Żużel. Menedżer Wiktora Przyjemskiego mówi o przyszłości zawodnika. Padła bardzo ważna deklaracja! [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski (kask biały)
WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski (kask biały)

- Zbudowała nam się fajna relacja z Motorem Lublin. Wszystko mogłoby podpowiadać, że PGE Ekstraliga to miejsce dla Wiktora, ale my mamy konkretny plan - mówi Marek Ziębicki, menedżer Wiktora Przyjemskiego.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak to się właściwie stało, że został pan menedżerem Wiktora Przyjemskiego i na czym dokładnie polega pana rola w jego teamie?

Marek Ziębicki, menedżer Wiktora Przyjemskiego: Można powiedzieć, że ja i rodzice Wiktora wybudowaliśmy się w jednej małej miejscowości Przyłęki. On był wtedy małym chłopcem. Jego tata był mocno związany z motoryzacją. Oglądaliśmy razem Grand Prix i kibicowaliśmy mocno Tomaszowi Gollobowi, za którym sam zjechałem kilkadziesiąt turniejów. Żużel był u nas w domu cały czas obecny, tak samo, jak u Wiktora. Jego tata Darek jeździł na crossie i w pewnym momencie zwróciłem uwagę, że Wiktor ma odwagę i ciągnie go do quada czy właśnie crossówki. W tamtych czasach znałem już Jacka Woźniaka i rzuciłem luźno do Darka, że Wiktor może zostanie żużlowcem.

Jaka była reakcja?

Darek nie miał wtedy nawet wiedzy, że w okolicach działa mini - żużel. Kojarzył, że do szkółki idą chłopcy, którzy mają 15 - 16 lat. Powiedziałem mu, że jest w błędzie, bo czas na jeżdżenie jest już teraz. W końcu wzięliśmy Wiktora, kiedy miał osiem lat, na objazdówkę. Trener Woźniak posadził go na motor, a on od razu zaczął na nim nabierać prędkości. Jacek od razu powiedział, że z tego coś będzie. Tak się wszystko zaczęło. Powiedziałem rodzicom Wiktora, że chętnie pomogę i wykorzystam moje doświadczenia biznesowe. Zająłem się organizacją teamu, pozyskiwaniem pieniędzy i pierwszym marketingiem. Darek z kolei wziął na siebie kwestie sprzętowe, a Wiktor zaczął treningi ogólnorozwojowe. Taki był podział ról. Wszystko szybko nabrało rozpędu, bo rozwój Wiktora był dynamiczny. W klasie 50 cc został wicemistrzem Polski. Później poszedł do mini - żużla i z BTŻ-em zgarnął trzy złota. Do tego dołożył tytuł indywidualny.

ZOBACZ WIDEO Żużel. "Bezstresowe wychowanie" Stanisława Chomskiego. Sprawdziło się u Zmarzlika, zadziała na Palucha?

W którym momencie zdaliście sobie sprawę, że ten żużel to będzie tak na poważnie?

Właśnie wtedy, po tych sukcesach. Do tamtego momentu sami nie wiedzieliśmy, co on będzie chciał w życiu robić, czy żużel mu się spodoba, a wiadomo, że nikt nie zamierzał robić nic na siłę. Z roku na rok nabierał jednak coraz większych chęci. W końcu przyszło wejście w duże motory, czyli do klasy 250 cc. Najpierw silniki przygotowywał nam Ashley Holloway, ale dość szybko poszliśmy po tunging także do Krzysztofa Jabłońskiego, z którym do dziś mamy bardzo dobry kontakt. Od tego czasu wszystko płynęło bardzo szybko. Wtedy powiedzieliśmy sobie też, że stawiamy na pełne zawodowstwo. To dotyczyło oczywiście również kwestii kontraktowych, ale poza tym pełnej kontroli nad sprzętem i własnym zapleczem. Moja relacja z Wiktorem i jego rodziną jest jednak szczególna. W tym nie chodzi tylko o żużel. On mi "wujkuje", bo przyjaźnię się z jego rodzicami. Często spędzamy razem wakacje. Więzów krwi nie ma, ale w praktyce czuć bliskość.

Co pan myśli, kiedy słyszy, że Wiktor Przyjemski może być drugim Tomaszem Gollobem? Jest pan zadowolony z takich porównań czy raczej to pana irytuje?

Nie ukrywam, że to drugie, ale nie chodzi w tym o samego Tomka, bo byłem jego wielkim fanem. Kiedy nasz mistrz wygrywał, to Wiktor miał pięć lat i nie do końca to wszystko rozumiał. Później wzorował się na Patryku Dudku. Poza tym jestem człowiekiem, który zawsze stawiał na spokojny rozwój. Uważam, że najpierw trzeba coś pokazać i zrobić, a dopiero później się pochwalić i to raczej tak delikatnie, bez przesadnego rozgłosu. Oczywiście, w tym roku musieliśmy się zmierzyć z pierwszą falą medialną, bo doszło do ligowego debiutu Wiktora. Media na to mocno czekały, aczkolwiek zaznaczam, że nie mamy do dziennikarzy o nic o pretensji. Rozumiemy, jak pewne rzeczy działają. Musieliśmy jednak przez to tak przebrnąć, żeby Wiktorowi nic nie zaszkodziło. Myślę, że się udało. Ma za sobą całkiem udany rok, ale ja mu ciągle powtarzam, żeby patrzył na Bartosza Zmarzlika i pamiętał, że w żużlu jeszcze nic nie osiągnął. Potrzeba wiele pracy, pokory i okrążeń.

Od dawna było wiadomo, że macie ważny kontrakt z Abramczyk Polonią Bydgoszcz na sezon 2022. Czy mimo wszystko były jednak telefony z propozycjami?

Nie ukrywam, że pierwsze oferty do nas spłynęły. Z niektórymi klubami skończyło się na rozmowach telefonicznych. Mogę natomiast powiedzieć, że zbudowała nam się fajna relacja z Motorem Lublin.

Co to znaczy?

Już wyjaśniam. Chciałbym podziękować władzom tego klubu, bo Wiktor był wypożyczony w formie gościa na finały DMPJ. To pozwoliło mu spotkać się w drużynie z takimi zawodnikami jak Mateusz Cierniak czy Wiktor Lampart. Była także szansa do rywalizacji z ekstraligowcami. Te doświadczenia wiele Wiktorowi dały i jesteśmy za nie wdzięczni. Zarząd klubu zachował się znakomicie, tak samo, jak trener klubu Maciej Kuciapa, który za tym wszystkim stał. W teorii zatem wszystko mogłoby podpowiadać, że PGE Ekstraliga to miejsce dla Wiktora.

Wyczuwam jednak, że za chwilę powie pan "ale".

Tak, chciałbym od razu to uciąć i powiedzieć dwie ważne rzeczy. Po pierwsze nasze serca biją dla Bydgoszczy, a po drugie mamy konkretny plan.

Jaki?

Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że rok 2022, na który mamy ważny kontrakt, nie będzie dla Wiktora ostatnim w barwach Polonii. Mówił zresztą o tym na waszych łamach prezes Jerzy Kanclerz.

A co z PGE Ekstraligą? Kiedy?

Oczywiście, musi nadejść moment, w którym Wiktor posmakuje PGE Ekstraligi. Gdyby nie udało się w Bydgoszczy wywalczyć awansu w dwa lata, to naszym zdaniem dopiero wtedy nadejdzie moment na samodzielny atak na najwyższą klasę rozgrywkową.

Wiktor Przyjemski może pozostać na dłużej w Abramczyk Polonii Bydgoszcz
Wiktor Przyjemski może pozostać na dłużej w Abramczyk Polonii Bydgoszcz

Telefony zapewne i tak będą dzwonić. Może pan obiecać, że w przypadku Wiktora kibice nie będą nigdy świadkami takiego serialu jak z udziałem Bartłomieja Kowalskiego?

Gwarantuję to panu na sto procent. Wywodzę się z biznesu i prowadziłem w życiu wiele negocjacji. Standardy rozmów w naszym teamie są u nas bardzo wysokie. Mamy zupełnie inny styl i przywiązujemy do tego dużą wagę. Nie doprowadzimy do takich sytuacji, bo wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. Zbudowaliśmy już także bardzo partnerskie relacje z wieloma sponsorami, którzy nam zaufali. Z tego miejsca przy okazji bardzo dziękuję wszystkim firmom, które wspierają Wiktora.

Budowaliśmy to zaplecze przez lata i udało się, bo od początku postawiliśmy na profesjonalizm w funkcjonowaniu teamu, a z tym nieodłączenie się sposób prowadzenia wszystkich rozmów. Poza tym uważam, że zawodnicy, zwłaszcza ci młodzi, powinni mieć menedżerów lub kogoś z biznesowym doświadczeniem. Oni przecież nie mają wiedzy w tej materii, więc obok powinien być ktoś, od kogo będą mogli się tego nauczyć. Od razu jednak zaznaczam, że to nie mogą być ludzie znikąd. Ja zresztą wziąłem ostatnio pod swój parasol także innych żużlowców.

