Szczery wywiad Denisa Urubki. Chce wrócić na K2. Być może z Polakami

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Denis Urubko w studiu WP
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Denis Urubko w studiu WP

Denis Urubko nie ukrywa, że chce wrócić na K2. Rosyjski alpinista nie wyklucza wspólnej wspinaczki z Polakami. Krytykuje też taktykę opracowaną przez Krzysztofa Wielickiego podczas tegorocznej wyprawy.

K2 to jedyny ośmiotysięcznik, który nie został zdobyty zimą. W tym roku chciała to zmienić polska narodowa wyprawa, której przewodniczył Krzysztof Wielicki. Jednym z jej członków był Denis Urubko, który uznawany jest za jednego z najlepszych alpinistów na świecie.

Urubko chce wrócić na K2 i nie wyklucza wspinania z Polakami: Adamem Bieleckim i Marcinem Kaczkanem. Kolejna polska wyprawa na drugi najwyższy szczyt ziemi planowana jest na 2020 rok. Urubko lekko powątpiewa jednak, czy do tego dojdzie.

- Nigdy nie zamykam drzwi na współpracę z przyjaciółmi. Szanuję Wielickiego za jego osiągnięcia alpinistyczne i silną osobowość. Przygotowywanie wyprawy nie oznacza, że ona będzie. Najlepsi przyjaciele zawsze są najlepszymi partnerami. Jednak wśród potencjalnych kandydatów do wyprawy są nie tylko Polacy, ale też Kazachowie, Rosjanie, Hiszpanie czy Włosi - przyznał Urubko, który nie wyklucza organizacji swojej wyprawy. - Nie jest dla mnie ważne, by stanąć na szczycie jako pierwszy. Po prostu chcę to zrobić - dodał w wywiadzie udzielonym portalowi explorersweb.com.

Rosjanin był na tyle zdeterminowany, by zdobyć zimą K2, że podczas tegorocznej wyprawy sam bez zezwolenia ruszył z atakiem szczytowym. W jego mniemaniu ta pora roku kończy się 28 lutego. Inni członkowie wyprawy dawali sobie czas do 21 marca.

- Rozumiem, że moi współpracownicy i kierownik wyprawy byli źli, kiedy wychodziłem sam. Nie mieli oni jednak żadnej odpowiedzialności za mnie. Skąd mogli wiedzieć, że miałbym kłopoty? Nie miałem ze sobą radia, nawet nie wiedzieli gdzie jestem. Nie oczekiwałem od nikogo wsparcia. Tylko ja byłem odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo - przyznał Urubko.

- Napisałem do dwóch osób: mojej dziewczyny Marii i rosyjskiego przyjaciela Antona. Oczywiście te wiadomości były dla nich niepokojące, a dla mnie niełatwo było zamknąć laptopa i ruszyć. Troszczyłem się o to, co mogła myśleć moja rodzina. Ta decyzja była wynikiem długiego procesu. Wyprawa mnie ograniczała. Zrobiłem to, co uważałem za najlepsze w tej sytuacji. Nie rozmawiałem z nikim, a po śniadaniu potajemnie się spakowałem. Miałem wszystko, aby wspinać się w lekkim stylu - dodał.

Po akcji ratowniczej na Nanga Parbat (ocalono Elisabeth Revol, nie udało się uratować Tomasza Mackiewicza) Rosjanin był w Polsce uznawany za bohatera. Gdy jednak zdecydował się na samotny atak, a następnie zrezygnował z wyprawy, wylała się na niego lawina hejtu. Urubko narzekał też na przygotowaną taktykę przez kierownika wyprawy i atmosferę w zespole.

Podczas wyprawy Urubko utrzymywał dobre stosunki z Adamem Bieleckim i Marcinem Kaczkanem. Z tym pierwszym miał przeprowadzić atak szczytowy. - Z niektórymi członkami ekspedycji miałem bardzo dobre stosunki, z innymi starałem się znaleźć wspólną płaszczyznę, ponieważ nie rozumieli oni istoty zimowego alpinizmu. Niektórzy wcale ze mną nie rozmawiali, inni mówili, że mnie nie rozumieją, choć mówiłem poprawnie po polsku, angielsku, włosku i rosyjsku. Po prostu nie chcieli usłyszeć tego, co powiedziałem. Może się bali? - stwierdził Urubko.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 88. Wstrząsające statystyki na K2. Janusz Gołąb: Boję się, że ta góra podzieli los Everestu

Źródło artykułu: