Przychodzę do szkoły po zawodach i muszę być przygotowany - rozmowa z Marcelem Szymko, juniorem Lotosu Wybrzeża Gdańsk

Marcel Szymko w sezonie 2009 przywdziewał barwy Speedway Polonii Piła. Do drużyny z północnej Wielkopolski został wypożyczony z macierzystego Lotosu Wybrzeża Gdańsk. Czy takie wypożyczenie do niższej ligi jest zdaniem tego zawodnika dobre dla juniora? O tym oraz o wielu innych ciekawych aspektach związanych z trudnościami spotykającymi młodzieżowców opowiada w rozmowie z naszym portalem.

Jarosław Handke: Wiele osób twierdziło w trakcie wtorkowego turnieju zaplecza kadry juniorów w Rawiczu, że głównym powodem tego, iż młodzi zawodnicy często leżeli na torze, było niepotrzebne ujmowanie gazu w momencie wejścia w wiraż. Czy się z tą opinią zgadzasz?

Marcel Szymko: Na pewno te osoby mają rację. Można jedynie dodać, że prawdopodobnie gdybyśmy tego nie robili, to mogłoby się to skończyć jeszcze większą liczbą upadków. Faktycznie to są zawody, z których mieliśmy wynieść jak najwięcej nauki i każdy z nich wyciągnął jakiś wniosek. Trzeba starać się słuchać trenera, jego rad i z biegu na bieg można jechać coraz lepiej.

W środę czeka cię jeszcze start w Rawiczu w drugim z turniejów zaplecza kadry juniorów. Czy oprócz tych zawodów wystartujesz jeszcze gdzieś do końca sezonu?

- Prawdę mówiąc, nie mam już nic zaplanowanego tak na sto procent. Na pewno pojawią się jakieś propozycje startów w zawodach juniorskich. W Toruniu, tak jak co roku, będzie coś organizowane. Na pewno więc w jakichś zawodach w tym roku wystartuję.

Jak możesz podsumować dotychczasową część sezonu w swoim wykonaniu?

- Jestem przekonany, że mój rozwój został w tym sezonie zahamowany przez bardzo poważną kontuzję. Jednak przez dwa miesiące byłem jakby zupełnie wyłączony z jazdy. Nie miałem tego kontaktu z żużlem. Wiadomo, że jest to bardzo dużo czasu. Powrót po takiej kontuzji jest niezwykle trudny. Z mojej strony to wyglądało tak, jakbym od nowa rozpoczynał sezon. Wyglądało to tak, jakbym jeszcze raz przeżywał wiosnę 2009. Musiałem od nowa budować całą formę, kondycję, które utraciłem na skutek tej przerwy w startach. Ale cieszę się, że wróciłem do jazdy i nie prezentuję jakiegoś zatrważająco słabego poziomu. Niestety nie mam sprzętu i to chyba widać najbardziej na tle chłopaków z innych klubów. Staram się z nimi jak najlepiej walczyć.

W najbliższą niedzielę odbędzie się mecz rewanżowy pomiędzy Lotosem Wybrzeżem Gdańsk a Atlasem Wrocław. Stawka? Praktyczne zapewnienie sobie pozostania w Ekstralidze. Czy twoi koledzy z Wybrzeża dadzą radę i wygrają wyżej niż dwunastoma punktami?

- Jestem dobrej myśli, podobnie jak większość kibiców z Gdańska. To jest cały czas moja drużyna. Wierzę, że chłopacy zmobilizują się w pełni i po prostu dadzą radę. Faktycznie byłoby to dopiero zakwalifikowanie się do baraży z Lokomotivem Daugavpils, a więc kto wygra ten dwumecz, pewny być Ekstraligi w przyszłym roku jeszcze nie może.

Jak zamierzasz przepracować zimę? Zdaje się, że twoje przygotowania będą musiały być bardzo intensywne, by wrócić do dyspozycji sprzed kontuzji i prezentować wysoką formę w 2010 roku.

- Powiem szczerze, że jeżeli chodzi o szukanie sponsorów i ludzi, którzy mogą mi zapewnić ten sprzęt, to jest ciężko. Sam nie jestem w stanie kupić sobie motocykli, rodzice niestety też nie są w stanie sami wszystkiego utrzymać. Dlatego musimy szukać ludzi, którzy chcą nam po prostu pomóc. Na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda tak, że jeśli nie ma się sprzętu, to nie da się wybić. A jeżeli ktoś się nie wybije, to po prostu sponsorzy nie chcą do niego przyjść. Błędne koło tutaj się zamyka. Dlatego cały czas szukam i będę szukał sponsorów do rozpoczęcia przyszłego sezonu, by móc jeździć w nim na jak najlepszym sprzęcie.

W takich turniejach jak ten w Rawiczu masz okazję trenować z zawodnikami z zaplecza naszej kadry juniorów. Ci podstawowi święcili wielkie triumfy w tegorocznym sezonie na arenie międzynarodowej. Czy sądzisz, że któryś z tych zawodników z zaplecza za rok czy dwa może wskoczyć do ścisłej kadry?

- Oczywiście, że tak. Wystarczy popatrzeć na kluby, z których pochodzą zawodnicy, którzy jeżdżą w kadrze. Bodajże piąty rok z rzędu nasza młodzieżowa reprezentacja wygrywa odpowiednik seniorskiego Drużynowego Pucharu Świata. I można zauważyć, że kluby, z których wywodzą się ci zawodnicy wciąż się powtarzają. I to nie jest przypadek, nawet w takim turnieju jak ten w Rawiczu można powiedzieć, że małe triumfy święcą zawodnicy z tych samych klubów. Na takim zapleczu kadry juniorów widać, że są odpowiednio przygotowani sprzętowo, mają dużo jazdy i tutaj to pokazują. Za rok czy dwa to potem procentuje.

Mówisz o tym, że brakuje ci pieniędzy na sprzęt, podobne problemy ma wielu twych rówieśników, a nawet znacznie starszych zawodników. Od nowego sezonu obowiązkiem stanie się stosowanie tłumików firmy Akrapovic, koszt jednego ma wynosić od dwóch i pół do trzech tysięcy złotych. To rozwiązanie chyba mija się z celem…

- Jest to fatalny pomysł. Łatwo można przeliczyć, że przeciętny zawodnik ma dwa motocykle, więc musi liczyć się z kosztem rzędu sześciu tysięcy złotych. Można taką kwotę porównać do jednego w miarę konkretnego remontu silnika. Są to więc ogromne koszty dla juniora, który musi zrobić w sezonie kilka remontów, a tu dochodzi jeszcze tracenie pieniędzy na same tłumiki. Jest to gwóźdź do trumny dla wielu zawodników, szczególnie młodych. Z tego co wiem, to na testach dużo szybciej zużywały się silniki. Części w silniku zużywają się dużo szybciej przez to, że jest nowy układ wydechowy. To jest kolejny minus wprowadzenia tej nowinki technicznej.

Czy uważasz, że dla polskiego juniora z klubu ekstraligowego dobrym rozwiązaniem jest wypożyczenie do klubu z niższej ligi i szukanie tam objeżdżenia?

- To jest bardzo dobry pomysł, jest to duża szansa na to, by startować. Z tym, że musi to być poparte sprzętem. Bo teraz już nawet w drugiej lidze startują zawodnicy z bardzo dobrym sprzętem. Wiadomo, że skoro na mecze przyjeżdżają obcokrajowcy, Szwedzi czy Duńczycy, to mają oni zazwyczaj dobre motory. Ludzie w tych krajach są raczej bogaci i stać ich na więcej. Szwecja na przykład jako kraj jest bogatsza od Polski i trudno nam jest rywalizować z rówieśnikami z tego kraju. Oni mogą sobie na więcej pozwolić, poczynić większe inwestycje.

Ale mimo wszystko, druga liga jest nieciekawa pod tym względem, że na przykład zespół z Piły zakończył sezon w sierpniu, a w fazie zasadniczej ścigało się tylko siedem drużyn, każda musiała pauzować. Tych meczów więc zbyt wiele w tej klasie rozgrywkowej nie ma.

- Tak, może i nie ma ich tak dużo, jak w Ekstralidze, ale można zrobić proste porównanie: lepiej jest odjechać czternaście meczów w drugiej lidze niż zero w Ekstralidze. A taka różnica jest znacząca i czternaście zawodów dla juniora to nie jest mała liczba. A do tego przecież w zawodach młodzieżowych wciąż startuje się jako zawodnik macierzystego klubu.

Jak godzisz szkołę z żużlem? Wielu młodych zawodników podkreśla we wywiadach, że gdyby nauczyciele nie przymykali oka na to, że jest się żużlowcem, to byłoby im bardzo ciężko…

- Jestem uczniem pierwszego liceum ogólnokształcącego w Pruszczu Gdańskim. Nauczyciele w mojej szkole są wymagający, ale podobno dobry jest ten nauczyciel, który dużo wymaga. Jeżeli na przykład jestem na zawodach i nie ma mnie w szkole dwa dni, to przychodzę do niej na trzeci dzień i muszę być przygotowany.

Większość żużlowców to absolwenci techników samochodowych, mechanicznych bądź zawodówek o podobnych profilach. Dlaczego ty wybrałeś liceum? Myślisz o studiach?

- Oczywiście, że tak. Jestem nastawiony na pójście na Akademię Wychowania Fizycznego i na razie myślę, że ten kierunek mnie najbardziej interesuje. Może jednak w przyszłości się coś zmieni. Jestem na takim etapie, że mam jeszcze trochę czasu na przemyślenia na ten temat i jakąś zmianę decyzji.

Źródło artykułu: