W tym artykule dowiesz się o:
Marek Cieślak w niedzielę zmierzy się ze swoim byłym klubem - Stelmetem Falubazem Zielona Góra, gdzie pracował przez rok w 2011 roku, przechodząc do Winnego Grodu po dekadzie spędzonej we Wrocławiu. Cieślak wcześniej od 2001 roku pracował w stolicy dolnego Śląska, zdobywając z wrocławskim klubem w 2006 roku tytuł mistrzowski.
Do Zielonej Góry trafił z jasnym celem. Otwarcie mówił, że interesuje go walka o złoto. - Drużyna ma nie tylko dobrze jechać, ale przede wszystkim sprawiać radość kibicom - podkreślał Cieślak. Gdzie, jak gdzie, ale w zakochanej w żużlu Zielonej Górze radość fanów to podstawa. I trzeba powiedzieć, że Marek Cieślak i jego "dream team" dawał fanom z W-69 spore powody do zadowolenia.
W Zielonej Górze Cieślaka przyjęto z otwartymi ramionami. Pochodzący z Częstochowy szkoleniowiec zastąpił w klubie spod znaku Myszki Miki Piotra Żyto, który w 2010 roku wywalczył z drużyną tytuł wicemistrzowski. - Falubaz jest najlepszy i mierzymy w najlepszego trenera, który ma uznanie wśród zawodników, wśród działaczy, w całym środowisku sportowym - podkreślał ówczesny prezes zielonogórskiego klubu, Robert Dowhan.
[color=#1e1e1e]Cieślak w Zielonej Górze poprowadził faktycznie drużynę, którą chciałby mieć każdy trener. Z klubem, który był wówczas wicemistrzem kraju nowe kontrakty podpisali w Szwedzi Andreas Jonsson oraz Jonas Davidsson. Do końca 2015 roku ważną umowę miał kapitan zielonogórzan Piotr Protasiewicz. W obwodzie pozostawali jeszcze Rafał Dobrucki oraz Grzegorz Zengota, a także junior Patryk Dudek. Kiedy kontrakt z zielonogórskim klubem podpisał Amerykanin Greg Hancock stało się jasne, że Cieślak z tą drużyną będzie miał za cel sięgnąć po mistrzostwo.
[/color]
W rundzie zasadniczej Stelmet Falubaz Zielona Góra jednak nie wygrał. Z bilansem 10 zwycięstw, 1 remisu i 3 porażek zajął drugie miejsce - za Unibaksem Toruń. Zielonogórzanie u siebie nie przegrali ani jednego meczu. Zanotowali jedyny remis z Rzeszowem. Pozostałe mecze rozstrzygnęli na swoją korzyść. Na wyjeździe cztery razy wygrywali, przy trzech porażkach. Dało to ostatecznie drugą lokatę przed play-off.
W nich w pierwszej rundzie drugi zespół po sezonie zasadniczym potykał się z piątą drużyną, którą wówczas byli rzeszowianie. Podopieczni Marka Cieślaka nie dali żadnych szans "Żurawiom", gromiąc w obu meczach o awans do półfinału. Najpierw w Rzeszowie 59:31, a później u siebie 60:30.
W półfinałach doszło do wielkich derby Ziemi Lubuskiej. W pierwszym meczu w Gorzowie, który przerwano z uwagi na ulewę po ośmiu wyścigach Stal wygrała ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra 27:19. Kto wie, jakby wówczas potoczyły się losy półfinałowej rywalizacji, gdyby nie deszcz. W rewanuz ekipa Cieślaka nie dała szans odwiecznemu rywalowi i pokonała gorzowian 54:36, awansując do wielkiego finału.
