Rywalizacja wspomnianych zawodników była wyjątkowa o czym świadczy fakt, że na 11 rund oboje wygrali po pięć. Jedyny turniej, który nie padł ich "łupem", odbył się na inaugurację cyklu w czeskiej Pradze. Artiom Łaguta i Bartosz Zmarzlik zgromadzili w ubiegłym sezonie odpowiednio 192 i 189 punktów, co było trzecim i czwartym wynikiem w historii cyklu. Większa zdobyczą mogli się pochwalić tylko Tony Rickardsson i Nicki Pedersen w latach 2005 i 2007, a obaj zdobyli wtedy 196 "oczek" w klasyfikacji końcowej.
W sezonie 2021 Greg Hancock współpracował ze wspomnianym Rosjaninem jako jeden z trenerów Betard Sparty Wrocław. Amerykanin, który doskonale zna możliwości Zmarzlika, ponieważ kilka lat temu rywalizował z nim regularnie w cyklu, wierzy w to, że nerwy ze stali Łaguty dały mu ostateczną przewagę w tegorocznej walce z reprezentantem Polski.
Rosjanin jako jedyny "rozdrażnił" Zmarzlika
- Bartosz jest wyjątkowy. Gdy widzimy, co on robi na motocyklu, nie ma dla niego żadnego problemu na torze - tylko rozwiązania. Wtedy po prostu szuka każdego wyjścia z sytuacji, jakie może znaleźć. Artiom jest kolejnym świetnym zawodnikiem, z którym w tym roku pracowałem we Wrocławiu. Wydaje mi się, że gdy rywalizacja zbliżała się do końca, on pokonał Bartosza mentalnie - mówi czterokrotny Indywidualny Mistrz Świata dla strony fimspeedway.com.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mecze w poniedziałki? Ekspert komentuje: "Silniejszy będzie dyktował warunki"
Amerykanin podkreślił również, jak ważne w przypadku Rosjanina były jego wybitnie dobre wyjścia spod taśmy. W tym elemencie wydawał się najlepszy w przekroju całego ubiegłego sezonu.
- On jest dobry na motocyklu, a jego starty są fenomenalne. Oglądanie tego, jak sobie radzi i jak pracuje mentalnie, sprawia wielką frajdę. Jest on naprawdę pozytywnie nastawiony i silny psychicznie. Do tego jest bardzo dobry i szybki. On nie potrzebuje szukać rozwiązania, ponieważ dojeżdża do pierwszego wirażu, zanim będzie to konieczne. Jego pomysłem jest wygranie startu i ucieczka do przodu. Przez większość czasu mu się to udaje i nie jest łatwym przeciwnikiem, którego Bartosz może "dopaść" na torze. Jest jedynym, który w tym roku go "rozdrażnił". To jednak było całkiem oczywiste - dodaje czterokrotny czempion globu.
Czołowi zawodnicy bez przerwy podnoszą poprzeczkę
Hancock, który swoją karierę zawodniczą zakończył w lutym 2020 roku, przyznaje, że mógł tylko usiąść i podziwiać ten wyjątkowy wyścig o tytuł mistrza świata. Rywalizacja ta sprawiła z kolei, że ten utytułowany amerykański zawodnik zastanowił się dwa razy nad jakąkolwiek perspektywą powrotu do ścigania.
- To było coś niezwykłego. Byłem poza rywalizacją na torze przez prawie trzy lata, więc gdy widziałem, co ci faceci robili w ciągu ostatnich dwóch sezonów… Miałem zamiar wrócić do ścigania po półtora roku przerwy. Byłem przekonany, że wówczas byłbym w stanie rywalizować na równi z nimi, jednak po dwóch latach nieobecności, które teraz przechodzą już w trzy, widać wyraźnie jak szybko można coś stracić. Nie można przegapić zbyt wiele czasu na torze. Ci zawodnicy cały czas wysoko podnoszą poprzeczkę - podsumowuje Greg Hancock.
Czytaj także:
Polonia walczy, aby zakończyć kilkanaście lat upokorzeń
Włókniarz Częstochowa w liczbach. Klątwa domowego toru i świetni młodzieżowcy