Joanna Cedrych mówi o powrocie do żużla, ważnym momencie z Tomaszem Gollobem i dlaczego jest "prawdziwą Tajką" [WYWIAD]

- Na początku zakochałam się nie tyle w żużlu, co w motocyklach. One były moją miłością od pierwszego wejrzenia - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty, wracająca w sezonie 2022 do pracy przed kamerami, Joanna Cedrych.

Stanisław Wrona
Stanisław Wrona
Joanna Cedrych WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Joanna Cedrych
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty: Niedawno dowiedzieliśmy się o pani powrocie przed kamery i pracy w Eleven Sports przy transmisjach żużlowych. W 2018 roku kończyła pani współpracę z telewizją pod hasłem "pora na zmiany", nowy angaż jest zatem drugim pani powrotem w ciągu 1,5 roku. Czy na tym przykładzie można stwierdzić, że z telewizją tak trudno się rozstać?

Joanna Cedrych, reporterka Eleven Sports: Nie ukrywam, że praca w telewizji wiąże się z adrenaliną i dreszczykiem emocji, za którym tęsknię. Jest zatem coś prawdy w tym, że nie można się z nią rozstać. Wydaje mi się jednak, że to trochę działa również w drugą stronę, bo zarówno propozycja pracy w Motowizji, jak i w Eleven padła od osób, które zajmują się rekrutowaniem obsady. To jest bardzo miłe. Gdy zadzwonił do mnie Patryk Mirosławski, ucieszyłam się i chętnie przystałam na propozycję pracy w Eleven.

Cofnijmy się zatem trochę w czasie - jak wyglądały pani początki w telewizji, do momentu rozpoczęcia pracy przy żużlu?

Na początku "załapałam się" na staż do telewizji nSport, jeszcze bez "plusa", czyli do tej starej redakcji. Tam pracowałam głównie przy newsach oraz przy redagowaniu i montowaniu materiałów do serwisów sportowych w TVN i TVN24. Pomagałam przy studiach Ligi Mistrzów, montowałam skróty meczów, a oprócz tego byłam takim typowym stażystą - reporterem. Gdy trzeba było nagrać wywiad np. ze sportowcami, którzy powracali z ważnych zawodów, czy takimi, którzy osiągnęli jakiś sukces, to ktoś musiał pojechać z nimi porozmawiać. Również gdy odbywały się konferencje sportowe, to wtedy wysyłało się takich stażystów, jak ja.

ZOBACZ WIDEO Legendarni zawodnicy komplementują Tomasza Lorka!

Oprócz tego byłam osobą od przeprowadzania rozmów z osobami "nietypowymi". Nagrałam m.in. rozmowę z podróżnikiem Marcinem Gienieczko, który realizował wtedy projekt "Dwa bieguny rzeczne", obejmujący spływy rzeką Leną na Syberii i Amazonką. To był mój pierwszy poważny, dłuższy wywiad. Byłam zatem kimś od zadań trochę "dziwnych" i specjalnych. Później na krótki czas rozstałam się ze stacją nSport, ale to trwało dosłownie kilka miesięcy i wróciłam już do redakcji połączonej z Canal+. Kontynuowałam pracę już nie jako stażystka, tylko normalnie zatrudniony pracownik, ale nadal zajmowałam się newsami. Poza tym byłam również wydawcą transmisji.

Żużel był pierwszym sportem, przy którym stanęła pani przed kamerą?

Trochę tak, aczkolwiek to miało miejsce mniej więcej równo z koszykówką. Pierwszą transmisję żużlową zrobiłam w Tarnowie w 2014 roku, a w tym samym - już po zakończeniu sezonu - zaczęłam jeździć na koszykarską Euroligę. Można zatem powiedzieć, że te dyscypliny się "zazębiły". Faktycznie jednak zadebiutowałam w żużlu, później była jeszcze koszykówka, następnie piłka ręczna, oprócz tego drifty, "Cavaliada", czyli zawody w jeździectwie i z tego, co pamiętam to chyba wszystkie dyscypliny, przy których pracowałam.

A jak wyglądała zatem pani geneza zainteresowania "czarnym sportem"?

Moje zainteresowanie "czarnym sportem" wzięło się głównie z tego, że jestem z Opola. Chociaż to nie jest aż takie oczywiste, bo myślę, że jest spora część opolan, która nawet nie wie, że w ich mieście znajduje się stadion żużlowy. Ja mam ciocię, która mieszka dosłownie naprzeciwko niego. Obok stadionu na Wschodniej są domki jednorodzinne, a my razem z rodzicami jeździliśmy do cioci w odwiedziny, np. na grille. Moja kuzynka, w związku z tym, że mieszkała zaraz obok stadionu, interesowała się żużlem, na który najpierw zaczęła zabierać mojego brata. Później ja, z racji tego, że byłam ciekawską, młodszą siostrą narzekałam i pytałam dlaczego oni wychodzili gdzieś beze mnie. Wtedy oczywiście zaczęłam zabierać się z nimi na te mecze.

Na początku zakochałam się nie tyle w żużlu, co w motocyklach. One były moją miłością od pierwszego wejrzenia. Zakochałam się w ich warkocie, w tym dźwięku, zapachu, a później dopiero tak naprawdę zaczęłam chłonąć samą dyscyplinę i tak już zostało. Ogólnie to mój brat chciał mieć młodszego brata, więc jak zobaczył, że złapałam "żużlowego bakcyla", to zaraz próbował mnie wkręcić również w inne dyscypliny. O ile piłka ręczna jak najbardziej przypadła mi do gustu, podobnie koszykówka, czy siatkówka, o tyle gdy zabrał mnie na piłkę nożną, to już po tych wszystkich innych rzeczach, które mi pokazał, miałam spore wątpliwości, co akurat w tym sporcie mu się podobało (śmiech).

Z pewnością wraca pani wspomnieniami do tego pierwszego okresu pracy przy żużlu, czyli kilku ładnych lat przed kamerami. Co najmilej wspomina pani z tego czasu?

Zdecydowanie najmilej wspominam 6000. punkt w karierze Tomasza Golloba, zdobyty w Grudziądzu (3 lipca 2016 - przyp. red.). Pamiętam, że ja miałam okazję zrobić z nim wywiad z tego tytułu. Wtedy sobie pomyślałam, że rozmawiam przy tej ważnej okazji z osobą, która była dla mnie wcześniej niemal "półbogiem". Dla każdego, kto dorastał na początku lat dwutysięcznych, Tomasz Gollob był taką ikoną żużla. Świadomość tego, że miałam wtedy okazję stanąć koło niego, przeprowadzić z nim wywiad i być z Tomkiem niemalże na "Ty", to było dla mnie coś wyjątkowego, czyli na pewno taka chwila, w której poczułam, że jest to niesamowita praca.

Traktowałam to może nie tyle jak spełnienie marzeń, ale coś, co było niewyobrażalne jeszcze, gdy miałam kilkanaście lat, wtedy stało się dla mnie rzeczywistością. Kiedyś oglądałam żużel tylko i wyłącznie w telewizji i nie miałam tak naprawdę wcześniej okazji jeździć po tych wszystkich stadionach, bo byłam głównie na meczach domowych w Opolu. Od czasu do czasu zdarzyło się pojechać gdzieś dalej, ale nie z taką częstotliwością. Po prostu nie mogłam tak często podróżować na mecze i oglądać ich na żywo. Głównie odbywało się to jednak w telewizji.

To było takie fajne - dyscyplina, którą śledziłam i obserwowałam od tak długiego czasu, wtedy stała się tak naprawdę moim życiem. To najmilej wspominam. Oczywiście też miło wracam pamięcią do wszelkich wyjazdów z ekipą dziennikarską Canal+, bo zazwyczaj było śmiesznie, zabawnie i sympatycznie. Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że z ludźmi z pracy spędzamy tak naprawdę tyle samo albo nawet więcej czasu niż z własną rodziną. W pewnym momencie czuło się taką integrację w tym zespole i to było bardzo fajne.

Ważnym momentem dla Joanny Cedrych był wywiad z Tomaszem Gollobem po zdobyciu przez niego 6000. punktu w karierze Ważnym momentem dla Joanny Cedrych był wywiad z Tomaszem Gollobem po zdobyciu przez niego 6000. punktu w karierze
Po ok. 1,5 roku od wspomnianych wcześniej zmian wróciła pani przed kamery - tym razem prowadząc studio w Motowizji, relacjonującej mecze 2. Ligi Żużlowej. Czy był to dla pani duży "przeskok"?

Dużą zmianą była na pewno moja nowa rola, czyli z reportera w parku maszyn zostałam prowadzącą studio. To z pewnością była bardziej wymagająca praca. Tak naprawdę łączyłam dwie role w jednym, bo wtedy mieliśmy też ten pierwszy okres "covidowy" i nie do końca można było przebywać w parku maszyn. Prowadziłam zatem studio i robiłam rozmowy z zawodnikami, więc to był w jakimś stopniu ten "przeskok". Jeżeli natomiast chodzi o różnice w lidze, bo wcześniej była to Ekstraliga, a w Motowizji 2. Liga, to ja zupełnie nie odbierałam tego w taki sposób.

Oczywiście zawsze będzie rozbieżność między tymi poziomami rozgrywkowymi. 2. Liga jest taka kameralna, ale dzięki temu odnoszę również wrażenie, że być może bliższa sercu. Choć mogło tak być dlatego, że Kolejarz Opole po prostu w niej jeździł i ja miałam takie odczucie (śmiech). Porównując ją do PGE Ekstraligi, to ta druga jest jednak takim produktem "premium", ale przez to może też być nieco "trudniej dostępna".

Czy może pani wymienić największe różnice pomiędzy pracą przy 2. Lidze a tą w PGE Ekstralidze? Może były z kolei jakieś wyraźne podobieństwa, oczywiście patrząc na to wszystko "od środka"?

Była na pewno różnica w wyglądzie transmisji, bo nie ma co ukrywać, że jednak w Motowizji robiono to na tyle, na ile się dało, dysponując takim, a nie innym budżetem. Myślę, że mimo wszystko transmisje były prowadzone profesjonalnie, choć wiadomo, że mieliśmy mniej kamer, obsługi, itd. Jeżeli natomiast chodzi o podobieństwa, to dotyczyły one cały czas tej samej dyscypliny. Rywalizowały ze sobą dwa zespoły i czterech zawodników jeżdżących w lewo (uśmiech).

Z pewnością byliśmy świadkami równie widowiskowych akcji. Nie jest bowiem tak, że ten poziom jest znacznie niższy niż w PGE Ekstralidze. Uważam, że dużo dzieje się zarówno na ekstraligowych stadionach, jak i na tych drugoligowych. Oczywiście nie na wszystkich, ale tak samo można powiedzieć o PGE Ekstralidze, w której nie wszędzie będziemy mieli za każdym razem świetne widowisko. W 2. Lidze widziałam kilka naprawdę fantastycznych akcji. Dało się zauważyć, że byli zawodnicy, którzy mieli tak samo wielkie "serducho" i podobnie duże ambicje. Nie odpuszczali gazu nawet w bardzo trudnych sytuacjach, w których można byłoby powiedzieć, że ktoś, kto jeździ na tym poziomie rozgrywkowym, powinien machnąć na to ręką.

Mogę przyznać, że zaangażowanie zawodników, którzy jeżdżą w 2. Lidze, było na pewno takie samo, jak tych w PGE Ekstralidze. Moim zdaniem absolutnie fantastyczne jest to, że niezależnie od ligi, jeżeli jest się kibicem danej drużyny, to można po prostu zaobserwować ten sam zapał u żużlowców. W 2. Lidze, na tych stadionach, które są mniejsze, jest na pewno bardziej kameralnie, po prostu tak rodzinnie. Byliśmy bardzo miło i sympatycznie przyjmowani. Myślę, że atmosfera na meczach 2. Ligi jest bardziej kameralna niż w PGE Ekstralidze. Na tych drugich panuje taka bardziej podniosła, jakby towarzysząca produktowi z najwyższej półki.