O kim mowa?

O Emilu Maroszku i Maksymilianie Pawełczaku, którzy zostali ostatnio ogłoszeni zawodnikami Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Obaj przypominają mi Wiktora sprzed lat. Mają smykałkę, oddanych rodziców, więc ten fundament jest naprawdę zbliżony. Mam nadzieję, że im pomogę i dzięki temu pójdą podobną drogą jak Wiktor.

Powiedział pan, że snujecie już plany o dłuższej współpracy z Abramczyk Polonią. Dlaczego czujecie się w bydgoskim klubie tak dobrze, że inne oferty nie robią na was na razie większego wrażenia?

Moje serce bije dla Polonii już 40 lat. Sentyment jest zatem ogromny. Poza tym rodzice Wiktora są spokojni, mają do mnie zaufanie, a ja uważam, że dom to najlepsza opcja. Nie tak dawno tacy juniorzy, jak Kacper Łobodziński i Krzysztof Lewandowski obrali inną drogę. My z kolei chcieliśmy dać jakąś radość bydgoskim kibicom. Siedziało nam to w głowach od trzech lat i dlatego byliśmy naprawdę uradowani, kiedy trybuny tak wspierały w tym roku Wiktora. Do tego bardzo ważny w tej układance jest dla nas prezes Jerzy Kanclerz. Nie ukrywam, że jego podejście do prowadzenia klubu jest mi bardzo bliskie. Wywodzę się z finansów, a u niego dwa plus dwa zawsze daje cztery. Jeśli ma być zapłata w poniedziałek, to jest w poniedziałek. Sam pracuję w ten sposób i dlatego jest pomiędzy nami chemia. Jeśli dodamy do siebie lokalny patriotyzm, miejscowych sponsorów, stabilne finanse w klubie, to naprawdę można szybko dojść do wniosku, że zmiana nie ma sensu.

Jak ocenia pan szanse, że Abramczyk Polonia Bydgoszcz awansuje do PGE Ekstraligi już w sezonie 2022?

Może być trudno. Spędziłem wiele lat na trybunach i wiele rzeczy kalkulowałem wtedy na podstawie nazwisk, którymi dysponuje drużyna. Ostatnie lata z Wiktorem to już jednak obecność w parkingu, dzięki której przekonałem się na własnej skórze, że ze sprzęt czy dopasowanie silników to bardzo loteryjne kwestie. Do tego trzeba mieć szczęście, którego Abramczyk Polonii zabrakło przykładowo w meczu z Cellfast Wilkami. Towarzyszyłem wtedy Wiktorowi w treningach, podczas których było gorąco, fajna słoneczna pogoda. Wszystko grało, a w niedzielę od rana czułem, że idzie deszcz, który może to wszystko popsuć. Później moje przewidywania się potwierdziły. Do tego doszły wydarzenia losowe.

Nie mam jednak wątpliwości, że Polonia ma bardzo dobry skład. Takie nazwiska jak Zagar, Miedziński, Bjerre czy Lachbaum mocno nas podbudowały. Oni przychodzą z PGE Ekstraligi i powinni wprowadzić spokój. Do tego jest Jacek Woźniak, który mocno pracuje nad torem. Znam go od lat i bardzo się cieszę, że zrezygnował z pracy komisarza i chce oddać serce Polonii. Zróbmy to wszystko jednak w spokoju. Jeśli tak podejdziemy do tematu, to przy takim zapleczu, jakie zapewnia prezes, możemy wiele zdziałać. Faworytami jednak według mnie nie będziemy, bo za takich uważam kluby z Krosna i Zielonej Góry.

Przy okazji chciałbym wspomnieć o bydgoskim pomyśle naszego teamu 12000naS2. Zapraszam kibiców do kupienia karnetów i biletów, bo Wiktor chce jeździć dla nich. Jeśli wszyscy się zmobilizują i zbudujemy prawdziwą rodzinę żużlową jak na przykład w Lublinie, to Ekstraliga zawita dość szybko do Bydgoszczy, mocno w to wierzę. Na koniec pozdrawiamy serdecznie team RK Racing i dziękujemy Panu Rysiowi, Patrycji i Danielowi za całą pomoc.

Zobacz także:
Skrzydlewski mówi, co czeka Arged Malesę
Cisza i czas dla Bajerskiego

Źródło artykułu: