Artur Hajzer, znany jako Słoń, był jednym z czołowych polskich himalaistów. Jego śmierć 7 lipca 2013 r. na Gasherbrum I wciąż budzi wiele pytań. Bartek Dobroch w swojej książce "Hajzer. Droga Słonia" opisuje dramatyczne wydarzenia tamtego dnia.
Hajzer i Marcin Kaczkan wyruszyli na atak szczytowy z obozu III. Choć początkowo wszystko szło zgodnie z planem, Hajzer nagle zdecydował o odwrocie. Kaczkan wspomina, że decyzja go zaskoczyła, ponieważ warunki były sprzyjające.
Podczas zejścia z Gasherbrum I, Hajzer wykazywał nietypowe zachowanie. Kaczkan zauważył, że jego partner nie był sobą. Wcześniej, podczas innej wyprawy, Hajzer doświadczył halucynacji, co mogło wpłynąć na jego decyzje.
W trakcie zejścia Hajzer wysłał do żony SMS-a, w którym błędnie informował o rzekomej śmierci Kaczkana. To tylko jedna z wielu zagadek związanych z jego ostatnią wyprawą. Kaczkan, będąc świadkiem wypadku, opisał potem, jak to Hajzer spadł z poręczówek.
Przyczyny śmierci Hajzera pozostają niejasne. Krzysztof Wielicki sugeruje, że mógł to być błąd techniczny. Inni spekulują o wpływie halucynacji lub fizycznego wyczerpania na jego decyzje.
- Też się nad tym zastanawialiśmy: czy zawinił przyrząd, czy poręczówka, czy on się potknął, czy wpiął w starą linę wmarzniętą w lód albo kończącą się bez węzła. Ale to nie jest ważne, bo on już dużo wcześniej nie był sobą i skutkiem tego zdarzył się wypadek - ocenia Janusz Gołąb w książce Dobrocha.
Artur Hajzer był twórcą programu Polski Himalaizm Zimowy, który miał na celu zdobycie niezdobytych zimą ośmiotysięczników. Jego osiągnięcia obejmują pierwsze zimowe wejście na Annapurnę oraz udział w wielu wyprawach, które przyczyniły się do rozwoju polskiego himalaizmu. Był także znanym biznesmenem, współzałożycielem marki Alpinus.
Hajzer zginął tragicznie 7 lipca 2013 roku podczas wyprawy na Gasherbrum I. Wypadek miał miejsce w tzw. Kuluarze Japońskim, gdzie odpadł od ściany i spadł w przepaść. Jego śmierć była szokiem dla środowiska wspinaczkowego, a także dla bliskich, którzy wspominają go jako ciepłą i inspirującą osobę.
"Wyczerpany psychicznie"
W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet" Izabela Hajzer, wdowa po wspinaczu wysokogórskim, opowiedziała o kulisach tragicznej wyprawy. Z relacji kobiety wynika, że Hajzer był do niej kompletnie nieprzygotowany.
- Mam wrażenie, że do tej ostatniej wyprawy, z której nie wrócił, był absolutnie nieprzygotowany pod każdym względem. I fizycznym, i psychicznym. (...) Przed każdą wcześniejszą wyprawą robił sobie takie oczyszczenie organizmu: rzucał palenie, ćwiczył, lepiej się odżywiał. A przed tą ostatnią zupełnie to pominął - przyznała Izabela Hajzer.
Hajzer był wtedy w fatalnej kondycji psychicznej z powodu wydarzeń na Broad Peak w 2012 r., wyprawy zorganizowanej w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy.
Adam Bielecki i Artur Małek dokonali wówczas pierwszego zimowego wejścia, ale Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski stamtąd już nie wrócili.
- Padały wtedy zarzuty, że na wyprawy organizowane pod szyldem tego programu jeździły osoby nieprzygotowane. (...) Artur był wyczerpany psychicznie. Wiadomo, co dzieje się po każdej tragedii w górach. Po Broad Peak pojawiła się wielka nagonka medialna, szukanie winnych. Musiał spotykać się z bliskimi ofiar. Było to dla niego bardzo obciążające. Po prostu chciał się od tego odciąć. Pobyć w odosobnieniu - podkreśliła wdowa po himalaiście.
"Mam nadzieję, że Panowie gdzieś tam się znaleźli"
W dziesiątą rocznicę śmierci wpis upamiętniający Hajzera opublikowała Justyna Kowalczyk-Tekieli. Dodała do tego zdjęcie himalaisty ze swoim nieżyjącym mężem Kacprem Tekielim.
"Dzisiaj dziesiąta rocznica śmierci Artura Hajzera. Człowieka ważnego dla Kacperka. Mam nadzieję, że Panowie gdzieś tam się znaleźli i już dyskutują nad nowymi przejściami i pięknymi drogami" - napisała na Facebooku polska mistrzyni olimpijska.