Mowa o transferze Tomasza Bajerskiego z Apatora Toruń do Stali Gorzów w 1996 roku. Wszystko za sprawą pieniędzy, jakie gorzowianie zapłacili za sprowadzenie wychowanka toruńskiego klubu.
Zgodnie z ówczesnym regulaminem Bajerski wystawiony został na listę transferową z horrendalną kwotą 600 tysięcy złotych. Na władzach Stali nie zrobiło to żadnego wrażenia i zdecydowali się na sprowadzenie żużlowca z Apatora.
- Uważam, że wtedy to było najlepsze możliwe rozwiązanie. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, to nic bym w tej kwestii nie zmienił - opowiada w rozmowie z polskizuzel.pl Tomasz Bajerski. Zdradza też, że do wielkiego transferu w polskim żużlu wcale nie musiało dojść!
ZOBACZ WIDEO Żużel. Rafał Dobrucki kręci nosem! Poszło o zagranicznego juniora
- To nie było tak, że ja chciałem odejść, tylko po prostu nie podobało mi się wcześniejsze zachowanie niektórych zawodników. Uznałem, że nie będę jeździł z nimi w jednej drużynie. Stało się tak, że oni zostali, a ja poszedłem gdzieś indziej - przyznaje Bajerski.
W barwach Stali Gorzów Bajerski spędził cztery lata. W debiutanckim sezonie wykręcił średnią 2,115, lecz z każdym kolejnym rokiem spisywał się coraz gorzej. W rozgrywkach 2000 jego średnia wyniosła 1,608 punktu na bieg. Później wrócił do macierzy.
W Apatorze jest też teraz, tyle że w innej roli. Pracuje jako menedżer, w sezonie 2022 poprowadzi w PGE Ekstralidze drużynę w składzie z m.in. Patrykiem Dudkiem, Emilem Sajfutdinowem, Pawłem Przedpełskim, Jackiem Holderem czy Robertem Lambertem.
Zobacz też:
Żużel. Oficjalnie: czołowa postać na dłużej w Apatorze Toruń
Żużel. Bohater hitu transferowego zdradza, dlaczego wybrał Apator Toruń