[tag=40143]
Paweł Łęcki[/tag] w 1997 roku jeszcze jako junior przyczynił się do awansu ówczesnej Iskry Ostrów do awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. W elicie debiutował jako senior. Na wyjazdach, jak całej ostrowskiej drużynie, szło mu jak po grudzie. Na swoim torze notował całkiem niezłe mecze.
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Jak pan wspomina ostatnie występy ostrowskiej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej w 1998 roku, kiedy to reprezentował pan barwy macierzystej Iskry Ostrów?
Paweł Łęcki, były żużlowiec m.in. Iskry Ostrów: Pamiętam, że kilka meczów miałem dobrych w tamtym sezonie, choć od początku nie byłem w składzie. Na swoim torze zanotowałem udany występ w jedynym wygranym spotkaniu z Zieloną Górą. Generalnie jednak to w tym sezonie zderzyliśmy się brutalnie z rzeczywistością ekstraligową.
ZOBACZ WIDEO Legendarni zawodnicy komplementują Tomasza Lorka!
To znaczy?
Po awansie była euforia i wydawało się, że wcale tak trudno nie będzie, wszak była to wtedy dziesięciozespołowa ekstraliga. Okazało się jednak, że było o wiele ciężej niż się wszystkim na początku wydawało. Pamiętam taki mecz z Apatorem Toruń, kiedy to prowadziliśmy 40:32, by przegrać na swoim torze 44:46.
Czego wtedy zabrakło beniaminkowi?
Objeżdżenia w najwyższej klasie rozgrywkowej i doświadczenia. Beniaminek miał wyjątkowo pod górkę. Zawodnicy, którzy wywalczyli awans byli w większości debiutantami na tym poziomie rozgrywkowym. Okazało się jednak, że różnica była spora.
Sprzętowa również?
Też, aczkolwiek tutaj na nasze niepowodzenie złożyło się kilka czynników. Sam klub organizacyjnie chyba nie do końca udźwignął najwyższą klasę rozgrywkową. Wszystkie drużyny to byli starzy wyjadacze, a my byliśmy takim biednym Kopciuszkiem, który chciał wejść na salony.
Nie licząc Marka Lorama, pozostałe transfery nie wypaliły…
Z perspektywy czasu te transfery albo nie były przemyślane albo okazały się niewypałami. Mark Loram swoje robił, a po pozostałych doświadczonych zawodnikach jak Jan Krzystyniak, Waldemar Szuba czy Janusz Ślączka więcej oczekiwano. Te transfery faktycznie wcale nie wzmocniły drużyny.
Swoje robili, ci co wywalczyli awans...
Tak można powiedzieć, bo ten nasz stary ostrowski skład, jeśli tylko dostaliśmy szansę, to spisywaliśmy się na miarę możliwości, szczególnie na swoim torze. Ja, Arek Matuszak czy Marek Latosi, a przede wszystkim ostrowscy juniorzy, którzy poczynili duży postęp.
Z tego, co pan mówi to może być dobry prognostyk dla obecnego beniaminka, że skład, który wywalczył awans jechał najlepiej, wszak w Arged Malesie też dużo zmian nie ma…
Myślę, że PGE Ekstraliga jest ogromną szansą dla ostrowskiej młodzieży, która widać, że się rozwija. Zobaczymy, czy poradzi sobie ona wśród najlepszych. Cały czas uważam, że PGE Ekstraliga to jest jednak zupełnie inny świat, który fajnie wygląda z zewnątrz, ale jak się wejdzie na ten poziom, to może się okazać, że jednak ciężko sobie w nim poradzić. To jest podobnie jak w Grand Prix. Zawodnicy wygrywają w lidze z tymi, którzy się ścigają w cyklu i jak już tam awansują, to wydaje im się, że też dadzą radę, a rzeczywistość jest trochę inna.
Jakie dałby pan rady obecnej drużynie beniaminka PGE Ekstraligi?
Podoba mi się to, że trener i działacze nie zmienili diametralnie drużyny, tylko w większości dali szanse tym, którzy tę PGE Ekstraligę dla Ostrowa wywalczyli. Jeśli zespół jest stworzony z zawodników ze swojego miasta, buduje to dobrą atmosferę w drużynę i całą otoczkę wokół żużla. Obecnie mamy swoich juniorów, ale zawodnicy, którzy wywalczyli ten awans w większości jeżdżą w Ostrowie od kilku sezonów i świetnie się znają. Wydaje mi się, że beniaminek potrzebuje lidera zespołu. Wtedy nam go też brakowało te 24 lata temu. Co prawda w tym sezonie ostrowski zespół też nie miał takiego zawodnika, który ciągnąłby drużynę, a zdołał awansować, to jednak w PGE Ekstralidze przydałby się ktoś taki.
