Dowodził wyprawą na Everest, na której zginął człowiek. Oszukał nawet własny rząd

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Paula Bronstein / Staff / Na zdjęciu: Mount Everest
Getty Images / Paula Bronstein / Staff / Na zdjęciu: Mount Everest
zdjęcie autora artykułu

W czasie kiedy na najwyższej górze świata ginęli ludzie, Ian Woodall nie zgodził się na użycie radia dla ratowania życia innych. Potem sam przyczynił się bezpośrednio do śmierci człowieka.

W tym artykule dowiesz się o:

O sprawie pierwszy napisał Jon Krakauer w książce wydanej w Polsce pod tytułem "Wszystko za Everest". To dokładny opis tragedii, jaka wydarzyła się na najwyższej górze świata w maju 1996 roku. Przez niefrasobliwość i błędne decyzje przewodników zginęło wtedy 8 osób.

Komandos od papierków

Rob Hall, doświadczony himalaista z Nowej Zelandii, prowadził grupę klientów. Obawiał się tłoku podczas podejścia na Mount Everest. Wraz ze swoimi podopiecznymi wyznaczył atak na 10 maja, tak samo jak inne wyprawy, w tym ekipa z RPA. To była duża sprawa dla kraju walczącego z apartheidem. Pierwsze zezwolenie na wejście na Everest, do tego poparcie od prezydenta Nelsona Mandeli. W składzie zespołu znajdowała się czarnoskóra wspinaczka, Deshun Deysel, bez jakiegokolwiek doświadczenia. Drugą kobietą była nauczycielka wychowania fizycznego, Cathy O'Dowd, która o górach miała niewiele większe pojęcie. Do tego trzech doświadczonych wspinaczy: Andy de Klerk, Andy Hackland i Edmund February. Wyprawą dowodził Ian Woodall, który przechwalał się swoimi dokonaniami w specjalnej jednostce wojsk górskich RPA podczas przygranicznej wojny z Angolą. Konflikt ten, trwający od 1966 roku przez 24 lata, pochłonął tysiące ofiar. Kiedy zaproponował narodowe wejście na Everest, nie dopytywano o kompetencje 39-latka. Zapanowała euforia, w publicznych zbiórkach zgromadzono - jak pisał Krakauer - kilkaset tysięcy dolarów. Niczego im nie brakowało, tylko pojechać w Himalaje i wchodzić.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 88. Janusz Gołąb: Znaleźliśmy się w pułapce na K2. To było ogromne zagrożenie

Sprawy zaczęły się komplikować, kiedy zespół Woodalla zaczął szykować akcję w górach. Wspomniani himalaiści z RPA szybko przekonali się, że ich kierownik nie tylko ma zapędy dyktatorskie, ale nie ma pojęcia o wysokich górach. Wbrew temu co głosił, nigdy nie wspinał się powyżej 7000 m. Cały jego dorobek to dojście na 6500 metrów w komercyjnej wyprawie na Annapurnę. Szybko wyszło na jaw, że również błyskotliwa kariera wojskowa, akcje w stylu komandosa na terenie Angoli i szkolenie w Himalajach to bajki. Cały jego dorobek to wypisanie papierków, w armii był urzędnikiem od wypłat.

Nie wiedzieli, jak zakładać raki

Z czasem zaczęły wychodzić inne nieprawidłowości. Wg Krakauera i de Klerka - Woodall twierdził, że wpisał Deysel i O'Dowd na listę osób, które dostały zezwolenie na wejście na Everest. Decyzję miał podjąć na miejscu, na podstawie dyspozycji obu kobiet. Okazało się, że na liście jest m.in. Francuz Tierry Renard (zapłacił kierownikowi wyprawy za wejście na szczyt 35 tys. dolarów), za to nie było Deysel. Zdaniem de Klerka, Woodall nigdy nie planował wchodzić z czarnoskórą kobietą na najwyższą górę świata. Doszło do tego zamieszanie z obywatelstwem. Woodall twierdził, że w wyprawie będą mogły wziąć osoby tylko z paszportem RPA. To była narodowa akcja, więc kwestia obywatelstwa była traktowana poważnie. Po zakończeniu całej awantury wyszło na jaw, że kierownik wyprawy nie ma paszportu RPA, nawet nie jest obywatelem tego kraju. W Himalaje dostał się jako Brytyjczyk. Wybuchła afera, gazety z RPA i Wielkiej Brytanii rozpisywały się szczegółowo o całej wyprawie, bo pytań i wątpliwości było coraz więcej.

Woddall starał się izolować informacje nadbiegające spod Mount Everest. Wyrzucił m.in. dziennikarza południowoafrykańskiej gazety "Sunday Times", choć ta podpisała umowę na udział w wyprawie. Wyrzucony reporter, Ken Vernon, usłyszał, że ma się wynosić z bazy, bo nie jest tam mile widziany. W efekcie gazeta wycofała się ze sponsorowania całej wyprawy. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo Woodall pieniądze na wyprawę już dostał i tylko on nimi dysponował. Z bazy wycofali się wcześniej: de Klerk, Hackland i February. Ci, którzy pozostali, mieli minimalne doświadczenie w wysokich górach. - Przynajmniej dwójka z nich nie miała nawet pojęcia, jak zakładać raki - powiedział de Klerk dla "Sunday Times". Woodall tym się nie przejmował. Nie zwracał uwagi również na jakiekolwiek ustalenia z innymi uczestnikami himalajskich wypraw. Rob Hall próbował dogadać się z konkurencyjnymi ekipami odnośnie daty wejścia na szczyt, żeby 10 maja nie zrobił się tłok. Szef wyprawy z RPA odparował, że będzie się wspinał kiedy zechce, a jeśli komuś się to nie podoba, to "niech się odwali".

Śmierć na linach

Ekipa z RPA rozpoczęła wchodzenie na Mount Everest 10 maja, tak jak zespół Roba Halla. W przeciwieństwie do Nowozelandczyka, Woodall i jego ludzie nie weszli na szczyt. Zabrakło im jakieś 900 m. Podczas rozpaczliwej akcji ratunkowej Halla i jego klientów, kiedy podczas zejścia z góry ginęli ludzie (więcej o tej akcji tutaj), kierownik wyprawy z RPA odmówił skorzystania z radia, żeby wezwać pomoc. Zespół z RPA zeszedł na obozu, a 28 maja podjął drugą próbę wejścia na szczyt. Udało się, jednak cała grupa miała duże opóźnienie.

Ostatni jej uczestnik, naukowiec po Cambridge i fotograf Bruce Harrod, wszedł na szczyt o godz. 17. Chwilę potem rozmawiał przez radio z bazą, że schodzi. Wkrótce zaplątał się w liny wspinaczkowe i zmarł na ścianie Mount Everest. Jego ciało odnaleziono rok później. Do dzisiaj nie wiadomo, czy Woodall spotkał Harroda wchodzącego na szczyt i czy nakazał mu powrót. Jako kierownik wyprawy miał taki obowiązek. - Harrod za bardzo skupił się na szczycie. Wejść to jedno, ale najgorzej to zejść, kiedy jesteś zmęczony. Nie rozumiem, jak mógł sam znaleźć się tak wysoko i tak późno - powiedział de Klerk dla www.timeslive.co.za. Po tragicznych wydarzeniach na najwyższej górze świata Woodall udzielił wywiadu portalowi everest1953.co.uk. Tłumaczył, że książka Krakauera jest nieobiektywna i zawiera niesłuszną krytykę działań ekipy z RPA. - Za dużo w nim było nienawiści i jego słowa należy odrzucić z pogardą, na jaką zasługuje - powiedział enigmatycznie, nie wyjaśniając jednak, o co dokładnie chodzi. Woodalla atakował również Ken Vernon, wyrzucony spod Mount Everest dziennikarz "Sunday Times". Napisał książkę "Everest 96", w której zarzuca byłemu koledze kłamstwa i oszustwa. - Jego chora ambicja wejścia na Mount Everest za wszelką cenę kosztowała życie Bruce'a Harroda - napisał reporter. Woodallowi akcja z 1996 roku nie zaszkodziła zbyt mocno. W końcu ekipa z RPA weszła na szczyt, on był bohaterem, jeździł po kraju, udzielał wywiadów. Wiele osób wolało skupiać się na tym niż na krytyce i śmierci jednego z uczestników. Spory o zachowanie szefa wyprawy z RPA trwają do dzisiaj. Po wyprawie na Mount Everest Woodall - w 2001 roku - ożenił się z Cathy O'Dowd, teraz są w separacji. Ma 62 lata, mieszka w Anglii, nie udziela się już publicznie.

Źródło artykułu: