Po raz pierwszy w tym sezonie, Mirosław Jabłoński imponował atomowymi startami, które zapewniły mu trzy indywidualne zwycięstwa. - Waleczny byłem zawsze, ale dopiero dzisiaj mogę być zadowolony także z moich startów. Ostatnio, dzięki wydatnej pomocy moich sponsorów, przygotowałem jeden silnik na nasz tor, który spisywał się bez zarzutu. Potrzebowałem przełamania, które w końcu nastąpiło. Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale. Dzisiaj czułem się komfortowo, bo wiedziałem, że wystąpię w co najmniej czterech biegach. Musiałem tylko "trzymać gaz". Pokazałem na co mnie stać.
Do oficjalnego zakończenia tegorocznego sezonu, jeśli chodzi o występy w I lidze, pozostał jeszcze rewanż w starciu o trzecie miejsce w Rzeszowie. Czy młodszy z braci Jabłoński ma zaplanowane jakieś dodatkowe starty? - Na pewno wystąpię w jednym z turniejów indywidualnych w Niemczech. Co więcej? Nie wiem. Na pewno będą jeszcze jakieś okazje. Póki pogoda pozwala, to trzeba z tego korzystać.
Na pytanie o podsumowanie tegorocznego sezonu, Jabłoński odpowiedział bez chwili zawahania: - Było bardzo źle. Wystawiłbym sobie dwójkę z minusem.
Bardziej rozmowny był natomiast w temacie podsumowania występów całego zespołu. A trzeba przypomnieć, że Start Gniezno, jako beniaminek I ligi, zostanie sklasyfikowany co najmniej na czwartym miejscu (w pierwszym meczu o trzecie miejsce Start wygrał 48:42). - Jako zespół spisaliśmy się bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć rewelacyjnie. Nikt nie przypuszczał, że jako beniaminek zdołamy dojść tak daleko. Czwarte czy też trzecie miejsce trzeba traktować w kategoriach sukcesu.
Jabłoński uważa, że jest jeszcze za wcześnie na rozmowy na temat przyszłego sezonu. Jednocześnie dodaje jednak, że chętnie pozostałby w Gnieźnie: - Mam tutaj rodzinę, świetnych kibiców, klub, w którym czuję się bardzo dobrze. Oczywiście jestem zainteresowany dalszymi startami w Gnieźnie!