W Motowizji współpracowała pani m.in. z Katarzyną Szewerniak, w Eleven Sports kolejny sezon kibicom przed telewizorami towarzyszyć będą również Marcelina Rutkowska-Konikiewicz i Anita Mazur, a kobiety pracują także przy transmisjach w nSport+. Widać zatem, że w ostatnim czasie obecność pań przy żużlu wyraźnie się przyjęła. Można to chyba odbierać pozytywnie?

Przede wszystkim fantastyczne było to, że w Motowizji mieliśmy okazję po raz pierwszy zaprezentować kobietę w roli komentatora, a była nią Katarzyna Łapczyńska. To, że po raz pierwszy mecze mogła komentować kobieta, było takie przełomowe. Tak naprawdę trochę "zdominowałyśmy" tę 2. Ligę, bo mieliśmy panie prowadzące studio, czyli mnie i Kasię Szewerniak. Naszymi "gościniami" bywały też kobiety, bo pojawiała się np. pani Marta Półtorak, była Joanna Krystyna Radosz, czyli autorka żużlowych książek oraz Angelika Nowicka, która w następnym roku prowadziła już również studio. Tak, jak mówiłam, tych pań w naszych transmisjach w Motowizji było dosyć sporo.

Co do dziewczyn w Eleven, to one również prowadzą studio od kilku sezonów. Uważam, że robią to w fantastyczny sposób i ten "pierwiastek" kobiecości w tym sporcie, który wydaje mi się, że zapoczątkowała Daria Kabała-Malarz, zdecydowanie się przydaje. My na pewno mamy trochę inne spojrzenie na żużel, w inny sposób go postrzegamy i wydaje mi się, że to też może być ciekawe dla widza, a przy okazji może zaciągnie kobiety przed telewizory i jeszcze więcej pań zainteresuje się tą dyscypliną.

Jest nas co prawda nadal mniej niż mężczyzn, choć chyba możemy policzyć dziewczyny w tym sporcie już na palcach obu rąk. W Eleven są Marcelina, Anita i teraz ja, w Canal+ Karolina Wieszczycka i Kinga Sylwestrzak, Angelika Nowicka w Motowizji, co razem daje raptem sześć kobiet. Jest jeszcze Daria, która aktualnie nie pracuje przy żużlu, ale jak wspominałam, to ona rozpoczęła tę "sagę" kobiet w tym sporcie. Wydaje mi się, że skoro jest nas teraz więcej, to znaczy, że być może to się sprawdza. Jak najbardziej zachęcam zatem wszystkie panie i dziewczyny, które marzą o pracy dziennikarek przy żużlu - walczcie, bo warto. Powodzenia! (uśmiech)

Dlaczego współpraca z Motowizją trwała tylko jeden sezon?

Ponieważ na tyle byliśmy umówieni z Gabrielem Waliszką. Ten układ, w którym to właśnie on był osobą odpowiedzialną za transmisje, też trwał tylko rok. W kolejnym sezonie ich organizacją zajmowała się firma Sabmar, a oni mieli swoich dziennikarzy, którzy zajmują się tym już od kilku lat, m.in. właśnie wspomnianą Angelikę Nowicką, która prowadziła studio w 2021 roku. Przed rozpoczęciem sezonu, po prostu nie padła propozycja, bym miała z nimi pracować. Nie poukładało się to zatem w taki sposób.

Czy może pani tym samym zdradzić, jak doszło do tego drugiego powrotu, czyli do związania się z Eleven Sports?

Tutaj wielkiej historii nie ma. Tak naprawdę zadzwonił telefon, który odebrałam i okazało się, że dzwonił Patryk Mirosławski, który zapytał, czy miałabym ochotę pracować przy transmisjach żużlowych w Eleven. Odpowiedziałam, że chętnie na ten temat porozmawiam. Spotkaliśmy się, dogadaliśmy szczegóły i tyle. Ja musiałam jedynie porozumieć się z moim aktualnym pracodawcą i ustalić warunki dalszej pracy. Na tym polu też udało się dogadać, zatem wszystko dobrze się poskładało. Ja wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Myślę, że gdyby któryś z tych "puzzli" się nie dopasował, to po prostu nie doszłoby do tego mojego powrotu. Ponieważ jednak wszystko się ładnie poukładało, to w kwietniu znów stanę za mikrofonem.
W 2. połowie 2020 roku Joanna Cedrych wróciła do żużla, prowadząc studio w Motowizji, w sezonie 2022 stanie za mikrofonem w Eleven Sports W 2. połowie 2020 roku Joanna Cedrych wróciła do żużla, prowadząc studio w Motowizji, w sezonie 2022 stanie za mikrofonem w Eleven Sports
Czy są zawodnicy, z którymi wyjątkowo dobrze się pani rozmawiało w dotychczasowej pracy, ewentualnie z którymi robiło się to nieco trudniej?

Ja chyba nie mam takich specjalnych sympatii i antypatii. Na pewno dobrze mi się rozmawiało z zawodnikami, z którymi nagrałam "Czarny charakter", czyli z Szymonem Woźniakiem i Leonem Madsenem. W trakcie nagrywania tych dłuższych rozmów tak naprawdę spędza się z nimi cały dzień, albo i dłużej, a wtedy nawiązuje się jakaś relacja. Mam nadzieję, że panowie mnie pamiętają i gdy w przyszłym roku będę miała okazję z nimi rozmawiać, to będzie to wyglądało tak samo miło i sympatycznie, jak wcześniej (uśmiech).

Tak naprawdę chyba nie jestem w stanie wymienić ani jednego zagranicznego zawodnika, który mi kiedykolwiek odmówił wywiadu, chyba, że był bardzo mocno wzburzony. Ja też to jednak rozumiem, bo zdaję sobie sprawę z tego, że my często podchodzimy, żeby "na gorąco" wyciągnąć z nich, co się dzieje i poznać ich spojrzenie na to. Nie zawsze jednak są oni chętni do rozmowy w takich momentach, ale to jak najbardziej trzeba zrozumieć. Zarówno wśród zagranicznych, jak i polskich zawodników raczej nie miałam żadnych większych problemów, ani też jakichś specjalnych sympatii. Chyba nie było takich osób, z którymi rozmawiałoby mi się wyjątkowo dobrze, czy źle.

Może pamięta pani jakąś ciekawą anegdotę, którą może się podzielić, związaną z dotychczasową pracą przed kamerami?

Czasami są anegdoty, które chyba nie mogą ujrzeć światła dziennego (śmiech). Mogę chyba jednak dwie przytoczyć, choć obie mają większy związek z mundurowymi, niż z samym żużlem. Raz, chyba w drodze powrotnej z Tarnowa, zmieniłam się za kierownicą z jednym z moich redakcyjnych kolegów. Nie przejechałam prawdopodobnie nawet pięciu kilometrów, gdy zatrzymała nas kontrola policyjna. Była to moja pierwsza taka sytuacja, więc stres był podwójny, bo oczywiście moi współpasażerowie mieli ze mnie niezły ubaw. Na szczęście jechałam zgodnie z przepisami, więc obyło się bez mandatu. Drugie bliskie spotkanie z mundurowymi miałam w trakcie transmisji, chyba we Wrocławiu, co mogą pamiętać niektórzy widzowie. W trakcie wywiadu na żywo z Maksymem Drabikiem, przed nami, wprost przed kamerą przeszedł policyjny kordon.

Do 2018 roku pracowała pani w parku maszyn, w sezonie 2020 prowadziła natomiast studio w 2. Lidze. Czy nie "obawia" się pani trochę powrotu do parkingu po tak naprawdę ponad trzech latach przerwy – na początku sezonu 2022?

Nie wiem do końca, czego miałabym się obawiać. Tego, że zawodnicy nie będą pamiętać, kim jestem (śmiech)? Może jedynie tego, że zapomnieli i mnie nie poznają, ale to mogłoby być dobre, bo w takim razie zaczęłabym z "czystą kartką". Nie, absolutnie się nie obawiam. Myślę, że zarówno praca w studiu, jak i ta w parku maszyn mają swoje uroki, dlatego wręcz przeciwnie - bardzo chętnie wrócę do pracy za mikrofonem i do rozmów z zawodnikami. W parku maszyn naprawdę dzieją się bardzo fajne i ciekawe rzeczy, których nie widać przed kamerami. To było też fascynujące, że mogłam obserwować tak naprawdę ten świat, który nie jest dostępny dla każdego. Bardzo chętnie zatem ponownie pojawię się w parku maszyn.

