Denis Urubko zdradził kulisy opuszczenia wyprawy na K2. "Problemy tkwią w mentalności uczestników i kierownika"

Agencja Gazeta / Mateusz Skwarczek / Na zdjęciu: Denis Urubko
Agencja Gazeta / Mateusz Skwarczek / Na zdjęciu: Denis Urubko

Denis Urubko próbował sam zdobyć K2, a następnie opuścił wyprawę. Himalaista nie ukrywa, że był to dla niego trudny okres i krytykuje członków oraz kierownika ekspedycji na drugi najwyższy szczyt ziemi.

W tym artykule dowiesz się o:

Samotna akcja zakończyła się dla Denisa Urubki niepowodzeniem. Bez konsultacji z nikim zdecydował się na atak szczytowy, co nie spodobało się pozostałym członkom wyprawy. Swoją decyzję argumentował przekonaniem, że zima w Karakorum kończy się 28 lutego. - Nie chciałem brać radiotelefonu, bo bałem się, że członkowie wyprawy będą znów mnie okłamywać - tak jak zwykle podczas całego pobytu - i każą mi zejść na dół - tłumaczył Urubko w rozmowie z serwisem desnivel.com.

Rosjanin z polskim paszportem nie ma najlepszego zdania o Krzysztofie Wielickim. Jeszcze przed wyprawą byli przyjaciółmi, a po jej zakończeniu Urubko ostro krytykuje Wielickiego. - Wyprawa była dla mnie trudna ze względu na dziwne relacje, które stopniowo stawały się coraz gorsze. Czułem się nieswojo, byłem nerwowy. Było dla mnie niewiarygodne, że kierownik wyprawy (Krzysztof Wielicki - dop. red.) blokuje mnie, nie zezwala na wejście, a potem bardzo miło rozmawiamy. Nie rozumiem, jak można mieć dwie różne twarze - mówił Urubko.

- Uważam, że każda wyprawa musi przynieść rezultat, a ten daje osiągnięcie szczytu. Robiłem wszystko, by tak się stało. Naprawiałem liny, zakładałem obozy, starałem się jak najszybciej zaaklimatyzować. Wszyscy zakładali, że to nie były prawdziwe działania. Być może nie chcieli zdobyć szczytu. Przypuszczam, że decyzja o zakończeniu wyprawy zależna jest od relacji w grupie i nie zależy od pogody. Widzę, że prognozy są korzystne i można było pracować. Problemy tkwią jednak w mentalności, umysłach członków i kierownika wyprawy - dodał Urubko.

Doświadczony himalaista zdradził także kulisy opuszczenia wyprawy. - Byłem gotowy być tam nawet do końca marca. Chciałem wziąć udział w całej wyprawie, ale zakończyłem ją zmęczony psychicznie - powiedział i znów skrytykował Wielickiego.

- Oczywiście myślałem o dłuższym pobycie w bazie. Kiedy wróciłem do niej po mojej solowej akcji, powiedziałem Wielickiemu: "cześć dowódco, jestem, wszystko jest w porządku, działamy dalej". Kilka minut później poprosiłem o dostęp do internetu i Krzysztof odpowiedział mi, że mam zakaz, bo pisałem złe rzeczy. Pokazał mi stronę internetową z tym, co rzekomo napisałem, ale to pisał ktoś inny. Gdy powiedział, że nie będę miał dostępu do internetu, to poprosiłem grupę trekkingową, by towarzyszyła mi następnego dnia podczas zejścia. Byłem oszołomiony działaniem Wielickiego i relacją socjalistyczno-komunistyczną. Zdecydowałem, że nie ma tam dla mnie miejsca. Nikt mnie nie prosił, abym został - przyznał Urubko.

Podczas wyprawy na K2 Urubko wraz z Adamem Bieleckim, Jarosławem Botorem i Piotrem Tomalą wyruszyli na pomoc Elisabeth Revol. Zdaniem Rosjanina, akcja na Nanga Parbat nie miała żadnego wpływu na ich dyspozycję pod K2. Wręcz przeciwnie, dodała motywacji. - Byliśmy w stanie dać z siebie wszystko na K2 i to pomimo energii i czasu, które straciliśmy na Nanga Parbat. Zrobiliśmy bardzo pozytywną akcję, która nas zmotywowała. To nie stanowiło dla nas żadnego problemu - stwierdził Urubko.

ZOBACZ WIDEO Żona Tomasza Mackiewicza nie czuła się na siłach na spotkanie z Revol

Źródło artykułu: