Może zdarzy się jakiś cud, ja w to wierzę - rozmowa z Przemysławem Pawlickim, zawodnikiem Unii Leszno

Przemysław Pawlicki w sobotę obchodził swoje osiemnaste urodziny. Trzeba przyznać, że zrobił sobie znakomity prezent, zdobywając piętnaście punktów i walnie przyczyniając się do obronienia przez naszych reprezentantów tytułu Drużynowych Mistrzów Świata Juniorów. Trzy dni później, na tym samym torze w Gorzowie Wielkopolskim, zanotował upadek, w wyniku którego złamał tę samą rękę, co niemal rok temu. Teraz leszczynianin walczy z czasem i marzy o wystartowaniu w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Gorican, który odbędzie się trzeciego października w chorwackim Gorican.

Jarosław Handke: Jak się obecnie czujesz? Jak wygląda twoja sytuacja zdrowotna?

Przemysław Pawlicki: Moja sytuacja zdrowotna wygląda bardzo dobrze. Będę się na pewno przygotowywał na taki wariant, że wykuruję się do trzeciego października. Bardzo bym chciał, by tak się stało. Będzie to na pewno bardzo ciężkie, ale to jest właśnie mój cel i mam nadzieję, że uda się to zrealizować.

Przez tę kontuzję ubyło ci sporo startów, w samym bieżącym tygodniu trzy turnieje. Niektórzy kibice sugerują, że masz pech do wrześniowych zawodów, bo w końcu podobnej kontuzji nabawiłeś się niemal równo przed rokiem.

- Może i mam tego pecha do września, ale nie patrzę na to w ten sposób. Taki jest sport. Popełniłem mały błąd w Gorzowie podczas wtorkowych zawodów, jechałem napędzony za Pawłem Zmarzlikiem. Pawła troszkę postawiło, ja nie byłem na to do końca przygotowany. Aby nie uderzyć w Pawła, skontrowałem bardzo mocno motor, wyrzuciło mnie nieszczęśliwie z niego i upadłem tak jakoś nieszczęśliwie, że znowu złamałem rękę.

Jak wygląda twoje leczenie, co mówią lekarze?

- Zobaczymy, co pokażą najbliższe dni. Teraz we wtorek jedziemy na kontrolę i doktorzy powiedzą, jak wygląda sytuacja. Teraz mówili, że moja przerwa potrwa najprawdopodobniej od sześciu do ośmiu tygodni, ale jak już wspominałem, będę robił wszystko, by być sprawnym do trzeciego października. Może zdarzy się jakiś cud i tak się stanie, ja w to wierzę. Jeżeli lekarze mi pozwolą na start na początku października, to będę już jeździł.

Można powiedzieć, że kontuzja spotkała cię w momencie, gdy na dobre rozwinąłeś skrzydła. Najlepszym tego potwierdzeniem jest fantastyczny występ w sobotnim finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, gdzie zdobyłeś komplet punktów.

- Tak, wszedłem w taki, można powiedzieć, szczyt formy. Ale taki już jest ten sport, trzeba się z takimi przypadkami liczyć. Teraz nastawiam się już na następny sezon, albo na trzeciego października.

Rękę złamałeś bodajże w tym samym miejscu, co rok temu?

- Nie, nie złamałem jej dokładnie w tym samym miejscu, teraz złamanie nastąpiło trochę niżej. Jest to co prawda ta sama ręka, ta sama kość, ale po prostu niżej.

Jakie ćwiczenia zamierzasz stosować, by jak najszybciej wrócić na tor?

- Będę na pewno próbował ćwiczyć, będę przechodził rehabilitację, z tym trzeba jednak jeszcze poczekać. Na razie nie mogę jeszcze niczego takiego robić, by nie naruszyć tego złamania. Jedyne, co mi obecnie pomaga i co mogę robić, by poprawić swą sytuację to zdrowe jedzenie, w którym znajduje się dużo żelatyny i wapnia.

Pod twoją nieobecność Jarosław Hampel wraz ze Sławomirem Musielakiem zdobyli brązowy medal Mistrzostw Polski Par Klubowych. Jak oceniasz ich jazdę w czwartkowych zawodach?

- Bardzo ładnie pojechali chłopaki. Szkoda na pewno tego ostatniego biegu Jarka Hampela, mam na myśli bieg dodatkowy. Ale trudno, taki jest sport, raz się wygrywa, raz się przegrywa, trzeba się z tym pogodzić. A Jarek jechał dziś naprawdę znakomicie, trzeba naszym zawodnikom pogratulować.

Trener Czernicki powiedział przed zawodami, że zdobycie medalu zadedykuje właśnie tobie. Jak się do tego odnosisz?

- Szkoda, że nie mogłem pomóc chłopakom. Bardzo się cieszę, że zdobyli medal, szkoda, że nie jest to złoto. Dziękuję trenerowi za to, że ten medal dedykuje mi. Jestem z tego bardzo zadowolony.

Komentarze (0)