Czy z tyłu głowy pojawia się już jakaś myśl, żeby ten powrót był dłuższy niż poprzedni, np. na kilka lat?

Ciężko powiedzieć. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Na razie plany nie są sprecyzowane na konkretny okres.

Wiem, że prowadziła pani gale Tygodnika Żużlowego już po pierwszym odejściu z telewizji. Czy w ostatnich latach często brała pani udział w takich wydarzeniach, związanych z "czarnym sportem"?

Prowadziłam Galę żużla na lodzie w Opolu, wspomniane Gale Tygodnika Żużlowego i ostatnio galę z okazji zakończenia sezonu w Grudziądzu.

Wspominała pani o sympatii do klubu z Opola. Porażka OK Bedmet Kolejarza w dwumeczu finałowym 2. Ligi  w sezonie 2021 z Trans MF Landshut Devils była dla pani zatem zapewne bolesna?

Na samą myśl o tym łezka mi się w oku kręci i wraca ten smutek, który mnie dopadł właściwie na dobrych kilka dni po zakończeniu sezonu w Opolu. Prawda jest taka, że w tamtym roku, gdy jeździłam razem z Motowizją na mecze 2. Ligi, mówiło się już, że Kolejarz był jednym z faworytów do awansu, właściwie na równi z Wilkami Krosno. Wtedy krośnieński zespół akurat dość szybko wysforował się na prowadzenie, bo zespół z Opola już w pierwszym spotkaniu w Rzeszowie przegrał dość mocno. Pamiętam, że byłam na tym meczu, ta porażka była dosyć spora (31:59 - przyp. red.). Co prawda to był ten "covidowy" sezon, gdy mówiło się, że zawodnicy mieli niewiele okazji, żeby jeździć na innych stadionach.

W ogóle mieli oni mało możliwości do treningów i prawdopodobnie te mecze wyjazdowe powinny być sporo trudniejsze od tych domowych. Wilki Krosno nie miały jednak takich problemów, więc dość szybko okazało się, że to jednak ich szanse na awans były dużo większe. W zakończonym w październiku sezonie wydawało mi się jednak, że już tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie do tego, żeby Kolejarz wywalczył ten bardzo długo oczekiwany w Opolu awans. W 2021 roku jeździłam na każdy mecz domowy. Wszystkie oglądałam z pierwszego łuku, a na ten ostatni, finałowy z zespołem Landshut dałam się namówić na okolice wieżyczki sędziowskiej, gdzie są miejsca dla "VIP-ów". Wydaje mi się, że to był nadrzędny błąd, bo trzeba było zostać na tym pierwszym łuku, może wtedy wynik byłby inny (uśmiech).

Niestety skończyło się to tak, a nie inaczej. Dość długo dochodziłam po tym meczu do siebie. Nie będę ukrywać, że nawet się popłakałam, bo zdecydowanie liczyłam na to, że wreszcie zobaczę Kolejarza Opole w 1. Lidze. Jak się jednak mówiło po tamtym sezonie, tak mówi się i teraz - w przyszłym roku już na pewno awansują, bo nie widzę innej możliwości (uśmiech). Zdecydowanie wierzę w to, że ten awans jest naprawdę do zrobienia w kolejnych rozgrywkach. Oby to się udało.

Prywatnie Joanna Cedrych kibicuje Kolejarzowi Opole i uwielbia podróżować Prywatnie Joanna Cedrych kibicuje Kolejarzowi Opole i uwielbia podróżować
Śledziła pani ostatnie okienko transferowe? Czy jakiś kontrakt wydał się pani zaskakujący, zwłaszcza w PGE Ekstralidze?

