Stanisław Berbeka wspomina ojca. "Nie mnie oceniać, czy dobrze zrobił jadąc na Broad Peak"

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
- Zakopiańczycy stracili przyjaciela, stąd taka emocjonalna reakcja - Stanisław Berbeka usprawiedliwia himalaistów ze stolicy polskich Tatr. - Nie mogę jednak oceniać, czy uczestnicy wyprawy na Broad Peak popełnili gdzieś błąd. Czy lepiej wyjść później, kiedy jest cieplej, czy jednak wcześniej podczas większych mrozów. Tata i Tomek prawdopodobnie opadli z sił, tyle wiemy. Zejście się opóźniało, tata czekał na Tomka. Widać było na przełęczy światełko, wiadomo, że tata schodził i tyle. Wysoko w górach, kiedy jest ciemno i przeraźliwie zimno, łatwo o błąd.

Nigdy nie dowiemy się dokładnie, co zdarzyło się na Broad Peaku. Rodzina zakopiańczyka mogła opierać się jedynie na słowach Bieleckiego (krytykował go Krzysztof Berbeka, drugi z synów zmarłego himalaisty - zobacz tutaj), a także nagraniach rozmów Kowalskiego i Berbeki z bazą. - Adam i Artur przyjechali do nas po wyprawie, długo rozmawialiśmy. Sami zbyt wiele nie wiedzieli. Minęli się z tatą i Tomkiem pod kopułą szczytową, więcej się nie zobaczyli. Tata i Tomek schodzili razem, byli wyczerpani, potem się rozdzielili. Więcej nie wiemy. Nie mamy już kogo pytać - mówił Stanisław Berbeka.

Powrót na Broad Peak po 25 latach krytykował Lwow, pretensje za upór w parciu na szczyt miał do Berbeki Krzysztof Wielicki. Stanisław Berbeka wie, że jego tata był wystarczająco dobrze przygotowany, że gdyby nie załamanie pogody i wypadek, na pewno by wrócił. Sam nie obwinia kogokolwiek za to, co się stało.

- Sytuacji w górach nie da się ocenić z perspektywy "dołu". Środowisko zakopiańskie miało bardziej pretensje do Bieleckiego za to, że nie znalazł w sobie siły, aby poczekać na schodzących za nimi. Z tego co wiem, Adam schodził szybciej, bo bał się zimna i nocy. Trzeba zostawić decyzje, jakie podjęli tam wysoko. Nie powinniśmy oskarżać i szukać winnych tamtych wydarzeń. Sami nie wiemy, jak byśmy się zachowali w podobnej sytuacji - powiedział.

"Czarna Dziura" kopie białą dziurę

Szczególnie uderzające dla przyjaciół zmarłego wspinacza z Zakopanego jest to, że himalaista lubił przekazywać młodszym swoją wiedzę i troszczył się o nich w górach, ale kiedy sam potrzebował pomocy od sprawniejszych wspinaczy, nie dostał jej. Niezależnie, czy taka ocena wydarzeń na Broad Peaku jest uzasadniona, na pewno prawdziwe jest edukacyjne powołanie Berbeki. Zmarły wspinacz uczył krótko w Zespole Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem. To rodzinne liceum - kończył ją Maciej Barbeka oraz wszyscy jego synowie.

- Byłem z nim na "osiemnastkę" na trekkingu wysokogórskim. Widziałem, jak dba o ludzi, jak się nimi opiekuje - wspominał Stanisław. Jego tata zrobił kurs przewodnika, a wielu z klientów zostawało jego dobrymi znajomymi na wiele lat. - Potrafił rozbawić ludzi, dużo żartował, tłamsił spory. Był małomówny i skromny, tak samo w domu. Urządzał nam pokazy slajdów z wypraw, dużo o nich opowiadał. Nie chwalił się jednak swoimi dokonaniami. Teraz ktoś jedzie w góry, oberwie kamieniem i zaraz cały internet o tym wie - wspominał Stanisław Berbeka.

