Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Niedawno o składzie Orła na sezon 2022 mówił pan: "to nie jest drużyna moich marzeń". W poniedziałek ogłosiliście pozyskanie Timo Lahtiego i Nielsa Kristiana Iversena. Czy po tych transferach w pana postrzeganiu kadry coś się zmieniło?
Witold Skrzydlewski, główny sponsor Orła Łódź: Nadal to nie jest drużyna moich marzeń, ale z drugiej strony nie można narzekać. Trzeba cieszyć się z tego, co mamy, bo w tej chwili na to nas stać.
Kogo zatem brakuje, żeby to był pana wymarzony zespół?
Brakuje mi jeszcze jednego silnego polskiego seniora.
Czy ma pan na myśli kogoś konkretnego?
Adriana Gałę. Nie ukrywam, że go chciałem, ale wybrał ofertę z Gdańska. U nas nie chciał konkurować o miejsce w składzie. To dlatego zdecydował się na inną opcję.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Rafał Dobrucki kręci nosem! Poszło o zagranicznego juniora
Tym razem zdecydowaliście się na szerszą kadrę niż w ubiegłym roku. Jest trzech zagranicznych seniorów i dwóch zawodników U24. Poza tym szykuje się rywalizacja w formacji juniorskiej. Dlaczego poszliście w tym kierunku?
Zacząłbym od tego, że żużel jest sportem bardzo urazowym. Żużlowcy jeżdżą w wielu ligach, a to czasami różnie się kończy. Mogliśmy się przekonać o tym w ubiegłym sezonie. Poza tym wiadomo, że zawodnikom jest najlepiej, kiedy jest ich tylu co miejsc w składzie. Wtedy jednak rywalizacja zanika. Może się mylę, ale uważam, że zdrowa konkurencja jest potrzebna w każdej dyscyplinie sportu, bo tylko to napędza do lepszych wyników.
Pan mówi, że rywalizacja jest potrzebna, ale są też tacy, którzy twierdzą, że ona wyklucza współpracę w parku maszyn. Zawodnicy wtedy sobie nie podpowiadają, bo wiedzą, że na ich miejsce czeka ktoś inny. Nie obawia się pan tego?
Ja uważam, że oni i tak sobie nie podpowiadają. Żużel jest sportem indywidualnym. Każdy z nich liczy pieniądze, więc na końcu i tak patrzy tylko na siebie i swoją zdobycz punktową. To oczywiście tylko moje zdanie. Jeśli taką opinią krzywdzę któregoś z zawodników, to przepraszam. Mam jednak do niej prawo.
Czy w składzie na sezon 2022 widzi pan zawodnika, o którym można by powiedzieć: to on będzie liderem Orła?
Według mnie w tym zespole na razie kogoś takiego nie ma. Wydaje mi się, że mamy wyrównany skład. Liderem może zostać każdy, aczkolwiek liczę, że solidnym rzemieślnikiem okaże się Timo Lahti, który powinien gwarantować 8 - 10 punktów w meczu. Nie wytypowałbym jednak dziś, kto na pewno pociągnie ten zespół i odegra pierwszoplanową rolę. Na pewno jednak życzyłbym sobie, żeby wszystkich zaskoczył Niels Kristian Iversen, który ma coś do udowodnienia. Najważniejsze, żeby przestały go w końcu prześladować kontuzje.
Nie bał się pan transferu Duńczyka ze względu na to, że często łapie kontuzje?
Trener chciał pana Iversena i ma pana Iversena. To transfer na jego wyraźną prośbę.
A zabezpieczyliście się? Czy kontrakt Duńczyka jest zbudowany tak, żeby będzie zarabiać przede wszystkim za zdobyte punkty?
Pan Iversen ma normalny kontrakt. Taki sam jak cała reszta. W tym przypadku nie ma żadnej szczególnej historii. Mogę natomiast zdradzić, że dokonaliśmy ważnej zmiany w kontraktach wszystkich zawodników, bo pozwala na nią regulamin. Uważam, że w tym kierunku powinni iść również inni żużlowcy. Jeśli o to nie zadbali, to znaczy, że za bardzo nie myślą.
O jakiej zmianie pan zatem mówi?
Niedawno wzrosły limity i dzięki temu można podpisać umowę do 300 tysięcy złotych. Uważam, że takie kwoty dostaje tylko kilku żużlowców, a nieliczni mają więcej. 80 proc. mieści się jednak w górnej granicy, więc każdy powinien zadbać, żeby to było wpisane w kontrakt i podpadało pod proces licencyjny. W Łodzi tak będzie, bo mojej firmie jest obojętnie, czy płacimy za reklamę żużlowcom czy klubowi. Wiem natomiast, że są kluby, które mają wysokie aspiracje, a nadal posługują się dodatkowymi umowami sponsorskimi.
W Orle ostatecznie zostaje Norbert Kościuch, który ma za sobą nie najlepszy rok. Czy kolejny sezon będzie dla niego tym ostatniej szansy?
