Co było przyczyną tego, iż równie dobrze nie poczynał sobie w swych pierwszych trzech wyścigach? - Nie dopasowałem się odpowiednio w trzech pierwszych biegach. Tor był zupełnie inny, niż się spodziewaliśmy. Było naprawdę bardzo twardo. Nie wiem, czy we Wrocławiu było kiedyś tak twardo. Później, kiedy się już dopasowałem, było OK. Silnik działał bardzo dobrze i z tego się bardzo cieszę - mówi Martin Vaculik.
Po dziewiątym biegu przewaga gospodarzy wynosiła aż osiemnaście punktów. Gdyby z taką nawiązką wrocławianie zwyciężyli w tych zawodach, to w rewanżu mieliby komfortową sytuację. Gdańszczanom udało się jednak odrobić sześć oczek. Czy z przebiegu spotkania można to poczytywać jako sukces? - Myślę, że osiągnęliśmy tutaj dobry wynik, dlatego, że chłopacy z Wrocławia byli naprawdę odpowiednio dopasowani. Z początku mieliśmy duże problemy ze spasowaniem. Uważam, że 12-punktowa porażka nie jest wesoła, ale na pewno nie można jej też uznać za tragiczną - słusznie zauważa Vaculik.
Czy zdaniem Słowaka jego zespół jest w stanie odrobić tę stratę w kontekście dwumeczu? - Przekonamy się o tym już w niedzielę, trzeba się maksymalnie skupić, każdy zawodnik musi dać z siebie wszystko. Trzeba po prostu pojechać na dwieście procent! Musimy u siebie w domu walczyć i postarać się o utrzymanie - dodaje Vaculik.
Jak w gdańskim obozie upłyną ostatnie dni i godziny przed tym arcyważnym pojedynkiem? - Na pewno będą przed meczem treningi, wszyscy musimy na nich się przyłożyć i być przygotowanym do zawodów, po prostu pojedźmy jak najlepiej - mówi Vaculik.
W trakcie rozmowy do dyktafonu zbliża się Maciej Janowski i z uśmiechem na ustach mówi: - Dziękuję bardzo Martinowi, że mnie tak chamsko zamknął w pierwszym łuku. Riposta Vaculika, również wypowiedziana bez jakiejkolwiek zawziętości czy niechęci, a z wesołą miną, brzmiała: - Kolego, przecież wcale tak nie było. Przykład ten doskonale pokazuje, jak powinny wyglądać kontakty między żużlowcami, także po zakończonym meczu.