Żużel. Wiktor Trofimow: Życie jest jedno i nie ma czego się bać

WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Wiktor Trofimow
WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Wiktor Trofimow

Po problemach z zawodnikami U-24 w ubiegłym sezonie, Zdunek Wybrzeże Gdańsk postawiło na Wiktora Trofimowa, który jest znany z walecznej postawy. - Życie jest jedno i nie ma czego się bać - przyznał zawodnik, który wyznał jednak, że ma jeden lęk.

Wiktor Trofimow jr jest wnukiem legendy żużla w ZSRR o tym samym imieniu. Jako młody chłopak poświęcił wiele, przenosząc się do Leszna. - To był trudny okres. Moja rodzina nie jest jakaś bogata, a żużel już wtedy generował spore koszty. Trzeba było mnie przywieźć, musieliśmy gdzieś spać, musieliśmy jeść, trzeba było przygotować motocykle. Rodzice zapewnili mi wszystko - podkreślił.

- Kupowali motocykle, oleje, smary itd. To wszystko pochłaniało bardzo dużo pieniędzy. Do Leszna mieliśmy jakieś 800 kilometrów. Gdy tata miał zagraniczne zawody na długim torze, zawsze zabierał mój motocykl i w drodze powrotnej dzwoniliśmy do trenera Jankowskiego. Jeśli był zaplanowany trening, zostawaliśmy w Lesznie na kilka dni i trenowałem. Później wracaliśmy do Równego - powiedział żużlowiec Zdunek Wybrzeża Gdańsk.

Zawodnik jest znany ze swojej nieustępliwości. - No cóż, sam zapracowałem sobie na taką opinię. Ja nie chcę mielić jęzorem, wolę przemawiać tym, co zaprezentuję na torze. Cieszę się, że trafiłem do Gdańska. Jestem bardzo wdzięczny naszemu menedżerowi Erykowi Jóźwiakowi. Bardzo chciał mnie w zespole i dał mi to odczuć. To jest bardzo motywujące, gdy czujesz, że klubowi naprawdę zależy na tym, abyś to ty zdobywał dla niego punkty - ocenił Trofimow w rozmowie z wybrzezegdansk.pl.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Wadim Tarasienko wyjaśnił, dlaczego ZOOleszcz GKM postawił na niego

Młody żużlowiec przyznał, że ma jeden lęk. - Życie jest jedno i nie ma czego się bać, ze wszystkim trzeba sobie radzić. Nie, jest jedna rzecz… boję się węży. Pamiętam, gdy jako dziecko pojechałem na wieś do babci. Razem z kuzynem pojechaliśmy rowerami na jagody do lasu. Trafiliśmy na węża i tak się wystraszyliśmy, że do dziś mam jakiś uraz do gadów. Nie boję się za to pająków - przekazał.

W ubiegłym sezonie, po kolizji z Nielsem Kristianem Iversenem, Nicolai Klindt nazwał Wiktora Trofimowa wariatem. - Ten co ocenia, zawsze wie lepiej. Nie jestem jeźdźcem bez głowy, nie atakuję "na pałę". Jeśli zdecydowałem się na coś, pomyślałem o tym wcześniej, już na poprzednim łuku albo okrążenie, dwa, trzy wstecz. To nie jest tak, że zamykam oczy, wjeżdżam, a potem myślę: "uff, dobrze że wyjechałem z tego w jednym kawałku". Sytuacja z Iversenem? Nie uderzyłem go - ocenił na chłodno zawodnik.

- Gdy wchodziliśmy w łuk, widział że poszerzam tor jazdy i nie zostawię mu miejsca. Każdy zawodnik zdaje sobie sprawę, że tutaj nikt się nie bawi. Na nagraniu widziałem, że Niels zahaczył hakiem o końcówkę dmuchanej bandy i przez to się wywrócił. Czasami nawet w telewizji, zanim nie zobaczymy powtórki na zbliżeniach, wydaje się, że ktoś kogoś uderzył motocyklem czy łokciem, a wcale tak nie było - dodał Wiktor Trofimow.

Przyjście Trofimowa czy Adriana Gały ma spowodować, że Zdunek Wybrzeże Gdańsk będzie walecznym zespołem. - Znam się z kolegami z torów. Na pewno będziemy walecznym zespołem, bo ja nie jestem tu jedynym, który trzyma gaz. Nie ma co mówić o jakichś celach minimum. Na pewno musimy pojechać bardzo dobrze w rundzie zasadniczej, a później wszystko zacznie się od nowa. Najważniejszy jest każdy najbliższy mecz. Trzeba wygrywać wszystko, zwłaszcza u siebie - podkreślił.

Czytaj także: 
11 lat z rzędu z kontuzjami 
GKM od iks czasów jest w dole

Komentarze (0)