Tygodniowe załamanie pogody w Częstochowie mocno skomplikowało przygotowania zielona-energia.com Włókniarza do ligowej inauguracji. Najpierw tor pokrył śnieg, a gdy ten stopniał, to - raz, że kilka dni padał deszcz, a dwa w poniedziałek mecz otrzymał status spotkania zagrożonego.
Lech Kędziora w rozmowie z WP SportoweFakty przyznawał otwarcie, że gospodarze przystąpią do tej potyczki bez atutu własnego toru, ale kibice miejscowych wierzyli, że skoro Fogo Unia Leszno przyjeżdża z czwórką debiutantów w składzie, to ten mecz uda się wygrać.
- Tor na ten mecz zrobiła nam pogoda, a my tak naprawdę walczyliśmy, aby te zawody w ogóle się odbyły, a wiadomo, jakie były warunki. My jeździliśmy w zupełnie innych warunkach, ale to też nie jest usprawiedliwienie. Niestety, stało się. Popełnialiśmy też za dużo błędów i traciliśmy te punkty. To też dla nas sygnał, że musimy wziąć się jeszcze mocniej do roboty i zrobić tor pasujący dla zawodników - powiedział po meczu szkoleniowiec zielona-energia.com.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Marek Cieślak: Czas działa na korzyść Włókniarza
W piątkowym meczu zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem była jazda jak najbliżej krawężnika. To właśnie tam starał się podążać Kacper Woryna i ku zaskoczeniu miejscowych, mało który jego klubowy partner obierał taki tor. Niektórzy decydowali się na środek owalu, a jeszcze inni szukali szczęścia pod bandą. - Było wiadomo, że na częstochowskim torze można wyprzedzać przy krawężniku, co wielokrotnie pokazywał Leon Madsen, ale dziś zabrakło nam tej konsekwencji. Od pierwszej części zawodów przydarzały nam się błędy, że nie wychodziliśmy przy krawężniku i to też jest głównym powodem naszej porażki - dodał Kędziora.
Dużo błędów w piątkowym meczu po stronie "biało-zielonych" popełniali również juniorzy, którzy na papierze stanowili najlepszy duet do lat 21 w PGE Ekstralidze. Tymczasem na inaugurację zdołali oni zapisać przy swoich nazwiskach po cztery punkty. - U Jakuba Miśkowiaka widać, że brakuje mu takiego objeżdżenia i nie czuje on się tak, jak na mistrza świata juniorów przystało. To samo Mateusz Świdnicki, który popełniał błędy, uczulaliśmy go na ten krawężnik i gdyby go dopilnował, to Jason Doyle miałby większe problemy i może by się wynik odwrócił w drugą stronę.
W dużo lepszym humorze był zaledwie 16-letni Hubert Jabłoński, który z przytupem zadebiutował w rozgrywkach ligowych. Junior rozpoczął od porażki z Miśkowiakiem, by w kolejnym wyścigu wygrać swój premierowy wyścig. - Chciałbym mu pogratulować tego występu. Widać, że trafił ze sprzętem, a że nie miał nic do stracenia, więc nas wypunktował na własnych błędach - komplementował Kędziora juniora gości.
W pierwszym ligowym meczu w sezonie 2022 byliśmy świadkami dosyć nietypowego zdarzenia. Ani razu na torze nie pojawiła się polewaczka, w efekcie czego z każdym kolejnym biegiem coraz mocniej się kurzyło. - Od czwartego biegu chcieliśmy, by polewać tor, ale wiedzieliśmy, jakie są warunki i prognozy, a sędzia (Michał Sasień - dop. red.) gonił ten mecz i do końca nie było zgody. Komisarz toru (Jacek Krzyżaniak) przekazywał nasze prośby, ale niestety... - skomentował.
Nie było się też bez kontrowersyjnych sytuacji. W dziewiątej gonitwie na pierwszym łuku pociągnęło Jasona Doyle'a, który uderzył w motocykl prowadzącego Leona Madsena. Z całej sytuacji skorzystał Janusz Kołodziej i gościom udało się wygrać 4:2. Po wyścigu Australijczyk otrzymał upomnienie, choć wydaje się, że sytuacja nadawała się do powtórki. Kędziora pytany o ten wyścig odpowiedział krótko. - To sędzia decyduje.
Częstochowianie mieli w planach, by w przyszłym tygodniu odjechać sparingowe spotkanie z Cellfast Wilkami Krosno na obiekcie przy ul. Legionów. Problem w tym, że Jakub Miśkowiak oraz Mateusz Świdnicki udają się na Zaplecze Kadry Juniorów do Ostrowa, z kolei Jonas Jeppesen wraca do Danii, gdzie czeka go klubowy Press Day oraz krajowe eliminacje do SGP i SEC. - Nie ma zespołu, by zrobić sparing. Musimy zostać i dopasować sprzęt do warunków, by w Lublinie nie było blamażu - zakończył.
Czytaj także:
Cieślak: Jeśli ktoś jeszcze raz powie, że spadliśmy, to zapierd*** w łeb!
Dziwi się, że rywale pozwolili im tak mocno poszaleć