Marcin Cabaj jednym z ojców sukcesu. "Szczęście sprzyjało"

Krzysztof Niedzielan

Sandecja Nowy Sącz pokonała 1:0 GKS Katowice. Zwycięską bramkę strzelił Łukasz Grzeszczyk, ale swoją cegiełkę dołożył też bramkarz sądeckiej drużyny.

Marcin Cabaj po raz enty udowodnił, jak wiele znaczy dla swojego zespołu. Dobrze interweniował choćby w pierwszej połowie, gdy GKS przeważał i miał kilka groźnych okazji do zdobycia bramki. Przykładem może być soczysty strzał Przemysława Pitrego z 42. minuty, który na róg sparował golkiper. - Miałem kilka dobrych interwencji, ale też dużo szczęścia, gdy rywale strzelali wprost w ręce - podkreślił 33-letni zawodnik. Krótko po tym, jak Sandecja wyszła na prowadzenie, Janusz Gancarczyk znalazł się oko w oko z Cabajem, który wyszedł z tego pojedynku zwycięsko. - On liczył, że położę się na ziemi, ale wytrzymałem do końca i piłka odbiła się od ręki - dodał.

Marcin Cabaj zachował czyste konto po raz ósmy w tym sezonie
Gospodarze wygrali ten mecz również dlatego, że przetrwali pierwszą połowę. Katowiczanie przeważali, a momentami wręcz zepchnęli ich do głębokiej defensywy. - Wynikało to z dobrej dyspozycji GKS-u, ale też z nieporozumień w naszych szeregach. Niektórzy zawodnicy chyba nie zrozumieli, co trener przekazywał im przed meczem. Mam tu na myśli Pablo Gomeza, po którego stronie robiła się przewaga i Adam Mójta miał ogromne problemy na lewej obronie. Rywale stworzyli sobie w tym sektorze kilka sytuacji do strzelenia bramek. Trener wytłumaczył Pablo, jak ma grać i potem wyglądało to lepiej - ocenił Cabaj.

Mecz Sandecji Nowy Sącz z GKS-em Katowice dobitnie pokazał, że niekoniecznie liczy się styl, ładne rozgrywanie akcji i umiejętności techniczne, kiedy nie przynosi to goli. - Nie zgodzę się z tym. GKS ma swój styl i prędzej, czy później zacznie wygrywać. Ciężko im się zdobywa punkty na obcych boiskach. Zabrakło im szczęścia, które było po naszej stronie - zakończył bramkarz.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

< Przejdź na wp.pl