Szkoleniowiec przyszłych mistrzów Polski podkreślał wagę tego triumfu, zważywszy na fakt, że radzić sobie musiał bez kontuzjowanego Grega Hancocka, za którego stosowano zastępstwo zawodnika. Mając jednak w obwodzie Andreasa Jonssona, Jonasa Davidssona, Grzegorza Zengotę i Piotra Protasiewicza, którzy wykręcili dwucyfrówki oraz świetnych juniorów Patryka Dudka i Adama Strzelca, można było bez problemu wjechać do wielkiego finału.
W walce o złoto wcale nie zmierzyły się pierwszy i drugi zespół po rundzie zasadniczej. W finale doszło do konfrontacji zielonogórsko - leszczyńskiej. W pierwszym meczu na Stadionie im. Alfreda Smoczyka Unia pokonała, jadący już z Gregiem Hancockiem Stelmet Falubez, 47:43. - Jak się chce, to można odrobić i 10 punktów, więc 4 to tak naprawdę nic - mówi przed rewanżem na łamach "Super Expressu” Marek Cieślak. - W półfinale rewanż ze Stalą Gorzów na własnym stadionie wygraliśmy aż 18 punktami, co pokazuje, jacy jesteśmy mocni. Nie lekceważymy Unii, ale jesteśmy świadomi własnej siły. Idziemy na mistrza! - odważnie deklarował.
Stelmet Falubaz był faworytem walki o złoto, bo miał w składzie dwóch żużlowców, którzy wówczas byli w życiowej formie. Greg Hancock zapewnił sobie już wtedy drugi w karierze tytuł mistrza świata, a z kolei po pierwszy medal IMŚ sięgał Andreas Jonsson. Prowadzenie takiej ekipy było czystą przyjemnością, czego nie krył Cieślak. - To wielkie szczęście mieć w składzie takich żużlowców. Jonsson jest w życiowej formie, wygrywa ostatnio wszystko. Chyba zielonogórski klimat mu służy, jest tu dużo lasów i czyste powietrze Oczywiście bardzo na niego liczę. Nie zapominam też o Gregu Hancocku, przecież to nowy mistrz świata! Odrodził się niesamowicie, aż 14 lat czekał na kolejny tytuł - podkreśla Cieślak.
Charyzmatyczny trener miał także swoje niekonwencjonalne sposoby na mobilizację swojej ekipy. - Na pewno opowiem im jakiś żart, bo trzeba będzie rozluźnić atmosferę. Przed paroma laty wymyśliłem, żeby przed ważnym startem wszyscy zawodnicy całowali mnie w czoło wzorem francuskich piłkarzy, którzy dawali buziaki Fabienowi Barthezowi. Tym razem tego nie zrobię, ale jak zdobędą złoto, to chyba ja ich wycałuję po czołach! - śmiał się przed rewanżowym finałem Cieślak.
W Zielonej Górze góra byli miejscowi, którzy pokonali Unię Leszno 52:38. Na niewiele zdała się znakomita jazda Jarosława Hampela i Janusza Kołodzieja, którzy w dwójkę, jadąc łącznie 12 razy zdobyli 27 punktów. Stelmet Falubaz miał bardziej wyrównaną ekipę, której Hancock, Protasiewicz i Davidsson zdobyli dwycyfrówki, a 19-letni Dudek dorzucił 9 "oczek". - Ja się bardzo cieszę ze złota, bo po to się pracuje żeby wygrywać. Wielu teraz mówi, że z takim składem wygrać to nic wielkiego, ale przecież mieliśmy sporo problemów. Najważniejszy mecz dla mnie to spotkanie w półfinale z Gorzowem. Jechaliśmy bez Grega. To było spotkanie o złoto, a my jechaliśmy osłabieni. Człowiek czuje wagę tego mecz - mówił dla Radia Zielona Góra Cieślak.
