W tym artykule dowiesz się o:
Wielokrotny reprezentant Danii powiedział koniec
We wtorek 30 stycznia Hans Niklas Andersen zakomunikował, że kończy karierę żużlową. Taka decyzja nikogo dziwić nie może, wszak mowa o zawodniku, który w listopadzie skończył 43 lata. I choć taki wiek nie musi stanowić przeszkody do jazdy na wysokim poziomie, to jednak w przypadku Duńczyka należy pamiętać, że od pewnego czasu nie był już widoczny w walce o duże cele. Coraz mniej go było widać w Polsce (ostatnie spotkania odjechał w 2023 w barwach zespołu z Rawicza), stawiał głównie na jazdę w Wielkiej Brytanii i ojczyźnie.
Ze sceny międzynarodowej także zjechał już dłuższą chwilę temu. Nie tyle z powodu tego, że brakowało wyników, ile z tego, że swoje zrobiła duńska konkurencja, z roku na rok coraz większa. Ostatni raz w mistrzowskich zawodach można było go ujrzeć w SEC w 2016 roku. Wcześniej, w 2014 zakończyła się jazda Andersena w reprezentacji, a jeszcze wcześniej, w 2012 w cyklu Grand Prix. I w ramach podsumowania, na kolejnych stronach skupiamy się przede wszystkim na jego dokonaniach właśnie w Indywidualnych Mistrzostwach Świata.
CZYTAJ WIĘCEJ: Oficjalnie: Abramczyk Polonia Bydgoszcz ma nowego menadżera!
Do Grand Prix wjechał po rezygnacji byłego mistrza świata
Sam debiut na salonach zanotował w 2002 roku, jadąc z "dziką kartą" w Vojens, ale wiele o tamtym występie nie można powiedzieć, ponieważ już po dwóch biegach mógł pakować manatki (obowiązywał wtedy system nokautowy). Duńczyk jednak walczył o swoje w eliminacjach i w tzw. Wielkim Finale IMŚ w Pile zajął ósme miejsce. Jako że siódemka przed nim wywalczyła awans do GP 2003, on został pierwszym nominalnym rezerwowym.
Opłaciło mu się to, bo przed startem sezonu Billy Hamill poinformował o rezygnacji z jazdy w cyklu. Andersen wskoczył w jego miejsce i mógł znacznie lepiej zapoznać się z występami wśród najlepszych. Początki nie były łatwe, przytrafiła się też kontuzja, przez którą opuścił trzy rundy. Po powrocie spisywał się nieźle, w klasyfikacji zajął 17. miejsce. Dopisało mu szczęście przy rozdaniu stałych zaproszeń na sezon 2004, bo znalazł się w gronie wyróżnionych.
Próbka możliwości i pierwszy wygrany turniej
Lata 2004-2005 okazały się dla Andersena słodko-gorzkie. W pierwszym z tamtych sezonów dość długo jeździł poniżej oczekiwań, ale wtedy przyszły imprezy w Goeteborgu i Krsko. W Szwecji reprezentant Danii nieoczekiwanie odniósł triumf, a w Słowenii był trzeci. Taki zastrzyk punktowy pozwolił mu na zakończenie rywalizacji na 9. miejscu premiowanym utrzymaniem się w stawce. Tym bardziej że mimo walki do końca nie powiodło mu się w eliminacjach.
W trzecim roku startów w GP jeździł przeciętnie, zabrakło choćby jednego miejsca na podium i w efekcie punktów, by już w nowej formule zawalczyć o TOP8. Tym razem światowi decydenci nie uratowali Duńczyka, stawiając na innych zawodników przy rozdawaniu "dzikich kart", m.in. na jego rodaka Nielsa Kristiana Iversena. Andersena czekała więc przerwa od regularnych startów w IMŚ, choć życie napisało scenariusz inny, niż zakładano.
Życiowa forma i pasmo sukcesów
W 2006 roku układało mu się wszystko. Jeździł wprost znakomicie, wygrywając ligowe zmagania w Polsce (z Atlasem Wrocław) i Wielkiej Brytanii (z Peterborough Panthers), z kadrą narodową sięgnął po Drużynowy Puchar Świata i co ciekawe... namieszał w GP. I to pomimo tego, że pojawił się w stawce dopiero w piątej rundzie. W Kopenhadze, jadąc z "dzikusem", okazał się najlepszy. A z uwagi na to, że karierę zakończył właśnie Tony Rickardsson i że Andersen był pierwszym rezerwowym, zaczął on startować w cyklu do końca sezonu.
I to jak! Po Kopenhadze przyszło trzecie miejsce w Lonigo, drugie w Malilli (znów jako "dzika karta") i kolejna wygrana - tym razem w Pradze. Na dwie rundy przed końcem miał zaledwie cztery punkty straty do medalowego miejsca! Decydujące turnieje nie poszły jednak po jego myśli i mistrzostwa zakończył na 6. miejscu. Miejsce wśród uczestników kolejnych zapewnił sobie jednak poprzez GP Challenge, gdzie zmieścił się w premiowanej awansem pierwszej trójce. Dodajmy, że bilet ten zdobywał wraz z Wiesławem Jagusiem i Rune Holtą.
Regularnie w czołówce z zapisaniem się w annałach
Można śmiało stwierdzić, że Andersen pokazał w kolejnych dwóch edycjach, że świetna postawa w 2006 roku nie była przypadkowa. Dwukrotnie z rzędu ukończył rywalizację na 5. miejscu, nie tracąc przy tym wiele do pierwszej trójki. W 2007 zawalił ostatnie cztery turnieje, choć był przed nimi w TOP3 tabeli. Trzeba dodać, że to w tamtym sezonie wsławił się czymś, czego do chwili obecnej nikt nie powtórzył. Podczas turnieju we Wrocławiu zdobył w rundzie zasadniczej tylko 6 punktów, ale szczęśliwie załapał się do półfinału. Ten bieg wygrał, a w najważniejszym był drugi.
Rok później Duńczyk w większości rund wjechał do finału, wygrywając zmagania w Lonigo. Był to jego ostatni triumf w GP i de facto ostatni udany sezon w nim. Do medalu znów jednak zabrakło, choć trzeba przyznać, że Tomasz Gollob i Greg Hancock poprzeczkę zawiesili naprawdę wysoko. Andersen mocny był też w jeździe dla kadry, z którą po raz drugi zwyciężył w DPŚ. Drugi duży sukces odniósł również w Polsce, gdzie dorzucił solidną cegiełkę do zwycięstwa w Ekstralidze w barwach Unibaksu Toruń.
Niemrawe zakończenie przygody z cyklem
Następne dwa sezony (2009-2010) to rzadsze udane występy w IMŚ. W pierwszym z nich jeszcze trzy razy stanął na "pudle", ale zarazem były to jedyne wtedy turnieje z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Przełożyło się to na 10. miejsce na koniec (znów dostał stałą "dziką kartę"). W drugim było słabiej, bo mimo dwóch jazd w finale, nie zmieścił się już na podium. Wywalczanie awansów do półfinału stało się coraz trudniejsze, czego dowodem była 12. pozycja i przede wszystkim brak zaproszenia do kolejnej edycji.
W kontekście GP los po raz ostatni uśmiechnął się do Duńczyka przed 2012 rokiem. Rezygnacja Piotra Protasiewicza i Darcy'ego Warda z jazdy w elicie z uwagi na nieżyciowy przepis w lidze polskiej (tylko jeden uczestnik cyklu w drużynie - przyp. red.) sprawiła, że promotorzy zdecydowali się "z łapanki" uzupełnić stawkę, proponując udział w niej Peterowi Ljungowi i właśnie Duńczykowi. Cudów nie było, bo Andersen był po bardzo słabym roku 2011 i nie jeździł w naszym kraju w Ekstralidze. Zajął 10. miejsce, ale z dużą stratą do TOP8. Na dwanaście turniejów do półfinału awansował tylko raz.
Zabrakło kropki nad "i", czyli medalu
Swego czasu Hans Andersen z pewnością był mocną personą w GP. Dał się poznać jako zadziorny zawodnik, który potrafił choćby toczyć twarde boje z będącym na topie rodakiem, Nickim Pedersenem. Reprezentant kraju Hamleta potrafił wygrywać turnieje, stawać na podium, zajmować wysokie lokaty w mistrzostwach. Zabrakło tak naprawdę tylko medalu. Z drugiej strony cały czas jest po wspomnianym wyżej trzykrotnym indywidualnym mistrzem świata drugim najskuteczniejszym Duńczykiem w historii cyklu pod względem zdobytych punktów.
Zapewne kariera Andersena w IMŚ okazała się krótsza, niż faktycznie być powinna, bo po raz ostatni wystąpił w nich, gdy miał 32 lata. Wobec tego nie było dane już więcej oglądać w akcji "Ugly Ducka", bo takiego też przydomka, dość osobliwego, dorobił się wśród kibiców. Nie tylko z uwagi na to, że nosi imię i nazwisko słynnego baśniarza, autora właśnie "Brzydkiego Kaczątka", ale również z uwagi na to, że podczas jazdy na motocyklu charakteryzował się wysoko podniesionymi łokciami.
Statystyki Hansa Andersena w cyklu Grand Prix (2002-2012):
Edycje | Turnieje | Biegi (wygrane) | Punkty | Śr. turniej. | St. uczestnik | Podium |
---|---|---|---|---|---|---|
10 | 87 | 479 (112) | 780 | 8,97 | 8 razy | 4-7-5 |
ZOBACZ WIDEO: Kościecha o swoim zawodniku. "Byłem sceptyczny do tego kontraktu"