Powiedziałbym, że nie najlepszy był nie tylko ostatni rok, ale dwa minione sezony. Gdyby nie poszło mu teraz, to na pewno byłoby mu bardzo trudno.
Z Orła odchodzi natomiast Aleksandr Łoktajew, który był dla pana zawsze zawodnikiem szczególnym. Niektórzy mówili wręcz, że to pana ulubieniec. Nie chcieliście go zatrzymać?
Chciałem go zatrzymać. Byłem nawet na to w stu procentach zdecydowany.
To co się stało?
Od razu wyjaśnię, że nie mieliśmy opcji, by ze sobą bezpośrednio porozmawiać. Skontaktowaliśmy się jednak telefonicznie i ustaliliśmy wspólnie warunki dalszej współpracy. "Sasza" dobrze wie, że ja dotrzymuję słowa, bo zdążył mnie poznać. W pewnym momencie przyjechał do mnie jego menedżer, który przywiózł mi ładne podziękowania za sezon. Wtedy wyjaśnił mi, że nie można było się do mnie dodzwonić. Nie twierdzę, że było inaczej, bo zwariowałbym, gdybym odbierał wszystkie telefony przed 1 listopada. Z tego powodu wybrał inną opcję. Wyszło trochę dziwnie, bo moim zdaniem powinien był odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kiedyś go zawiodłem lub oszukałem. Ja wiem, że nigdy tak się nie stało. Jeśli umawialiśmy się na coś "na gębę", to umowa była zawsze dotrzymywana. Szkoda, że tak się to potoczyło. Od razu chcę jednak wyjaśnić, że w przyszłości w tym klubie jest dla niego miejsce. Nie mam żalu i nie zamykam przed nim drzwi do Orła. Nic z tych rzeczy.
Jak pana zdaniem będzie wyglądać eWinner 1. Liga w sezonie 2022? Czy walka o awans rozegra się pomiędzy Abramczyk Polonią Bydgoszcz i Stelmetem Falubazem Zielona Góra?
Zacznę od tego, że według mnie wielką niespodzianką będą Niemcy z Landshut.
Dlaczego?
Mam wrażenie, że wszyscy traktują ich "na luziku", a moim zdaniem okażą się silni i sprawią wiele niespodzianek. Na dziś nie potrafiłbym wskazać drużyny, która na pewno spadnie i składu pierwszej szóstki. A co do Falubazu i Polonii, to mam nadzieję, że sprawdzi się powiedzenie, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Może i tym razem do tego dojdzie? Czas pokaże. Jeśli miałbym komuś życzyć awansu, to raczej drużynie z Zielonej Góry. Mam wrażenie, że są bardziej przygotowani pod względem finansowym i infrastrukturalnym. Polonia się dopiero buduje.
Co będzie dla pana sukcesem Orła Łódź?
Udział w finale. A jeśli chodzi o plan minimum, to uważam, że każdy klub podchodzi do sprawy tak samo. Najważniejsze, żeby przypadkiem nie spaść z tej ligi.
Przed początkiem okresu transferowego powiedział pan: budujemy zespół, który powalczy o awans. Czy został pan później zaskoczony sytuacją na rynku i stawkami, których oczekiwali zawodnicy?
Zaskoczony to złe słowo. Ja byłem porażony. Kiedy mówiłem o walce o awans, to nie spodziewałem się, że dojdzie do takiego skoku finansowego. W życiu bym nie pomyślał, że zawodnik, który kosztował 100 tysięcy, za chwilę zażyczy sobie trzy razy tyle.
Rozumiem też, że kibice oczekują wielkich nazwisk i walki o najwyższe cele. W Łodzi zapewne było podobnie. Niech jednak biorą przykład z klubu Widzew, gdzie 17 tysięcy widzów na każdym meczu to karnetowicze. Ci ludzie chodzą nie tylko, kiedy ta drużyna wygrywa. Gdyby na Orła chodziło po 10 tysięcy osób, to byłoby nam łatwiej o te największe gwiazdy. Uważam, że tego elementu brakuje nam w tej chwili najbardziej. Mogę panu powiedzieć, że w tym roku z biletów i karnetów zebraliśmy około 420 tysięcy złotych. Podejrzewam, że Ostrów skasował tyle za dwa mecze. Kiedy zatem kibic mówi, że Skrzydlewski mógłby trochę dołożyć na lepszych zawodników, to ja mam ochotę odpowiedzieć, żeby zabrał ze sobą na każdy mecz kilka osób, które kupią bilet. Gdyby zamiast dwóch, trzech tysięcy było ich osiem, to jako klub bylibyśmy w zupełnie innym położeniu.
Zobacz także:
Zmarzlik wybrał Plebiscyt WP SportoweFakty!
Zmarzlik: Wygrywanie nauczyło mnie być gotowym na porażki