Kilkaset tysięcy. Potężne pieniądze za Zielińskiego nie dla polskiego klubu

Getty Images / Giuseppe Maffia/NurPhoto  / Na zdjęciu: Piotr Zieliński
Getty Images / Giuseppe Maffia/NurPhoto / Na zdjęciu: Piotr Zieliński

Taki wychowanek jak Piotr Zieliński zdarza się raz w historii. - Chcielibyśmy rozwijać młodzież - mówi WP SportoweFakty prezes Orła Ząbkowice Śląskie. Dlaczego nie dostaną kilkuset tysięcy złotych?

Piotr Zieliński to wizytówka Ząbkowic Śląskich. Miasto, w którym mieszka 15 tysięcy ludzi, doczekało się bohatera, którego kojarzy każdy fan piłki nożnej na świecie. Pomocnik to wychowanek miejscowego Orła. Grał w tym klubie do 13. roku życia, później był zawodnikiem Zagłębia Lubin, z którego jako 17-latek wyjechał do włoskiego Udinese.

- Piotr Zieliński to duma naszego klubu i miasta - mówi nam prezes Orła Przemysław Madej. - Cały czas się nim chwalimy i udostępniamy wszystko, co możliwe na jego temat - dodaje.

Nie dostaną pieniędzy. Już drugi raz

Jak to możliwe, że klub niemal w ogóle nie otrzymuje korzyści z wychowania takiego piłkarza, choć FIFA właśnie z myślą o takich małych klubach stworzyła cały mechanizm solidarnościowy, zgodnie z którym część pieniędzy z transferu miała trafiać do tych ośrodków, które szkoliły zdolnych zawodników na samym początku ich drogi.

Takie kluby otrzymywać mają do podziału 5 proc. sumy transferu. Kwota opłaty solidarnościowej jest dzielona według następującego klucza: 5 proc. za każdy sezon dla klubu, w którym piłkarz szkolił się między 12. a 15. rokiem życia i 10. proc. za każdy sezon dla klubu, w którym zawodnik trenował między 16. a 23. rokiem życia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne sceny tuż przed meczem. Trudno się nie wzruszyć



Dla przykładu przy przenosinach Roberta Lewandowskiego z Bayernu Monachium do FC Barcelony Varsovia otrzyma aż 565 tys. euro (niecałe 2,5 miliona złotych - przyp. red.) (więcej TUTAJ). Jak byłoby w przypadku Orła Ząbkowice Śląskie?

- Pewnie dostalibyśmy około 1-2 proc. z transferu - przyznaje prezes Madej. O jakie kwoty chodzi? Posłużmy się przykładem.

W 2016 roku Zieliński przeszedł z Udinese do Napoli za 20 mln euro. Do Orła powinno trafić ok. 10 proc. z wynoszącej 1 mln euro (5 proc. od wartości transferu) opłaty solidarnościowej. Mowa o ok. 400 tys. zł. Dlaczego tak się nie stało?

Absurdalne przepisy. FIFA po kilkunastu latach przyznała się do błędu

Do 2020 roku solidarity payment nie obejmował transferów wewnątrz jednej federacji, czyli jak w przypadku Zielińskiego między włoskimi klubami. Stracił przez to nie tylko Orzeł, ale także kluby, które wyszkoliły Krzysztofa Piątka. Gdy w 2019 roku przeszedł on z Genoi do Milanu za 35 mln euro i został najdroższym polskim piłkarzem w historii, Lechia Dzierżoniów, Zagłębie Lubin i Cracovia nie zobaczyły ani złotówki.

Absurd? Oczywiście. Dlatego reforma FIFA została przyjęta z radością przez małe kluby. - Wcześniej zawodnik musiał zmienić federację, by klub, który go wychował, mógł uzyskać z tego profity. Teraz w wypadku transferu wewnątrz tego samego kraju kluby i tak otrzymują te kwoty. To ogromny plus dla takich klubów jak nasz - tłumaczy Madej.

I gdy wydawało się, że tym razem już nic nie stanie Orłowi na przeszkodzie do wzbogacenia się na wychowanku, Zieliński zmieni klub na zasadzie wolnego transferu - czyli bezkosztowo. 1 lipca, po wygaśnięciu umowy z Napoli, ma zostać zawodnikiem Interu Mediolan.

Orłowi przepadną więc kolejne pieniądze z solidarity payment. - No cóż, szkoda, bo przydałyby się. Chcielibyśmy rozwijać młodzież. Idziemy w kierunku, by odmładzać zespół i inwestować w rozwój trenerów. W Ząbkowicach infrastruktura jest bogatsza, powstaje sporo nowych boisk. Bylibyśmy szczęśliwi z pieniędzy, ale nie rozdzieramy szat. Najważniejsze, żeby Piotr jeszcze pograł w piłkę i byśmy mogli się cieszyć jego grą - tłumaczy Madej.

Mimo że klub nie otrzymał pieniędzy z solidarity payment, to Zieliński stara się pomagać w inny sposób.

- Piotr jest bardzo popularny, spotyka się z naszą młodzieżą, wspiera akcje charytatywne, przekazuje koszulki czy sprzęt. Jest chętny do pomocy, ale samego nazwiska nie możemy wykorzystywać, bo jest związany umowami. Daje nam i tak bardzo dużo - przyznaje Madej.

- Pozwala dzieciom wierzyć, że można coś osiągnąć. Sam pamiętam, że jak byłem młody, to świat wielkiej piłki wydawał się tak odległy, że aż niemożliwe wydawało się do niego dostać. Jego przykład pokazuje, że ciężką pracą i szczęściem można zajść naprawdę daleko - dodaje.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
"Co może pójść nie tak?". Gorąco wokół polityka PiS

Źródło artykułu: WP SportoweFakty