Toruński zespół przed pojedynkiem w Częstochowie zmagał się z wieloma problemami. Sen z powiek działaczom spędzał przede wszystkim stan zdrowia Wiesława Jagusia, który praktycznie do ostatniej chwili nie był pewny swojego występu na częstochowskim torze. Jaguś wsiadł jednak na motor i wraz z kolegami był o krok od odniesienia zwycięstwa. Tak dobrego wyniku swojej drużyny nie spodziewał się sam Chris Holder. - Myślę, że te zawody były niezwykle udane dla nas. Przegrana dwoma punktami, to prawie, jak remis i myślę, że tą stratę możemy zniwelować w zaledwie jednym wyścigu. Porażka dwoma punktami jest niezwykle dobrym wynikiem dla nas, lepszym niż się tego spodziewaliśmy. Wiedzieliśmy, że będzie tutaj niezwykle trudno, a porażka zaledwie dwoma punktami jest na prawdę świetną sprawą. Myślę, że za tydzień na własnym torze wygraną większą różnicą, niż dwa punkty - twierdzi Australijczyk.
Australijczyk tym razem miał nieco mniejszy wkład w sukces swojego zespołu, niż zazwyczaj. Po trzech niezwykle udanych wyścigach w końcówce zawodów 22-latka złapała zadyszka i w końcowym rozrachunku uzbierał na swoim koncie siedem punktów. - Moje pierwsze trzy wyścigi były niezwykle udane. Z kolei dwa ostatnie były już gorsze w moim wykonaniu. Był to dobry dzień, ale mogło być zdecydowanie lepiej, zwłaszcza w dwóch ostatnich wyścigach - kręcił nosem Australijczyk.
Paradoksalnie w początkowej fazie niedzielnych zawodów torunianie lepiej czuli się na częstochowskim torze, niż sami gospodarze. Australijczyk podkreśla jednak, że jego zespół spodziewał się innej nawierzchni. - Tor był na prawdę twardy, a byliśmy przygotowani na przyczepny tor. Nie wiem, dlaczego był twardy, jednak nie zmienia to faktu, że tor nam sprzyjał. Dobrze się na nim czuliśmy i mam nadzieję, że za tydzień okażemy się lepsi - kończy Australijczyk, wciąż pukający do bram Grand Prix.