Jerzy Szczakiel absolutnie nie był gwiazdą. Nie pchał się na afisz, nie należał do żużlowców, którzy trafiali na pierwsze strony gazet. Znalazł się na nich po pamiętnym finale IMŚ z 1973 roku, kiedy to w Chorzowie sensacyjnie został pierwszym polskim indywidualnym mistrzem świata.
Przez lata wspominał w skromnych słowach swoje historyczne osiągnięcie. Nie wywyższał się, doceniał klasę rywali i kolegów z kadry. - Wykorzystałem swoją szansę. Nie byłem faworytem, ale czułem, że to może być ten dzień. Miałem świetnie przygotowany sprzęt - wspominał w jednym z wywiadów.
To były zupełnie inne czasy w sporcie żużlowym niż obecnie. Za zdobycie tytułu indywidualnego mistrza świata Szczakiel otrzymał nieco ponad 36 tysięcy złotych. - Kończyłem budowę domu. Kwota ta starczyła na zamontowanie ogrzewania - wspominał.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Indywidualne Mistrzostwa Polski w zmienionej formule. Majewski: To będzie nowa jakość
Na żużlu wielkich pieniędzy się nie dorobił. Co najwyżej stracił zdrowie, bo przedwcześnie zakończył sportową karierę w wieku 30 lat, właśnie na skutek groźnych kontuzji, które go nie omijały.
- Jerzy Szczakiel jako mistrz świata był w Polsce poważany, ale nie był może tak rozpoznawalny jak inni żużlowcy w tamtych czasach jak Jancarz, Waloszek czy Plech. Tytuł mistrza świata na żużlu Jerzego Szczakiela często był porównywany do wyczynu Wojciecha Fortuny w Sapporo, kiedy skoczył 111 metrów i został mistrzem olimpijskim. To był życiowy skok Fortuny, tak samo jak finał IMŚ z 1973 dla Jerzego Szczakiela - wspominał w rozmowie z WP SportoweFakty Grzegorz Dzikowski, urodzony nomen omen tego samego dnia, co Szczakiel, tyle tylko, że dziesięć lat później.
Zanim Szczakiel zdobył tytuł indywidualnie, sięgnął po Mistrzostwo Świata Par w Rybniku wspólnie z Andrzejem Wyglendą. Zapisał się w historii, jako ten jeden z wybitnych, którzy nie mieli na koncie tytułu indywidualnego mistrza Polski. Najbliżej tego był w 1971 roku, kiedy w Rybniku zajął drugie miejsce.
Szczakiel nigdy nie narzekał na to, że na żużlu nie dorobił się kokosów. Nie zazdrościł także współczesnym żużlowcom, którzy zarabiają nieporównywalne pieniądze do dawnych gwiazd. - My w tamtych czasach nie jeździliśmy dla pieniędzy. Większą wartość miał dla mnie wyjazd na kongres FIM i spotkanie na żywo innych mistrzów sportów motorowych - zaznaczał pytany, czy nie żałuje, że nie urodził się kilkadziesiąt lat później w innych finansowych czasach dla sportu żużlowego.
Był skromnym i bardzo rodzinnym człowiekiem. Często w wywiadach wspominał, że na kilka miesięcy przed życiowym sukcesem w Chorzowie zmarła mu mama. To właśnie dla niej chciał zdobyć złoty medal. Prosto ze stadionu udał się na grób, by złożyć na nim kwiaty otrzymane podczas dekoracji i wieniec laurowy.
Jerzy Szczakiel był jednym z romantyków speedwaya. Cichy, skromny, może nawet skryty w sobie człowiek, który na koncie miał wielkie sukcesy. Zapisał się w historii jako ten pierwszy Polak - indywidualny mistrz świata. Przez 37 lat był tym jedynym. W drodze na szczyt mocno trzymał kciuki za Tomasza Golloba i głęboko wierzył, że doczeka się następcy. - Gollob był jedyny i niepowtarzalny. To nie tylko wybitny żużlowiec, ale i wielka postać polskiego sportu. Wywarł ogromnym wpływ na rozwój tej dyscypliny sportu. To przecież po chudych latach polskiego żużla, Gollob jako pierwszy zaczął notować sukcesy - wspominał Szczakiel pod koniec 2013 roku, gdy Gollob ogłosił odejście z cyklu Grand Prix.
Na cześć Jerzego Szczakiela nazwane są nagrody "Szczakiele" wręczane co roku podczas Gali PGE Ekstraligi. Opolanin zmarł 1 września 2020 roku.
Zobacz także:
Kiedyś przeprowadzał wywiady, teraz pomaga chorym
Tai Woffinden będzie miał swój jubileuszowy turniej w Polsce