, że policja zastosowała siłę wobec przypadkowych osób. - Na drugi dzień po meczu dowiedziałem się z mediów, że kibice byli czterokrotnie wzywani do opuszczenia sektora przez osobę prowadzącą zawody. Komunikat ten był niesłyszalny, nagłośnienie nie spełnia swego zadania, podobnie było na poprzednich derbach, gdy kibice Stali bawili się w czasie grania hymnu, który był niesłyszalny. Ciekawa była relacja nadana w radiu RMG w poniedziałek rano. Mężczyzna z córką ok. 12 lat mówił, że wyszedł z sektora gości jako pierwszy, około 15 min. przed interwencją policji. Wynika z tego, że zastosował się do zalecenia o opuszczeniu sektora. Po wyjściu na ulicę Wrocławską w drodze na parking natknął się na szpaler policjantów blokujących drogę, którzy nie pozwolili mu udać się do parkingu, mieli czekać. Po około 15 min., kiedy Policja wypędziła resztę kibiców i utworzyła kocioł on również słyszał rozkaz "pałować". Był zaskoczony, że policjant, obok którego stał wraz z 12 letnią córką, od co najmniej 15 minut, zamachuje się na niego pałką. Jest to dowód na to, że opuszczenie sektora na wezwanie Policji nie gwarantowało bezpieczeństwa komukolwiek - wyjaśnił Korniejczuk.

Kibic Stali Gorzów przenoszony do karetki

Dyrektor finansowy międzynarodowego koncernu podkreślił bardzo dobre zachowanie zielonogórskich kibiców. Wyraził również nadzieję, że zachowanie policji w podobnych sytuacjach będzie bardziej wyważone niż to podczas derbów. - Chciałbym podziękować kibicom Falubazu za zaopiekowanie się flagami. Wszystko, co zostało w sektorze zostało przez nich zebrane i przekazane kierownikowi drużyny Stali. Apeluję do Komendanta i rzecznika Policji w Zielonej Górze: Przestańcie kryć przestępców, stańcie po stronie prawa i sprawiedliwości! Jeśli Policja chce zyskać zaufanie, niech wydali ze swoich szeregów bandytów w białych rękawiczkach, wydających rozkazy masakrowania ludzi - zakończył Cezary Korniejczuk.

W posiadaniu naszej redakcji znajduje się również obdukcja lekarska Cezarego Korniejczuka i jego syna, z której wynika, że stwierdzono u nich krwiaki o średnicy 3/5 centymetrów, obrzęki grzbietu, nadgarstka, piszczeli, okolicy ciemieniowej i uszkodzenie okolicy potylicowej (na zdjęciu). Lekarz stwierdza, że mogły one powstać w wyniku opisanych powyżej okoliczności i we wskazanym czasie.

W najbliższych dniach zaprezentujemy również stanowisko policji w sprawie opisanych wydarzeń.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)