W piątek 7 lipca przypadła 10. rocznica śmierci Artura Hajzera. Polski alpinista i himalaista zginął podczas próby wejścia na Gaszerbrum I w Karakorum w 2013 r. (odpadł od jednej ze ścian Kuluaru Japońskiego i spadł ok. 500 m).
W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet" Izabela Hajzer, wdowa po wspinaczu wysokogórskim, opowiedziała o kulisach tragicznej wyprawy. Z relacji kobiety wynika, że Hajzer był do niej kompletnie nieprzygotowany.
- Mam wrażenie, że do tej ostatniej wyprawy, z której nie wrócił, był absolutnie nieprzygotowany pod każdym względem. I fizycznym, i psychicznym. (...) Przed każdą wcześniejszą wyprawą robił sobie takie oczyszczenie organizmu: rzucał palenie, ćwiczył, lepiej się odżywiał. A przed tą ostatnią zupełnie to pominął - przyznała Izabela Hajzer.
Hajzer był wtedy w fatalnej kondycji psychicznej z powodu wydarzeń na Broad Peak w 2012 r., wyprawy zorganizowanej w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy.
Adam Bielecki i Artur Małek dokonali wówczas pierwszego zimowego wejścia, ale... Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski stamtąd już nie wrócili.
- Padały wtedy zarzuty, że na wyprawy organizowane pod szyldem tego programu jeździły osoby nieprzygotowane. (...) Artur był wyczerpany psychicznie. Wiadomo, co dzieje się po każdej tragedii w górach. Po Broad Peak pojawiła się wielka nagonka medialna, szukanie winnych. Musiał spotykać się z bliskimi ofiar. Było to dla niego bardzo obciążające. Po prostu chciał się od tego odciąć. Pobyć w odosobnieniu - podkreśliła wdowa po himalaiście.
Zobacz:
Janusz Majer złożył rezygnację. Nowym szefem programu Piotr Tomala
Na szczycie Nanga Parbat stałem góra trzy minuty - rozmowa z Arturem Hajzerem, zdobywcą ośmiotysięcznika