Na pewno cieszę się, że w PGE Ekstralidze zobaczymy znowu Maksyma Drabika. Myślę, że fajnie, że trafił on do Lublina, bo wydaje mi się, że tam jest dobra atmosfera dla rozwoju zawodników. Uważam, że taka osoba, jak on, czyli ktoś po rocznej przerwie, całkiem nieźle może odnaleźć się w Lublinie. Jestem też bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał toruński zespół, bez swoich trzonów i niemalże legend, czyli Chrisa Holdera i Adrian Miedzińskiego, ale za to z Patrykiem Dudkiem i Emilem Sajfutdinowem. Myślę, że to będzie interesujące, jak ten zespół poukłada się w takim składzie. Moim zdaniem to chyba były nie tyle zaskoczenia, co takie dwa największe "języczki u wagi".

Czy pokusi się pani o wytypowanie faworytów w PGE Ekstralidze w sezonie 2022?

Ja nigdy nie bawię się w takie rzeczy, bo uważam, że żużel to jest tak nieprzewidywalny i szalony sport, że teraz można sobie typować, a pierwsze pięć kolejek weryfikuje wszystkie prognozy. Oczywiście teoretycznie można by w ciemno obstawić, kto będzie się bronił przed spadkiem i podobnie wymienić przynajmniej trzy zespoły, które będą się biły o podium. Ja wolę jednak takich rzeczy nie robić, bo jak mówię - to bardzo szybko może zostać zweryfikowane. To jest po porostu sport, którego moim zdaniem nie da się przewidzieć.

Czym zajmuje się pani na co dzień?

Na co dzień zajmuję się branżą turystyczną. Pracuję nad aplikacją podróżniczą, którą współtworzę.

Idąc zatem tym tropem - czy pani sama lubi podróżować?

Tak, ja śmieję się, że jeżdżenie po kraju z meczu na mecz rozpaliło we mnie pragnienie odkrywania świata. Dlatego zmieniłam podróżowanie po Polsce na podróżowanie po świecie. W ciągu ostatnich kilku lat nieco go sobie pozwiedzałam, choć jeszcze na pewno nie w taki sposób, w jaki bym chciała, bo tak trochę dla początkujących, ale coraz śmielej planuję swoje "wypady". Myślę, że w najbliższym czasie zaliczę miejsca, które mi się marzą, a są to Stambuł i Seul. Chyba te dwa miasta na ten moment najbardziej mnie kuszą. Powoli myślę również o Dubaju na początku przyszłego roku, więc pewne podróżnicze plany mam i jak najbardziej mam nadzieję, że będę mogła je realizować.

W zasadzie można powiedzieć, że jestem "kulinarną" turystką. Przede wszystkim lubię podróżować i wtedy próbować różnych kuchni. Ja uwielbiam jadać właśnie na miejscu, tak jak "lokalsi". Niedawno byłam w Tajlandii i naprawdę jadałam w takich knajpkach, z których korzystali tylko Tajowie. Moi znajomi zawsze przy składaniu zamówienia zaznaczali, że chcieli dostać coś nieostrego albo żeby było to bardzo mało ostre, ja natomiast nigdy tak nie mówiłam. Nawet jeżeli mi "wypalało" gardło i nos, to odpowiadałam twardo, że jestem w stanie zjeść to danie. Później śmiali się ze mnie, że jestem taką prawdziwą Tajką, która je ostre, tajskie jedzenie. Ja po prostu uwielbiam zatem próbować innych kuchni i to też poniekąd jest przyczyną, dla której lubię podróżować.

Czego można życzyć Joannie Cedrych przed rozpoczęciem po raz trzeci "przygody", związanej z transmisjami żużlowymi?

Chyba przede wszystkim zdrowia. Biorąc pod uwagę całą tę "covidową aferę" chciałabym, żeby to nie dopadło ani mnie, ani osób, z którymi będę pracować, ani też zawodników, bo to zawsze spowoduje jakieś dodatkowe komplikacje, których byśmy nie chcieli. Życzyłabym sobie, żeby wszyscy po prostu byli zdrowi. Poza tym - jak to się zawsze mówi - zdrowie jest najważniejsze, a resztę da się jakoś ogarnąć.

Czytaj także:
Wybrzeże Gdańsk w liczbach. Brakowało błysku, wymieniono newralgiczne ogniwa
Unia Tarnów w liczbach. Fatalny sezon Jaskółek. Serie najgorsze w historii

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy cieszysz się z powrotu Joanny Cedrych do pracy przy żużlu w telewizji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×