W tym artykule dowiesz się o:
To niestety szalenie mocny zestaw nazwisk
W piątek meczami w Zielonej Górze i Częstochowie zostanie zainaugurowany jubileuszowy dwudziesty sezon PGE Ekstraligi. Dokończenie premierowej rundy odbędzie się w niedzielę w Lesznie i Lublinie. Zbliżające się zmagania o tytuł drużynowego mistrza Polski zapowiadają się doprawdy ekscytująco i pod względem opakowania będą pierwszymi takimi w historii. Wszystkie mecze będą bowiem transmitowane na żywo w telewizji.
Początek odbędzie się jednak w mocno okrojonym składzie. Kontuzje oraz inne zawirowania sprawiają, że kilka głośnych nazwisk nie zobaczymy podczas pierwszych meczów o punkty. Są w tym gronie medaliści mistrzostw świata, Europy i Polski. Lista naprawdę robi wrażenie. Można tylko ubolewać, że w głównej mierze pech pozbawił kibiców możliwości obejrzenia tych zawodników na starcie nowej kampanii. Przedstawiamy ich na kolejnych stronach.
Zobacz także: Kibice w Lublinie stali po bilety widmo... w środku nocy
Greg Hancock (bez klubu)
Odkąd polska liga otworzyła się na obcokrajowców, nie zdarzyłoby się, by tak utytułowany lewoskrętny nie miał podpisanego kontraktu przed pierwszą kolejką. Ostatnim zawodnikiem bez umowy, a mającym w dorobku złoto IMŚ był Mark Loram - w 2001 roku dołączył do Polonii Bydgoszcz w czerwcu. Oczywiście potencjalnych chętnych na Hancocka nie brakuje. Przewinęło się kilka klubów, które miały być zainteresowane czterokrotnym mistrzem globu, ale jak na razie nikt się z nim nie związał. Amerykanin to drogi pracownik i po fiasku ze Stalą Rzeszów musi czekać na oferty. Pytanie: czy się doczeka, czy sam zacznie się niecierpliwić.
Zobacz także: Siódemka 1. kolejki Nice 1.LŻ. Bezbłędny Timo Lahti
ZOBACZ WIDEO Cztery okrążenia z Tomaszem Bajerskim
W ostatnim sezonie podstawowy zawodnik drużynowych wicemistrzów Polski. Groźnej kontuzji nabawił się w dość prozaiczny sposób. W marcu poślizgnął się na schodach, uszkodził lewe kolano i plany powrotu po zimie do treningów na torze spaliły na panewce. Poważny kłopot dotyczy łąkotki. Szczotka musiał mieć wstawioną nową, sztuczną. Młodzieżowiec musi uzbroić się w cierpliwość, przejść okres rehabilitacyjny i jak przyznał trener Stanisław Chomski jego podopieczny prędko nie wróci na motocykl. Mówi się nawet o jeszcze dwumiesięcznej absencji.
Najpoważniej kontuzjowany, ale w całym tym nieszczęściu jest też pewna doza... szczęścia. W lutym nowa twarz beniaminka doznała skomplikowanego złamania prawej nogi podczas przygotowań na motocrossie w Hiszpanii. Stało się jasne, że Polak opuści pierwsze tygodnie, ale nikt nie sądził, że kontuzja będzie tak poważna i że dojdzie do takich problemów. Zengota najadł się wiele strachu, bo - jak sam przyznał - istniało nawet ryzyko amputacji kończyny. Na szczęście lubelscy lekarze należycie zaopiekowali się chorą nogą i ten może koncentrować się na rehabilitacji. Trudno jednak rokować, kiedy wróci na tor. Uraz był i wciąż jest bardzo poważny.
Początek kłopotów 45-latka miał miejsce już w lutym ubiegłego roku w Grudziądzu. Zawodnik z własnej winy niebezpiecznie upadł na tor, został uderzony motocyklem - złamał nogę, uszkodził też dłoń. Widmo długiego leczenia naturalnie powodowało u toruńskich kibiców duży niepokój i obawy o kondycję Holty w nowym sezonie. Miał być do niego przygotowany, ale już na pierwszym treningu zaliczył kolejny upadek. Tym razem mocno zbił klatkę piersiową. Norweg z polskim paszportem od tamtej pory nie siedział na motocyklu i szybko stało się jasne, że nie wystąpi w pierwszych spotkaniach. Być może uda mu się wrócić na trzecią rundę.
Zobacz także: Filip Nizgorski dostał prezent od Jacka Frątczaka
Grigorij Łaguta (Speed Car Motor Lublin)
Drugi z wyróżnionego grona, który nie musi zmagać się z problemami zdrowotnymi, choć niejako to od nich miała zacząć się cała saga z Rosjaninem w roli głównej. Dwa lata temu trafił do szpitala, gdzie miał przyjąć niedozwolony środek - meldonium. Wpadł podczas kontroli antydopingowej, ale dopiero... kilkanaście tygodni później. Dyskwalifikacja trwała w sumie 21 miesięcy, Rosjanin wrócił już na tor, ale do debiutu w barwach Motoru dojdzie dopiero w połowie maja (6. runda), gdy będzie mógł zostać oficjalnie potwierdzonym do startów. Do tego czasu lublinianie będą musieli radzić sobie więc nie tylko bez Zengoty, ale i bez wzbudzającego zwykle duże kontrowersje żużlowca z Władywostoku.
Zobacz także: Marta Półtorak: W niedzielę będę kibicować Motorowi
Do upadku podczas pierwszego startu w niedzielnym Memoriale Edwarda Jancarza w Gorzowie nie doszło z jego winy. Jadący przed nim Rafał Karczmarz wywrócił się, na swoje nieszczęście Łaguta nie mógł już wiele zrobić i też zapoznał się z nawierzchnią. Złamany prawy obojczyk wyklucza rosyjskiego żużlowca z jazdy u progu sezonu. Pocieszeniem jest fakt, że nie doszło do komplikacji i być może 28-latek za około trzy tygodnie będzie w stanie ponownie wsiąść na motocykl. GKM ma do tego czasu stosować za swojego lidera zastępstwo zawodnika.
Zobacz także: Prognoza pogoda na weekend. Są mecze zagrożone
Wydawało się, że ostatnim, którego dopadł pech przed inauguracją będzie młodszy z braci Łagutów, ale żużlowe życie postanowiło raz jeszcze napisać własny scenariusz i niestety ze złym zakończeniem. We wtorek w Ostrowie podczas eliminacji Złotego Kasku Hampel uczestniczył w kolizji z Szymonem Woźniakiem, wskutek której złamał prawą łopatkę. Szkoda tym większa, że jeździec mistrzów kraju z Leszna, który w trakcie swojej kariery doświadczył przecież kilku poważnych lub bardzo poważnych kontuzji, zaanonsował w marcu wysoką dyspozycję. Jak już wstępnie informowano, na tor powinien wrócić w maju.