Robert Dowhan jest senatorem RP. Pierwszy raz mandat uzyskał w 2011 roku. Ta sztuka udała mu się ponownie cztery lata później i podczas ostatnich wyborów parlamentarnych w 2019 roku. Za każdym razem startował z list Platformy Obywatelskiej.
Dowhan jest związany z Zielona Górą. W przeszłości był prezesem i twórcą potęgi żużlowego Falubazu, z którym zdobył trzy złote medale DMP. Nic więc dziwnego, że senator już wcześniej znał Łukasza Mejzę, który także wywodzi się z województwa lubuskiego.
Sprawa wiceministra sportu budzi w ostatnich dniach ogromne kontrowersje. Według ustaleń dziennikarzy Wirtualnej Polski Szymona Jadczaka i Mateusza Ratajczaka, należąca do obecnego wiceministra sportu firma Vinci NeoClinic obiecywała leczenie na wiele nieuleczalnych chorób.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Kenneth Bjerre opowiedział o kulisach transferu do Polonii. Negocjacje odbywały się... na Skypie
Chorym oferowano terapię "pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi", która jest niesprawdzona i eksperci przed nią ostrzegają. Dowhan w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada nam o swoich relacjach z wiceministrem sportu.
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak dobrze zna pan wiceministra sportu Łukasza Mejzę?
Robert Dowhan, senator RP, były prezes Falubazu Zielona Góra: Na szczęście prawie w ogóle. Geograficznie to moje regiony, bo pan Mejza pochodzi z województwa lubuskiego i to oczywiste, że wiedziałem już wcześniej, kim jest. Mogliśmy się dwa razy gdzieś minąć, ale nigdy nie zabiegałem o znajomość z nim, bo od początku wydawał mi się dziwny.
Dlaczego?
Kiedy ktoś dużo mówi, a niewiele robi i nie ma za sobą żadnej większej historii, to zawsze zapala mi się lampka ostrzegawcza. Tak było w tym przypadku. Dla kogoś związanego z Zieloną Górą Łukasz Mejza już wcześniej nie był postacią anonimową. Był bardzo promowany przez prezydenta miasta Janusza Kubickiego. Co sesję sejmiku zamiast merytorycznej dyskusji mieliśmy ciągłe oskarżenia pod adresem zarządu województwa. Jako senator bywałem na sesjach, więc pewnych rzeczy nie dało się nie widzieć i nie słyszeć.
O czym pan mówi?
O typowo populistycznych wypowiedziach pana Mejzy, że w urzędzie marszałkowskim panuje "totalny chlew". To poskutkowało zresztą kilka dni temu wyrokiem skazującym. Zarząd województwa skierował wtedy sprawę do sądu, a ten uznał, że to były zwykłe obelgi. To między innymi z takich powodów ta znajomość mnie nie interesowała. Teraz czytam o sprawie pana Mejzy i myślę sobie, jakie mam szczęście, że nasze drogi nigdy się nie przecięły. Bardzo się cieszę, że nie mamy żadnych relacji towarzyskich, politycznych i biznesowych. Poza tym w tej sprawie porażający jest kontekst.
Czyli?
Do pewnych rzeczy dochodzi się długą i ciężką pracą. Wiedzą o tym miliony ludzi, którzy codziennie rano wstają i w pocie zarabiają każdy grosz. Do tej pory sporo nasłuchałem się o firmach pana Mejzy zajmujących się nowymi technologiami, ale to zawsze były tylko opowiadania. Nigdy nie widziałem czegoś, co z tego powstało i czego można by w sposób namacalny dotknąć. Najgorsze, że cała ta afera dotyczy ochrony zdrowia, czyli tematyki, która w obecnych czasach jest nam szczególnie bliska. Mieliśmy już zakupy nieistniejących artykułów medycznych po abstrakcyjnych cenach, a teraz pojawia się ta historia. To dlatego kontekst jest zatrważający.
Jaki będzie pana zdaniem ciąg dalszy sprawy Łukasza Mejzy? Czego się pan spodziewa?
Przede wszystkim odpowiednie organy powinny to dokładnie zbadać. W naszym województwie zostało już złożone zawiadomienie do prokuratury. Najdziwniejsze jest jednak dla mnie zachowanie rządu Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli z różnych stron dochodzi do takiego bombardowania informacjami i są na to świadkowie, a do prokuratury wpływa jedno, drugie czy trzecie zawiadomienie, to naprawdę trudno udawać, że nic się nie dzieje. Dla dobra sprawy ktoś powinien zastanowić się nad rolą tego człowieka w rządzie i parlamencie. Ja sobie nie wyobrażam odwrotnej sytuacji, w której Platforma, PSL, Lewica czy Hołownia zachowują bierność, gdyby na jaw wyszły takie rzeczy. A ten stan trwa już ponad tydzień.
Czy uważa pan, że sprawa Łukasza Mejzy zakończy się ostatecznie dymisją?
Nie wiem, czy dojdzie do dymisji. To pytanie do ludzi, którzy są teraz na pierwszych stronach gazet. Ja w takiej sytuacji sam zrezygnowałbym z pełnienia jakiejkolwiek funkcji. Nie wyobrażałbym sobie dalszego funkcjonowania w polityce przy tak druzgocących przekazach medialnych.