- Kiedy nagle odchodzi człowiek urodzony w 1992 roku, który jeszcze niedawno był aktywnym sportowcem, trudno to rozumieć. Pamiętam ten dzień dokładnie, to było rok temu. Byłem w totalnym szoku. Ciężko było mi zebrać myśli - opowiada nam Sławomir Kryjom, były menedżer klubu z Torunia, w którym współpracował z Kamilem Pulczyńskim.
22 stycznia ubiegłego roku, kiedy w mediach zaczęły pojawiać się informacje, że Kamil Pulczyński nie żyje, nikt nie mógł w to uwierzyć. Dziennikarze dzwonili do toruńskiego klubu i pytali, czy wydarzył się jakiś potworny wypadek, bo w środowisku żużlowym nikt nie słyszał o poważniejszych problemach ze zdrowiem byłego żużlowca.
- Nie miałem o tym zielonego pojęcia. Wątpię, by takie informacje miał ktokolwiek z branży, bo znam ludzi, którzy współpracowali z nim blisko przez ostatni rok jego życia. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że coś się dzieje. W szoku był między innymi Dave Haynes, z którym Kamil pracował jako mechanik dla Fredrika Lindgrena. Być może świadoma była tylko najbliższa rodzina - przekonuje Jacek Gajewski, były menedżer klubu z Torunia.
Przyczynę śmierci Kamila Pulczyńskiego w rozmowie z serwisem ototorun.pl wyjawił z czasem jego były trener Jan Ząbik. - Kamil położył się normalnie wieczorem. Niestety w nocy miał zawał serca. Ostatnio prowadził aktywny tryb życia, udzielał się między innymi w hokeju na lodzie. Jestem zszokowany tą informacją - przekazał.
Dwa wielkie talenty
Na żużlu jeździł także Emil, jego brat bliźniak. Obaj byli uważani w Toruniu za wielkie talenty. A warto dodać, że kibice w Grodzie Kopernika byli już naprawdę zniecierpliwieni, bo długo czekali na kogoś, z kim będą mogli się utożsamiać i kto wynikami nawiąże do takich żużlowców jak Wiesław Jaguś, Jacek Krzyżaniak, Adrian Miedziński czy Karol Ząbik.
Takimi zawodnikami mieli być bracia Pulczyńscy, którzy pierwsze kroki stawiali pod okiem Stanisława Miedzińskiego. Na torze prezentowali zupełnie inne atuty. Po latach niektórzy mówią, że z ich połączenia powstałby zawodnik idealny. - Emil był błyskotliwy na starcie, a Kamil miał dobrą technikę i potrafił się ścigać na dystansie - wspomina Jacek Gajewski. - Kamil bardzo dobrze jeździł zwłaszcza przy krawężniku. Potrafił przeprowadzać świetne ataki i znajdować się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Poza tym był totalnie bezproblemowy poza torem. Jego nie dało się nie lubić, bo to nie był typ, który generował konflikty. Kiedy nawet nie łapał się do składu, to nie rozpoczynał awantur - dodaje Sławomir Kryjom.
Pulczyńscy długi czas tworzyli podstawowy duet młodzieżowy klubu z Torunia. Tak było w czasach, kiedy drużynę prowadził już Sławomir Kryjom. - Do końca życia zapamiętam derbowy mecz w Bydgoszczy. Kamil był wtedy jednym z naszych bohaterów. Pojechał znakomicie. Zdobył siedem punktów i bonus, co mocno przyczyniło się do naszej wygranej. To był jego wielki dzień - przypomina.
Zatrzymały go kontuzje
Ich rola w klubie zmalała, kiedy w Toruniu pojawił się Paweł Przedpełski, który przebojem wdarł się do pierwszego składu. Po zakończeniu startów w kategorii juniorskiej kariery braci nie nabrały rozpędu. - Kamila zahamowały przede wszystkim kontuzje. Było ich naprawdę wiele. Szkoda, bo papiery na wielką jazdę na pewno miał - tłumaczy Kryjom.
Trudno nie przyznać mu zresztą racji, bo w 2017 roku, kiedy Kamil był zawodnikiem KSM-u Krosno, podczas jazd treningowych na lodzie zanotował upadek, w wyniku którego doznał poważnej kontuzji barku. Uraz leczył bardzo długo i do ścigania już nie wrócił.
Później współpracował z klasowymi zawodnikami jako mechanik. W tym gronie byli między innymi Jason Doyle, a ostatnio Fredrik Lindgren. To Szwed startujący w barwach Eltrox Włókniarza był jego ostatnim pracodawcą. Dla niego śmierć Kamila była również wielkim szokiem. - Byłeś jednym z najwspanialszych facetów, jakich spotkaliśmy. Świat wydaje się być w tym momencie taki okrutny. Będzie Cię tak bardzo brakować. Nasze myśli kierują się do Twojej rodziny. Dziękuję Ci za wszystko - napisał Szwed w swoich mediach społecznościowych.
Zobacz także:
Marek Cieślak typuje PGE Ekstraligę
Jason Crump w nowej roli