Kimś taki może być Chris Holder?
Nie wiem. Nie jestem do końca przekonany. Może to być dla niego przełomowy moment. Zmiana otoczenia być może pozwoli mu wrócić do wysokiej formy. Jest to z pewnością zawodnik, który potrafi jechać i udowadniał to wielokrotnie. Ostatnie lata nie były dla niego najlepsze. Na pewno ma szanse, by wrócić do dawnej dyspozycji. Oby tak się stało. Przydałby się właśnie ktoś taki, kto pociągnie tę drużynę w PGE Ekstralidze. Na ten moment nie jestem pewny, czy będzie on pełnił taką rolę lidera.
Jak widzi pan szanse doświadczonych Grzegorza Walaska i Tomasza Gapińskiego, którzy wracają do PGE Ekstraligi po kilku latach przerwy, po tym jak wywalczyli awans z Arged Malesą Ostrów?
Szanse mają wszyscy. Bez wątpienia będzie im trudniej, niż w minionych rozgrywkach, gdy bardzo dobrze radzili sobie w eWinner 1.Lidze. Widać, że jest w nich wciąż ambicja i sportowa złość. Wywalczyli awans i nie przestraszyli się PGE Ekstraligi, tylko podejmują rękawice. Sportowa emerytura jeszcze im nie grozi. PGE Ekstraliga to jednak zdecydowanie większe wyzwanie pod każdym względem. Wymaga dużo więcej wysiłku, by zdobywać punkty na tym poziomie.
Jak realnie spojrzy pan na składy drużyn w PGE Ekstralidze, to z kim beniaminek może wygrać?
Teoretycznie z każdym, a praktycznie ciężko powiedzieć, kogo może pokonać. Wydaje się, że zespół z Grudziądza jest w zasięgu ostrowian. Jest szansa, żeby ten pierwszy mecz wygrać i dostać takiego pozytywnego kopa na dalszą część sezonu.
Od tego pierwszego meczu może dużo zależeć?
Bardzo dużo. Pierwszy mecz to w pewnym sensie egzamin, jak zespół jest przygotowany do sezonu. Wygrana może wpłynąć bardzo pozytywnie, a porażka zdołować drużynę.
To się może na wiele aspektów przełożyć, choćby frekwencję na kolejnych meczach, czego też doświadczyliście 24 lata temu…
Kibice chcą zwycięstw. Kiedy zespół wygrywa, zawodników noszą na rękach, a gdy są porażki, pojawia się krytyka, komentarze i atmosfera siada.
Będzie miał pan okazje zobaczyć jakieś mecze PGE Ekstraligi w Ostrowie czy wraca pan do pracy w Danii?
Sezon spędzam w Danii, gdzie pracuję, więc raczej ciężko mi będzie bywać na meczach w Ostrowie, ale na pewno będę z zaciekawieniem śledził mecze beniaminka w telewizji. Byłem, jestem i będę na bieżąco z tym co dzieje się w ostrowskim żużlu.
Jakie są pana zdaniem różnice pomiędzy awansem sprzed prawie ćwierć wiekiem, a obecnym?
Duże. Przede wszystkim już teraz dzieje się dużo wokół samego stadionu. Zmiany infrastrukturalne pozostaną na lata, bez względu na to, jak potoczą się sportowe losy beniaminka. Podstawową różnicą jest to, że obecnie klub otrzyma duże pieniądze z tytułu praw telewizyjnych. Kiedy my wchodziliśmy do najwyższej klasy rozgrywkowej tego nie było. Klub musiał sam zbudować ekstraligowy budżet, a to nie było łatwe.
Porażki i słabsza frekwencja przełożyły się też na finanse. Oby teraz się to nie powtórzyło, ale wydaje mi się, że ostrowski klub teraz awansował w zupełnie innych realiach finansowych. Nawet, jak spadnie z PGE Ekstraligi, to nie będzie groził mu upadek, jak to już historycznie miało miejsce kilka razy w Ostrowie. Zresztą, nie można od razu beniaminka spisywać na straty, gdyby okazało się, że nawet przegra ten pierwszy mecz. To jest sport i czasami po porażce u siebie, można zrewanżować się na wyjeździe.
Zobacz także:
Dramatyczna historia żużlowca Polonii
Kibice odczują skutki inflacji