Zielona Góra świętowała, a Marek Cieślak zdobył swój trzeci tytuł mistrza Polski jako trener. Wcześniej po złoto sięgał w 1996 roku z Włókniarzem Częstochowa, a w 2006 roku ze Spartą Wrocław. Obecnie Marek Cieślak ma już na koncie cztery tytuły DMP jako trener. Czwartą koronę dorzucił przed rokiem z Unią Tarnów. Teraz marzy pewnie o piątym złocie. Zdobył je w tym sezonie w Drużynowym Pucharze Świata w Pradze z reprezentacją Polski. Czy powtórzy to także w Enea Ekstralidze?
Przypomnijmy, że Marek Cieślak w Zielonej Górze podpisywał dwuletni kontrakt, którego jednak nie wypełnił. Po zdobyciu złotego medalu pojawiły się pogłoski o odejściu Cieślaka ze złotej ekipy. Kontrakt szkoleniowca przewidywał pracę w Zielonej Górze na dwa lata, ale znajdowała się w nim klauzula, która pozwalała na jego wcześniejsze rozwiązanie. Na decyzję o zmianie pracy złożyły się przede wszystkim względy rodzinne. Największym problemem była także odległość pomiędzy Zieloną Górą a Częstochową.
Marek Cieślak opuścił Zieloną Górę i przeniósł się do Tarnowa, z którym przed rokiem świętował zdobycie mistrzostwa Polski. Następcą Cieślaka w Zielonej Górze, został jego ówczesny podopieczny z 2011 roku Rafał Dobrucki, który w tamtym sezonie nabawił się po raz kolejny kontuzji kręgosłupa i po zakończeniu kariery został trenerem. Dzisiaj mistrz i uczeń spotkają się w wielkim pojedynku, którego stawką jest finał Enea Ekstraligi. Rafał Dobrucki zaprzecza jakoby w jakiś wyjątkowy sposób traktował rywalizację z Markiem Cieślakiem. To będzie rzeczywiście ciekawy pojedynek doświadczonego szkoleniowca z ogromnymi sukcesami. Nietuzinkowej, aczkolwiek momentami kontrowersyjnej postaci z młodym trenerem, który ma w przyszłości przejąć schedę w reprezentacji po Cieślaku. Kto wyjdzie z tej batalii zwycięsko? Czy stary lis Cieślak przechytrzy swojego młodszego kolegę po fachu i mając teoretycznie słabszy skład, awansuje do finału, gdzie będzie bronił mistrzowskiego tytułu?
Cieślak na pewno ma trudne zadanie. Jego Unia Tarnów dopiero w ostatniej kolejce zapewniła sobie udział w play-off. Na początku sezonu tarnowianom szło jak po grudzie. Formy nie miał praktycznie żaden z żużlowców - nie licząc rewelacyjnego Artioma Łaguty. Cieślak jednak pozbierał całą ekipę do kupy. Madsen, Janowski czy Vaculik to już inni żużlowcy, niż kilka miesięcy temu. Forma jaskółek w ostatnim czasie wzrosła. Między innymi nasz ekspert Krzysztof Cegielski przewidywał, że to właśnie na Unię Tarnów trzeba zwrócić duża uwagę w play-off. Zielonogórzanie nie kalkulowali i zwyciężając rundę zasadniczą, trafili na niewygodnego rywala. Trenerzy nie jeżdżą na torze. Punkty zbierają żużlowcy. Nos trenerski i zmysł taktyczny jest jednak ogromnie ważny w meczach, w których o sukcesie decydują niuanse. Czy do Marka Cieślaka znów uśmiechnie się fortuna, czy może tarnowski specyficzny tor da jego drużynie przepustkę do finału, a może to geniusz trenerski poprowadzi jaskółki do finału?
A Waszym zdaniem co może zadecydować o awansie do finału? Czy Marek Cieślak, dysponując teoretycznie słabszą kadrę jest w stanie przechytrzyć faworyzowany Stelmet Falubaz Zielona Góra? Czy może tym razem uczeń ogra mistrza i to Rafał Dobrucki ze swoim zespołem powalczy o złoto? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach. Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!