Pierwsze mecze sezonu pokazały niezbicie, że to właśnie opony od tureckiego dostawcy są obecnie zdecydowanie lepsze i to właśnie na nich jeździła zdecydowana większość żużlowców. Na razie nie ma więc mowy o powtórce z ubiegłego roku, gdy kilka zespołów preferowało jednego producenta opon, a inni drugiego. Mitasowi nie pomogło nawet wypuszczenie na rynek nieco odmienionej partii opon.
- Faktycznie zawodnicy wybierają Anlasy, bo po prostu uznają je za nieco miększe i ułatwiające utrzymanie większej przyczepności - przyznaje trener Moje Bermudy Stali Gorzów, Stanisław Chomski. Jeszcze rok temu większość zawodników jego drużyny startowała na Mitasach, ale dziś nie zakłada ich praktycznie żaden z jego podopiecznych.
Podobnie jest zresztą choćby w Fogo Unii Leszno, gdzie także chwalone są opony tureckiego producenta. - Mam wrażenie, że gdy było nieco chłodniej, to różnica między oponami była mniejsza, a żużlowcy chętniej sięgali po Mitasy. Wraz ze wzrostem temperatury powietrza różnica robi się jednak spora i dlatego rzadko kto decyduje się na czeskie opony. Moim zdaniem to jednak nie będzie stała sytuacja, bo jak zawodnicy przetestują już silniki, to być może mocniej przyjrzą się oponom i będą testowali inne rozwiązania - mówi Piotr Baron.
- Moim zdaniem to błąd, że znów do PGE Ekstraligi dopuszczono dwóch producentów opon, bo słabszy początek sezonu jednego z nich znów może spowodować zamieszanie w drugiej części rozgrywek. Wiadomo bowiem, że przedstawiciele Mitasa będą się starali naprawić błędy, a rywalizacja znów może pójść w złą stronę. Wciąż uważam, że w PGE Ekstralidze powinny zostać dopuszczone jedne opony, które zawodnicy pobieraliby przed meczem. Wtedy nie mielibyśmy głupiej dyskusji - komentuje Marek Cieślak.
Czytaj więcej:
Znamy duet komentatorów zawodów Grand Prix
Ukrainiec za chwilę znów będzie gwiazdą swojej drużyny
ZOBACZ WIDEO Czy Włókniarz jest tak słaby, jak w pierwszym meczu? "Na pewno stracili pewność siebie"