25 lat od zaginięcia Wandy Rutkiewicz

Dokładnie 25 lat temu, 12 maja po raz ostatni widziano Wandę Rutkiewicz. Jedna z najlepszych himalaistek w historii zaginęła w drodze na szczyt Kanczendzongi. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński

Jako pierwsza kobieta w historii weszła na K2, jako pierwsza Polka i trzecia kobietą na świecie stanęła na Mount Everest - najwyższym szczycie ziemi. Dokładnie 25 lat temu, 12 maja 1992 roku widziano ją po raz ostatni. Dzięki swojemu charakterowi Wanda Rutkiewicz zapisała się na stałe w historii polskiego alpinizmu.

Łącznie zdobyła aż osiem z czternastu ośmiotysięczników, stając się legendą i inspiracją dla innych. Współpraca z nią nie była jednak najłatwiejsza. - Wanda miała trudny charakter, ale tylko tacy ludzie mogą osiągać w życiu wielkie cele. Ona parła ciągle do przodu - wspomina Rutkiewicz Krzysztof Wielicki, inny legendarny polski alpinista.

I mimo że tragedie były obecne w jej życiu od najmłodszych lat (w wieku pięciu lat straciła brata, jej ojca zamordowano), długo wydawało się, że Rutkiewicz to nigdy nie dotknie. Długo wywijała się śmierci i niemal cudem wychodziła cało z najtrudniejszych opresji. Gdy w 1990 roku na jej oczach jej partner Kurt Lyncke spadł w 400-metrową przepaść na Broad Peak, przeżyła załamanie. Nie zamierzała jednak rezygnować ze wspinaczki.

Wciąż stawiała sobie ambitne cele. W 1992 roku ogłosiła projekt "Karawana do marzeń". Chciała zdobyć osiem kolejnych ośmiotysięczników, brakujących do Korony Himalajów i Karakorum. Przekonywała, że dokona tego w ciągu kilkunastu miesięcy. I choć wielu jej to odradzało, nie mogła zrezygnować.

- Znam wartość życia. Nie tylko mojego, każdy z nas ma przecież bliskich. Podczas wspinania się boję. Myślę jednak, że alpinizm stał się dla mnie tak wielką częścią życia i tak ogarniającą pasją, że nie mogłabym z niego zrezygnować - mówiła.

Projekt "Karawana do marzeń" okazał się jednak końcem jej życia, choć śmierć Wandy Rutkiewicz wciąż owiana jest tajemnicą. Ostatnim człowiekiem, który widział ją żywą jest Meksykanin Carlos Carsolio. Wracając ze szczytu Kanczendzongi, spotkał osłabioną Polkę na wysokości ponad 8200 metrów. Namawiał ją, żeby zrezygnowała z ataku szczytowego i zeszła z nim do obozu. Rutkiewicz odmówiła. Postanowiła, że będzie biwakować, choć nie miała ze sobą namiotu, jedzenia, gazu czy choćby śpiwora.

Nigdy nie wróciła do obozu, nigdy też nie odnaleziono jej ciała. W 1996 roku  warszawski sąd uznał Rutkiewicz za zmarłą w dniu 13 maja 1992 roku o godz. 24.00. Została kolejną ofiarą Kanczendzongi, o której mówi się, że nie lubi kobiet. Wcześniej zginęły tam przecież Jekaterina Iwanowa czy Słowenka Marija Frantar.

- Nie mam nic przeciwko śmierci w górach. Jestem z nią obeznana, byłoby to dla mnie łatwe po tym wszystkim, co przeżyłam. Wielu moich przyjaciół już tam na mnie czeka - mówiła.

Dołączyła do nich w wieku 49 lat.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×