Bielecki i Czech rezygnują ze zdobywania Nangi Parbat

PAP / Marcin Obara
PAP / Marcin Obara

Polscy himalaiści Adam Bielecki i Jacek Czech ogłosili zakończenie zimowej wyprawy na ośmiotysięcznik Nanga Parbat. Przyczyną jest kontuzja ręki, której pierwszy z nich nabawił się kilka dni temu po 80-metrowym upadku.

W tym artykule dowiesz się o:

Nanga Parbat (8126 m n.p.m.) oraz K2 (8611 m n.p.m.) to jedyne ośmiotysięczniki, których jak dotąd nikt nie zdołał zdobyć zimą. Pozostałe 12 ośmiotysięczników w Himalajach ma już swoich zimowych zdobywców, a w przypadku 10 z nich zostali nimi Polacy.

Adam Bielecki z Jackiem Czechem planowali zdobyć wierzchołek Nangi Parbat w stylu alpejskim, czyli bez zakładania obozów. Miała im na to pozwolić aklimatyzacja, którą zdobyli w Chile, wspinając się na drugi co do wysokości szczyt na półkuli zachodniej, a zarazem najwyższy wulkan na świecie Ojos del Salado (6893 m). Na szczycie spędzili kilka dni.

Niestety, Polakom w Himalajach zabrakło szczęścia do pogody. Wyjątkowo niekorzystne warunki uniemożliwiły przeprowadzenie szybkiego ataku szczytowego na Nangę Parbat, który miał być prowadzony drogą Kinshofera.

W tej sytuacji Bielecki z Czechem zdecydowali się wspinać w klasycznym stylu z zakładaniem obozów. Niestety, pierwszy z nich miał wypadek, w którym odpadł od ściany i spadł 80 metrów. - Na szczęście Daniele Nardi asekurował mnie drugą liną. Pomimo długiego lotu nic groźnego mi się nie stało, chociaż trochę poturbowałem prawą dłoń - napisał na Facebooku Bielecki.

Teraz himalaiści ocenili, że nie ma szans na zdobycie Nangi Parbat w najbliższych dniach i zadecydowali, że wracają do Polski.

- W ciągu dwóch ostatnich dni udało nam się ściągnąć cały sprzęt z powrotem do bazy. Wobec słabych prognoz pogody i mojej rannej dłoni oznacza to koniec wyprawy. Dostaliśmy od Nangi solidną lekcję pokory. Marzyliśmy o zdobyciu Nangi w czystym stylu alpejskim, ale pogoda nie dała nam żadnej szansy na podjęcie ataku. Kolejne pomysły na zdobycie góry kończyły się na tej samej niewielkiej wysokości z powodu pogody, problemów ze zdrowiem, bądź też urwanej liny - pisze Bielecki na swojej oficjalnej stronie ABTeam.pl.

- Walczyliśmy twardo, ale okazaliśmy się za słabi albo po prostu góra okazała się za silna. Cieszymy się, że wyprawa ta umocniła naszą przyjaźń i partnerstwo. Sporo się nauczyliśmy. Jesteśmy zdrowi (nie licząc dłoni...). Coś czuję, że tu jeszcze wrócimy. Chyba złapałem bakcyla zimowej Nangi - dodaje.

Komentarze (0)