Po dłuższej przerwie na antenę stacji nSport+ powrócił program "Trzeci wiraż" prowadzony przez Marcina Majewskiego. Tym razem dziennikarz porozmawiał z Maciejem Janowskim, który w sezonie 2021 zdobył z Betard Spartą Wrocław złoty medal w rozgrywkach PGE Ekstraligi. Sam zawodnik ze średnią biegową na poziomie 2,582 był najskuteczniejszym jeźdźcem swojego zespołu.
Ponadto do tegorocznych osiągnięć Janowskiego należy zaliczyć: czwarte miejsce w cyklu Speedway Grand Prix, srebro w Indywidualnych Mistrzostwach Polski w Lesznie oraz drużynowe srebro w Speedway of Nations, gdzie w finałowym wyścigu zaliczył pechowy upadek.
Sam zainteresowany wyznał, że wydarzenia ze wspomnianego finału tłumaczy sobie jako naturalny element sportowej rywalizacji. - Przez dwa dni daliśmy z siebie wszystko. Małe nieporozumienie, w którym znalazłem się w złym miejscu o złym czasie. Taki jest ten sport. Nie zamierzam tego rozpamiętywać bądź za dużo rozmyślać. Skupiam się na tym, co jest przede mną - powiedział Janowski.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Eksperci wskazali mankamenty w drużynie Fogo Unii Leszno
Kapitan Sparty zdradził również, jak wyglądały kulisy feralnego biegu w Manchesterze. - Przed biegiem rozmawialiśmy (z Bartoszem Zmarzlikiem dop. red.), o tym, jak będziemy chcieli wybrać nasze ścieżki [...]. Może troszeczkę zabrakło komunikacji na torze i takiego zaufania, bo powiedzieliśmy sobie, że ja będę jechał na samym "płocie". Z drugiej strony Bartek mnie nie widział, bo byłem za daleko i mógł się bać napędzonego Roberta Lamberta. To była bardzo dynamiczna sytuacja. Jestem daleki od tego, aby obwiniać Bartka albo siebie - wyjaśnił.
W sezonie 2021 jednym z głównych tematów w mediach były relacje pomiędzy Janowskim a Zmarzlikiem. Przypomnijmy, że do "spięcia" dwóch Polaków doszło podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lesznie, gdzie najpierw Zmarzlik podjechał pod zawodnika Betard Sparty, który po chwili odpowiedział tym samym. Jaki był powód tej trudnej relacji?
- Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nie chciałbym tego wyciągać w programie, ponieważ twierdzę, że powinno to zostać między nami. Takie jest moje zdanie - skomentował wrocławianin.
Podczas dekoracji IMP Janowski dość szybko opuścił podium, na którym pozostał triumfator Zmarzlik oraz zdobywca brązowego medalu - Janusz Kołodziej. Dzięki rozmowie w programie "Trzeci wiraż" cała sytuacja została wreszcie szczegółowo wyjaśniona.
- Do końca nie widzę problemu w tej sytuacji. Bardziej mam do siebie żal o tę sytuację na torze, gdzie dałem się sprowokować i wybuchłem. Było to jednak spowodowane tym, co wydarzyło się przed IMP-em. Nie wiedziałem, że sytuacja z podium może zaboleć kogokolwiek. Nie chciałem się oblać szampanem z kolegami z podium. Podaliśmy sobie rękę po zawodach, wysłuchaliśmy hymnu, szampana postanowiłem podarować kibicom z Wrocławia. Nie wiedziałem, że będzie to aż tak źle odebrane - stwierdził rozmówca Marcina Majewskiego.
W programie poruszono także kwestię konfliktu z Markiem Cieślakiem. Jego powodem były zwolnienia lekarskie, które przedstawili zawodnicy reprezentacji przed jednym z meczów kadry, gdy jej trenerem był jeszcze wspomniany Cieślak.
- Wydaje mi się, że ten czas, który minął od tej sytuacji, chyba zmęczył i mnie i trenera Marka. Przyznaję się, że nie potrafię żyć za długo w problematycznych sytuacjach. Na moje nazwisko wylało się wtedy dużo brudu. Dużo osób opisywało całą sytuację, nie znając jej od środka [...]. Z trenerem za dużo przeszliśmy razem, aby teraz to odciąć - podsumował Janowski.
Ponadto w trakcie rozmowy kibice mogli się dowiedzieć jak kapitan "Spartan" i reprezentant Polski najbardziej lubi spędzać wolny czas. Zawodnik wyjawił, że największą radość sprawiają mu chwile z rodziną i zwierzętami. Co ciekawe, pasją żużlowca jest również szeroko pojęta sztuka. Gdy tylko jest taka możliwość ten bardzo chętnie odwiedza galerie artystyczne, choć jak sam powiedział, nie posiada talentu plastycznego. Zdecydowanie lepiej wychodzi mu jazda na motocyklu żużlowym.
Zobacz także:
- TVN przejmuje kolejny sport po skokach?! To może być prawdziwa bomba!
- Dostała lek za ponad 9 mln zł. Ojciec mówi, co stało się po 20 godz.