Krzysztof Pawlak: Potencjał jest, potrzeba nam tylko impulsu

Szymon Mierzyński

Krzysztof Pawlak zyskał dodatkowy tydzień na pracę z drużyną, bowiem za mecz z ŁKS Warta dostanie trzy punkty walkowerem. Jak trener zielonych wykorzysta ten czas?

Wiadomo już, że zamiast potyczki ligowej poznaniacy rozegrają sparing z GKS Dopiewo. To bezcenna szansa na pracę nad zgraniem, gdyż wcześniej pogoda paraliżowała plany treningowe. Sobotnia konfrontacja odbędzie się w "ogródku". - Nie mamy gdzie pracować i to spędza mi sen z powiek. Trudno znaleźć choć skrawek naturalnej zielonej murawy. Korzystamy wprawdzie z boiska Orlik przy Drodze Dębińskiej, ale wiadomo, że to nie są warunki do uprawiania profesjonalnego futbolu. Mimo to musimy sobie poradzić z problemami, opanować sytuację i zrobić wszystko, by dostarczyć kibicom przyjemnych chwil - oznajmił Krzysztof Pawlak.

- Już pierwszy trening - choć nie prowadziłem go osobiście - odbył się pod moim kierownictwem. Asystenci otrzymali rozpiskę, a ja obserwowałem zajęcia z boku. Czułem się trochę dziwnie mając na sobie cywilne ubranie, a nie dres. Przed nami sporo do zrobienia. Oglądałem Wartę w dwóch tegorocznych meczach i mam swoje spostrzeżenia. Trzeba otwarcie przyznać, że nie były to występy dobre. Zresztą całe przygotowania do rundy wiosennej nie przebiegły w sposób profesjonalny. Piłkarze trenowali w grupach, a same zajęcia były zakłócane przez warunki pogodowe. Trudno te wszystkie zaległości nadrobić w okresie startowym, jednak spróbuję wykorzystać swoje doświadczenie i myślę, że z tymi młodymi chłopcami znajdziemy wspólny mianownik. Trzeba przede wszystkim zacząć punktować. Sposób grania nie zmieni się od razu, lecz najważniejsze jest to, by gromadzić cenne oczka i poprawiać sytuację w tabeli - dodał Pawlak.

55-letni szkoleniowiec został zatrudniony we wtorek i jak się okazuje, negocjacje przebiegły gładko. - Rozmowy były krótkie i rzeczowe, praktycznie w ogóle nie dotyczyły spraw finansowych. Nie zależało mi na pieniądzach, chciałem po prostu pracować - zaznaczył. Jak jego zdaniem wyglądają szanse zielonych na utrzymanie? - Gdybym nie oceniał ich na sto procent, to nie podjąłbym się tego zadania.

Co Pawlak ma do powiedzenia na temat potencjału ekipy z Drogi Dębińskiej? - Możliwości ten zespół na pewno ma, musimy się tylko zmobilizować i wykrzesać je z siebie w spotkaniach ligowych. Mamy młodą ekipę, ale powalczymy. Nie będzie to łatwe, bo wielu zawodników zostało rzuconych na głęboką wodę. Wcześniej występowali w Młodej Ekstraklasie, będącej w zasadzie przedłużeniem rywalizacji juniorskiej. Tego nie da się porównać z futbolem seniorskim. Ważne, by ci młodzi piłkarze mieli obok siebie bardziej doświadczonych kolegów. Dlatego dobrze, że mamy w drużynie Tomasza Magdziarza, Łukasza Radlińskiego czy Alaina Ngamayamę. Teraz potrzeba nam impulsu, zwycięstwa, jakichś punktów. Wtedy nie będziemy wchodzić do szatni ze spuszczonymi głowami. Pierwsze rozmowy już odbyliśmy i myślę, że będziemy sobie ufać.

Doświadczony szkoleniowiec odniósł się również do tego, co działo się w Warcie wcześniej. - Gdy nie brakowało pieniędzy, to nie wszyscy zawodnicy umieli docenić panujące warunki. Wykorzystywali eldorado, przyzwyczaili się do luksusu, a z tego nie jest łatwo zrezygnować. To co było przy Drodze Dębińskiej jeszcze kilka miesięcy temu, przerastało nawet ekstraklasę. Jednak kiedy ja grałem w tym klubie, również ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Być może zatem Warta jest skazana na biedę? - pyta retorycznie.

Kilka lat temu Pawlak prowadził GKP Gorzów Wlkp. Osiągał tam niezłe wyniki, choć warunki były fatalne. Nad drużyną nieustannie ciążyło widmo wycofania z rozgrywek, a mimo to piłkarze walczyli bardzo ambitnie - aż do momentu, w którym nastąpił smutny scenariusz. - W porównaniu z GKP, w Warcie żyje się aktualnie po królewsku - zaznaczył trener. - W Gorzowie Wlkp. zawodnicy nie mieli gdzie mieszkać, fundowali sobie kolacje. Pokazali przy tym niesamowitą solidarność, bo mimo niesprzyjających okoliczności stanowili zespół. Gdy wychodzili na boisko, to na 90 minut wyrzucali z głów wszelkie kłopoty. Przez jakiś czas funkcjonowało to bardzo dobrze, aż w końcu nadszedł moment, gdy akumulatory zostały tak rozładowane, że trzeba było wywiesić białą flagę.

< Przejdź na wp.pl