Po śmierci taty nakręcił o nim film "Dreamland" (powstanie również wersja fabularna - więcej przeczytasz tutaj). Jako absolwent gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych - specjalizacja fotografia - nie miał nic wspólnego z kinematografią. Dwa lata po skończeniu studiów Stanisław Berbeka wrócił do Zakopanego, gdzie mieszka z rodziną. - Kiedy tata zginął, poczułem że muszę to zrobić dla niego. Także dla moich dzieci, które nigdy dziadka nie poznały - powiedział. Wziął się do roboty sam, pomogli przyjaciele taty. To była sentymentalna podróż w poszukiwaniu ojca, rozmowy z babcią, mamą, wszystkimi którzy znali Macieja Berbekę.

Przygotowując się do "Dreamlandu" natrafił na materiały z nieudanego wejścia na szczyt Broad Peaku w 1988 roku. Ciężkie przeżycia podczas huraganowych wiatrów Maciej Berbeka zostawiał dla siebie. - Pytaliśmy jak sobie dał wtedy radę, ale to był jedyny temat tabu odnośnie gór. Mówił tylko „dajcie mi święty spokój”, nie chciał o tym opowiadać - wspominał syn. Dzięki uprzejmości pani Anny Milewskiej, wdowie po Andrzeju Zawadzie, a także materiałom od filmowca Dariusza Załuskiego, Stanisław Berbeka miał okazję zobaczyć kilkugodzinne "surowe" nagranie z 1988 roku z ojcem w roli głównej.

- Płakałem, kiedy to oglądałem. Nie mogłem z nim na ten temat porozmawiać, to chociaż go zobaczyłem, słuchałem jego relacji, kiedy się z nim łączyli, pytali o warunki - wspomina syn himalaisty. Maciej Berbeka w przeszłości dorobił się pseudonimu "Czarna Dziura". Podczas jednej z wypraw himalajskich ktoś z członków grupy wyjadał zapasy, a zakopiańczyk chodził i narzekał, że "chyba czarna dziura to zassała". - Proszę sobie wyobrazić: wysokość jakieś 7600 m, zima, huragan szaleje, temperatura odczuwalna na pewno poniżej 40 stopni. Na filmie słychać, jak baza pyta się taty, co robi, a on żartuje, że teraz "Czarna Dziura" kopie białe dziury. Czyli że musiał wykopać jamę w śniegu, żeby się schronić przed wiatrem - wspomina Stanisław.

Gdyby nie śmierć himalaisty, film na pewno by nie powstał. Syn wreszcie mógł zobaczyć tatę w górach, gdzie spędził tak dużo czasu, za to siłą rzeczy mniej z rodziną. Jak się wydaje, mało które z dzieci wspinaczy ma pretensje do rodziców o długą rozłąkę. - U nas było tak, że jak wracał z gór, był z nami w 100 procentach. Nigdy nie czułem braku taty - wspominał Stanisław Berbeka. - Nie czułem, że nas zostawia. W dużej części dzięki mamie, która nie pokazywała swoich nerwów, kiedy bała się o tatę. Zawsze odwoził mnie na trening narciarski, wakacje spędzaliśmy razem. Byliśmy wychowani w domu górskim, normalne było, że tata wychodzi na wspinaczkę i wraca. Dla kogoś z zewnątrz może się to wydawać dziwne, ale nie dla nas - oceniał Stanisław Berbeka.

Po powrocie z wypraw Maciej Berbeka oddawał się pracy w TOPR. Był także przewodnikiem górskim, co stanowiło główne źródło dochodu. Skończył wzornictwo przemysłowe, zajmował się wystawami, ale nigdy nie zaniedbywał rodziny. - Mieliśmy super kontakt - mówił Stanisław. Nawet teraz, jako ojciec dwóch małych chłopców, nie ocenia źle długich wyjazdów swojego taty. - Możesz pracować w korporacji, być w domu dzień w dzień, a jakby cię nie było. Ludziom się wydaje, że himalaizm jest czymś mocno abstrakcyjnym. Nie zdają sobie sprawy, że rodziny normalnie w tym wszystkim funkcjonują i to dobrze - powiedział syn zmarłego w 2013 roku alpinisty. A góry po tym wszystkim bardziej przyciągają czy odstraszają? - Po śmierci taty mocniej ciągnie mnie w góry, w Himalaje. Chciałbym spędzać tam więcej czasu jako wspinacz, a nie turysta - powiedział Stanisław Berbeka.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×