Andrzej Bargiel z powrotem w Warszawie. "Zjazd z K2 jest możliwy. Chciałbym tam wrócić"

Facebook / Jedrek.Bargiel / Na zdjęciu: Andrzej Bargiel
Facebook / Jedrek.Bargiel / Na zdjęciu: Andrzej Bargiel

Andrzej Bargiel wrócił z K2 i spotkał się w Warszawie z dziennikarzami. Choć tym razem nie zdołał zrealizować swojego celu, to zebrał nowe cenne doświadczenia, które chce wykorzystać w przyszłości. Przekonuje, że zjazd na nartach z K2 jest możliwy.

W tym artykule dowiesz się o:

Celem Andrzeja Bargiela było zdobycie szczytu K2 i dokonanie pierwszego w historii zimowego zjazdu na K2. Po kilku tygodniach działań polski skialpinista podjął jednak decyzję o przerwaniu akcji górskiej i zakończeniu ekspedycji.

Bargiel zawrócił do bazy ze względu na złe warunki pogodowe i zagrożenie lawinowe, ale przede wszystkim ze względu na to, że jego towarzysze - Jakub Poburka, Dariusz Załuski, Janusz Gołąb - nie byli w stanie kontynuować wspinaczki z powodów zdrowotnych.

- To wyzwanie jest na tyle skomplikowane i trudne, że od początku zakładałem, iż może się to tak skończyć. Nie zjechałem z K2 na nartach, ale wszyscy zebraliśmy dużo ciekawych informacji. Udało się połączyć trzy drogi na K2 w jedną linię śnieżnych fragmentów i przekonać się, że zjazd na nartach z tej góry jest możliwy - przekonuje Andrzej Bargiel.

Warunki pogodowe na K2 od początku były dla niego zaskoczeniem.

- Pogoda była trudna. Pod K2 panowały wysokie temperatury i nawet na wysokości 6000 metrów padał deszcz. Prognozy do końca tego nie przewidywały, ale w południe codziennie przychodziły chmury. Był opad i mgła. A linia, którą chodziłem, była skomplikowana i wymagała dobrych warunków pogodowych - podkreśla Bargiel.

- To było siedem wyjść do góry, które były bardzo owocne. Udało się zaporęczować drogę Jerzego Kukuczki i Tadeusza Piotrowskiego do wysokości 6500 metrów, włącznie z granią o bardzo dużych trudnościach technicznych. To, czy uda się tam zjechać na nartach, było dla mnie wielką niewiadomą. Ale udało się - dodaje.

Gdyby nie problemy zdrowotne Dariusza Załuskiego i Janusza Gołąba, a także pech Jakuba Poburki, na którego spadła skała, Bargiel mógłby myśleć o ataku szczytowym.

ZOBACZ WIDEO: Ekstremalny wyczyn Roberta Korzeniowskiego. "Nigdy tego nie zapomnę"

- Mieliśmy trochę pecha, bo ekipa chorowała. W pewnym momencie "zasoby ludzkie"się nam skończyły. Był jeden moment, w którym sam mogłem atakować szczyt, ale nie miałbym żadnego wsparcia. Cała ekipa musiała wrócić. Stwierdziłem więc, że nie ma sensu się narażać i najrozsądniej będzie to przerwać. Koniec końców jest to tylko pasja i przygoda - rozsądnie zwraca uwagę Andrzej Bargiel.

- Sport uczy pokory i cierpliwości. Nie da się cały czas osiągać sukcesów w różnych dyscyplinach. Mam świadomość, że tak to działa. Przez ostatnie cztery lata mieliśmy dużo szczęścia, więc statystycznie tym razem mogło nam się nie udać - dodaje skiaplinista, który w przeszłości zjeżdżał już na nartach z Sziszapangmy, Manaslu i Broad Peak.

Bargiel nie wyklucza, że w przyszłości wróci na K2, żeby zjechać z niego na nartach.

- Uświadomiłem sobie, że jest to możliwe. A skoro jest to możliwe, to jest to wyzwanie, któremu warto poświęcić więcej czasu. Jeżeli będę zdrowy i odpowiednio przygotowany, to chciałbym tam wrócić - kończy.

Autor na Twitterze:
Komentarze (0)