Pierwsze sukcesy Rafał Dobrucki odnosił jako junior. W 1997 roku został indywidualnym wicemistrzem świata juniorów, przegrywając jedynie z Jesperem B. Jensenem. To też młodzieżowy indywidualny mistrz Polski z 1995 roku czy dwukrotny medalista Indywidualnych Mistrzostw Polski. W latach 1997-2004 odjechał osiem turniejów w cyklu Grand Prix, jednak nie odnosił tam spektakularnych sukcesów. Na pewno był jednak solidnym ligowcem, zdobywając przez całą karierę niemal 3 tysiące punktów.
Skazany na żużel
Rafała Dobruckiego można było oglądać w parku maszyn na treningach czy różnych zawodach jeszcze wówczas, gdy nie myślał na poważnie o żużlu. Jego ojciec, Zdzisław Dobrucki - indywidualny mistrz Polski z 1976 roku przetarł rodzinną ścieżkę. Po zakończeniu kariery był też trenerem.
- Wszystko odbywało się bez presji. Na pewno genów się nie oszuka, ale człowiek cały czas był w tym sporcie od najmłodszych lat. Pewnie była taka opcja, żebym nie jeździł, ale cały czas miałem ukierunkowane żużlowe marzenia. Może jako małe dziecko nie myślałem o byciu zawodowym żużlowcem, ale ciągle rower, motorower czy motocykl był przy mnie - wspomina dzisiejszy jubilat.
ZOBACZ WIDEO Osobista tragedia go ukształtowała. Tomasz Lorek o swoich początkach w dziennikarstwie
Dobrucki jazdę w lidze zaczynał od Polonii Piła. Zadebiutował w 1993 roku, był to drugi sezon pilskiej drużyny po długiej przerwie od 1967 roku. - To prawda, po latach wrócił żużel do Piły i klub budował się od zera. Ja dołączyłem na początku i przez 7 lat był cały czas progres, co wtedy się nie zdarza i teraz też o to trudno. Dobrze wspominam ten okres. Wtedy, gdy zaczynałem, Polonia była w II lidze i miałem dużo startów, dużo przebywałem na motorze i dzięki temu czułem się coraz lepszy. Łącznie spędziłem tam 9 lat i dobrze wspominam te czasy - przyznał Dobrucki w rozmowie z WP SportoweFakty.
Najwyższy żużlowiec
Podczas, gdy żadnym zaskoczeniem nie są żużlowcy mierzący około 170 centymetrów wzrostu, pod tym względem Dobrucki znacznie wyróżniał się wzrostem. - Jak miałem 14 lat i okazjonalnie wsiadałem na żużlowy motocykl, to ciężko mi było dosięgnąć nogami do ziemi. Później jednak szybciej urosłem. Ja dorastałem na motocyklu i nie stanowiło to kłopotu. Trzeba było się adaptować, ale od 15-roku życia ciągle byłem na motocyklach i rosłem wraz z nimi - zauważył były zawodnik.
Wychowanek Polonii urósł do 189 centymetrów. - Często to jest kłopot. Wielu bardzo dobrych dziś zawodników miało taki problem, że w wieku 16-17 lat wszystko się fajnie rozwijało i nagle była dziura, bo przez zimę zawodnik urósł 5 centymetrów i jak wsiadł na wiosnę na motocykl, to miał inną koordynację ruchową i technikę jazdy. Znam kilka takich przypadków i były kłopoty, by się odnaleźli na motocyklu. U mnie to się rozłożyło w czasie - zauważył.
Twardo stąpał po ziemi
O sukcesach Rafała Dobruckiego już wspominaliśmy. Od 19. do 23. Roku życia, jeszcze jako zawodnik Polonii Piła rokrocznie kończył sezon ze średnią biegową ponad 2,2. O odfrunięciu ponad ziemię nie było jednak mowy. - Ja akurat mam taką naturę, że ciągle widzę pewne niedociągnięcia, a nie sukcesy i nie miałem problemów z wodą sodową. Nie zadowalały mnie drugie miejsca, a trochę ich było, do tego miałem często kontuzje, po których powrót nie jest łatwy i to wszystko zadecydowało o tym, że nie byłem taki spełniony - ocenił.
