Zaskakujący ruch Denisa Urubki. "To nie jest normalne", "Zachował się egoistycznie"

Facebook / Na zdjęciu: Denis Urubko
Facebook / Na zdjęciu: Denis Urubko

- To nie jest normalne, że ktoś rozpoczyna wspinaczkę bez pozwolenia - mówi Jerzy Natkański, himalaista i kierownik wielu wypraw. - Denis Urubko zachował się egoistycznie - ocenia Jarosław Botor, jeden z członków polskiej zimowej wyprawy na K2.

Urubko, bohater akcji ratunkowej na Nanga Parbat sprzed kilku tygodni, w sobotę zaskoczył współtowarzyszy wyprawy i postanowił samodzielnie, bez poinformowania kierownictwa wyprawy, wyruszyć z bazy i podjąć próbę wejścia na szczyt. Jak podaje TVN24, po rozpoczęciu wspinaczki nie chciał rozmawiać z kierownikiem wyprawy Krzysztofem Wielickim.

Z relacji jego towarzyszy wynika, że Kazacha z polskim paszportem chce zdobyć K2 przed końcem lutego, ponieważ tylko wtedy uzna swoje wejście za zimowe. A przecież jego celem jest pierwsze w historii wejścia na K2 zimą.

- Prawdopodobnie jeszcze rano spędzali czas, zjedli śniadanie. Ktoś zauważył, że Denis oddala się od obozu - relacjonuje w rozmowie z WP SportoweFakty Michał Leksiński, rzecznik polskiej zimowej ekspedycji. - Nie słyszałem nigdy o takiej sytuacji. On ma filozofię przewagi klimatu nad kalendarzem, ale nie docierały do nas głosy, że może taki manewr zrobić - dodaje.

Jerzy Natkański, uczestnik i kierownik wielu wypraw wysokogórskich, dyrektor Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki, w rozmowie z Polską Agencją Prasową tak ocenia postawę Urubki: - Nie, to nie jest normalne, że ktoś rozpoczyna wspinaczkę, nie mając na to pozwolenia. To jest złamanie zasad bezpieczeństwa oraz zespołowej współpracy.

W opinii Natkańskiego swoją samowolną decyzją 45-letni wspinacz zdjął co prawda z kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego odpowiedzialność za siebie, ale nie zmienia to faktu, że gdyby spotkało go coś złego, w akcji ratowniczej narazi na duże ryzyko kolegów, którzy nie są jeszcze odpowiednio zaaklimatyzowani.

Z kolei zdaniem Jarosława Botora, uczestnika zimowej wyprawy na K2, który na początku lutego wrócił z Pakistanu do Polski z przyczyn osobistych, Urubko zachował się egoistycznie zostawiając zespół i nie dając innym szansy na zaatakowanie szczytu, jednak jeśli mu się powiedzie, będzie to sukces całej wyprawy.

- Najczęściej mówi się o tych, którzy weszli na szczyt. Wszyscy wiemy, że takie zimowe wejścia są okupione pracą wielu ludzi i wyprawa na K2 taka jest. To nie jest solowe wejście w małej dwu- lub trzyosobowej grupie. Na sukces wyprawy pracuje wiele osób. I na miejscu, i przy samej organizacji wyjazdu. O tych ludziach nie będzie głośno. Będzie mówiło się o tych, którzy wejdą na szczyt. I najdłużej, i najcieplej - skomentował w rozmowie z telewizją TVN24.

ZOBACZ WIDEO Elisabeth Revol: Mam w sobie dużo gniewu. Mogliśmy uratować Tomka

Źródło artykułu: