Żużel. Po bandzie: W obronie beniaminka z Ostrowa [FELIETON]

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Chris Holder
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Chris Holder

- Taki jest żużel, jedyny w swoim rodzaju. Tu gwiazdy stoją wyżej trenera i jego planów przygotowawczych. Bo mają swoje własne plany, o niebo ważniejsze z ich punktu widzenia - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Przed tygodniem wspominałem, że korzystanie z mediów społecznościowych to niezwykle ryzykowna gra i niejednego już zgubiła. O ile Maksym Drabik wpadł na dopingu, bo się nieopatrznie do tego przyznał podczas badania, o tyle pływak Ryan Lochte i piłkarz Samir Nasri zdemaskowali się w social mediach. Ostatnio natomiast w tragicznym położeniu znaleźli się rosyjscy żużlowcy, bo każde zachowanie czyniło ich gdzieś ludźmi wyklętymi. Powiesz za mało - źle. Powiesz za dużo - źle. Powiesz za późno - źle. Nic nie powiesz - również źle. Zlikwidujesz konto - też nic lepiej.

Rzecz jasna, wyłączam z tej grupy Grigorija Łagutę, to zupełnie inna historia. Mogę tylko powtórzyć - potępiony i zhańbiony będzie prezes, który kiedykolwiek zaproponuje mu w Polsce robotę.

ZOBACZ WIDEO Brak Łaguty wyjdzie Motorowi na lepsze? Michelsen komentuje

A teraz do grona wyrywnych i niefrasobliwych dołączył prezes beniaminka PGE Ekstraligi - Waldemar Górski, zamieszczając w przestrzeni publicznej nagranie z treningu na ostrowskim torze. Z doniesień medialnych wynika, że zawodnicy jeździli w niebezpiecznych warunkach. A to jakieś palety kostki brukowej nieopodal toru, a to jakaś dziura przykryta dyktą. Przyznaję, nie zdążyłem obejrzeć tego usuniętego już wideo i być może właśnie stąd nie mówię jednym głosem ze środowiskiem, które, jak widzę, postuluje o rychłe i bolesne kary dla klubu oraz trenera Mariusza Staszewskiego.

Jedno mi jednak delikatnie zgrzyta. Mianowicie jeśli się nie mylę, to właśnie władze rozgrywek przymusiły ostrowski klub do przebudowy obiektu w ekspresowym tempie, co w zimowych warunkach - inne niedogodności pominę - bywa kłopotliwe. A później się jeszcze okazało, że kluczowy mecz sezonu wyznaczono ostrowianom na dzień dobry. I u siebie. Trudno się więc dziwić, że próbują trenować na własnym obiekcie, by przystąpić do inauguracji z pewnością siebie i z czystym sumieniem.

Oczywiście, musieli się wykazać w Arged Malesie brakiem wyobraźni, popełnili błędy zaniechania i należy to napiętnować. Ale żeby teraz PGE Ekstraliga karała srogo za skutki remontu, który sama wymogła? I który odbywa się w szalonym tempie, pod ogromną presją? To, rzecz jasna, żaden przytyk, że operator rozgrywek dba o poprawę infrastruktury i z roku na rok stara się je wynosić na coraz wyższy poziom. Myślę jednak, że władze rozgrywek to roztropni ludzie i nie zechcą grzebać beniaminka jeszcze przed startem rozgrywek. Pewnie, że należy pogrozić palcem i przystawić do pionu, ale czy kara w zawieszeniu nie okazałaby się wystarczająca?

Wspomniałem też przed tygodniem, by nie skazywać z miejsca na wieczne potępienie Mateusza Ponitki, kapitana naszej koszykarskiej kadry, gdy zdecydował się wrócić do swojego rosyjskiego klubu z Sankt Petersburga. Bo tło mogło być bardzo różne, a nie każdy trzyma w ręku wszystkie swoje karty. I kilka dni później Ponitka nie był już graczem Zenitu. A dziś, nie bez przyczyny, pyta swojego krytyka, Marcina Gortata, gdzie był jego charakter, gdy ubezpieczenie kontraktu okazało się ważniejsze od gry w reprezentacji.

Najprościej oceniać innych i na innych nakładać sankcje. Gdy kilkanaście lat temu Gortat zafundował sobie na piersi tatuaż swojego ojca Janusza, medalisty olimpijskiego w boksie, media rozpływały się w zachwycie. Że to się nazywa miłość i szacunek do rodziców. - Ojca trzeba mieć w sercu i na sercu - miał tłumaczyć koszykarz. Jednak później to malowidło usunął. Zakrył innym. Przykre, rodzinne perypetie, ale nie mnie je oceniać. To sprawa Marcina Gortata, o której być może nie wiem wszystkiego. Tak jak on nie musiał wiedzieć wszystkiego o sprawie Ponitki. Niemniej lawina krytyki pod adresem kapitana naszej reprezentacji ruszyła i nie ominęła jego rodziny.

W social mediach niezwykle bajkowo prezentowało się natomiast ostatnie zgrupowanie Włókniarza, który integrował się w górskich okolicznościach przyrody. Na klubowych kontach wyglądało to cudownie i pewnie tak było w rzeczywistości. Media środowiskowe skupiają się jednak na czym innym, otóż że w integracji nie zechciał wziąć udziału Leon Madsen, który, zdaje się, do kolegów zajrzał tylko na chwilę. Taki jest żużel, jedyny w swoim rodzaju. Tu gwiazdy stoją wyżej trenera i jego planów przygotowawczych. Bo mają swoje własne, o niebo ważniejsze z ich punktu widzenia. A że Madsen łatwą postacią nie jest, dowiecie się m.in. z nowej książki Marka Cieślaka pt. "Rozliczenie", której przedsprzedaż ruszy już 30 marca.

Pewien dużej klasy żużlowiec powiedział mi całkiem niedawno: "Mściwy nie jestem, ale pamiętliwy tak". Myślę, że większość klasowych zawodników, rozdających w środowisku karty, ma podobnie, a Duńczyk wyjątkiem nie jest. Na dziś mam wątpliwości, czy zechce zostać Lwem na sezon 2023.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Wielkie emocje już na otwarcie. Znane godziny meczów 1. i 2. kolejki PGE Ekstraligi
Częstochowa pragnie medalu. "Mamy warunki, które musimy wykorzystać"