Obecnie to Polacy w dużej mierze rozdają karty w światowym żużlu. Nie zawsze jednak tak było. - Lata dziewięćdziesiąte, to nieustanna pogoń za sprzętem, by mieć porównywalny do kolegów z Zachodu. My walczyliśmy o troszeczkę lepsze części, które zagranicą były starterem - przyznał Rafał Dobrucki.
- Dopchać się do zagranicznego mechanika graniczyło z cudem i to była nierówna wojna. My mieliśmy duże kłopoty, by znaleźć kontakty i by mechanicy chcieli nam robić sprzęt. Wiele czasu zajmowało szukanie dojść, bo wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i gdzie chcemy być - dodał.
Rafał Dobrucki miał szczęście do klubów, w których startował. - Ja trafiałem na dobre kluby i dobre momenty. W Pile był dobry czas, w Rzeszowie jeździłem krótko, ale to był jeden z lepszych czasów dla rzeszowskiego żużla. Unia Leszno nie była jeszcze taka jak kilka lat temu, ale również nie było źle. W międzyczasie złapałem kontuzję, przez którą straciłem cały 2005 rok. Później były złote lata w Falubazie, gdzie były wyniki i atmosfera, wszystko się fajnie układało - wyliczył.
Żużlowe życie po życiu
Po zakończeniu kariery, Rafał Dobrucki został trenerem. Zaczął pracę w Falubazie, niedługo po tym jak zakończył karierę. - Ktoś mi to musiał uświadomić, ja nigdy nie podejrzewałem, że stanie się to tak szybko. Wiadomo jak skończyłem karierę, podczas bycia czynnym zawodnikiem nie myślałem o tym, co będę robił później, bo jak zaczyna się takie myślenie, to czas skierować swoje myśli na koniec jazdy. Była bardzo szybka propozycja od prezesa Dowhana i tak się zaczęło - wspomniał.
Rola trenera była czymś nowym, jednak nie w stu procentach. - Zawsze byłem w takich drużynach, w których była dobra atmosfera i kolektyw. To było naturalne, że wiadomo o co jedziemy, zawsze ścigaliśmy się o coś i po coś. Była chęć zrobienia wyniku, a z podpowiadaniem młodszym kolegom nie miałem nigdy kłopotu - zawsze to się działo - przyznał Dobrucki.
Aktualnie Rafał Dobrucki nie pracuje w żadnym klubie. Jest trenerem reprezentacji Polski. - I w reprezentacji i w klubie jest praca u podstaw. Ja pełnię funkcję, jaką pełnię i moje obowiązki wykraczają poza prowadzenie reprezentacji i cały czas staram się angażować w tematy wykraczające poza żużel - podkreślił trener.
- Temat szkolenia i piramidy szkoleniowej to kwestie, które kiedyś zauważyłem i widzę, że dzieci poprzez pit bike wkomponowały się w temat motosportu, a ja to cały czas wspieram i zaczyna to bardzo fajnie wyglądać. Już widać z tego drobne korzyści, a za 2-3 lata te dzieci do żużla trafią i będziemy mieli świetną młodzież, a są kolejne szanse na promocję żużla i na to się otwieramy - dodał.
Gdzie Rafał Dobrucki widzi siebie za pięć lat? - Widzę się zdrowy i z rodziną, co jest najważniejsze. Zawodowo chciałbym, by dzieciaki które dziś zaczynają odbierały za 5 lat medale mistrzostw świata i by się przy tym dobrze bawiły bez zbędnego stresu, robiąc swoje z przyjemnością - podsumował.