Robert Lewandowski tkwi w toksycznej relacji, w jakiej nigdy wcześniej się nie znalazł. Kiedyś Uli Hoeness mówił o wyimaginowanym długu, chcąc przywołać go do porządku (więcej TUTAJ), ale to, co robią Joan Laporta z Xavim, przechodzi ludzkie pojęcie. I to po tym wszystkim, co Polak zrobił dla Barcelony.
Przecież Lewandowski zgodził się - po namowach prezydenta i trenera - rzucić wszystko w Monachium, by zostać twarzą i kołem zamachowym renesansu klubu z Camp Nou. Jego transfer wlał w cules nadzieję, ale korzyści były też namacalne.
Przecież "Lewy" w pierwszym sezonie poprowadził Barcę do odzyskania mistrzostwa Hiszpanii, na które klub czekał cztery lata. Tymczasem nie minął rok od tego sukcesu, a Polak - choć pozostaje najlepszym strzelcem zespołu - stał się dla Barcelony zbędny. Nie ma innego wytłumaczenia dla tego, co dzieje się wokół niego w ostatnich tygodniach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ przechytrzył rywali. Nikt się tego nie spodziewał!
Barcelona wprawiła w ruch machinę medialną, która ma przemielić "Lewego". Zniechęcić cules do Polaka. Zdeprecjonować go, zmarginalizować. To sprawdzona metoda klubu z Camp Nou. Zalewa media kontrolowanymi przeciekami, czym bada nastroje społeczne i przygotowuje grunt pod decyzje o rozstaniu z piłkarzami, trenerami.
Odkąd "Lewy" jest w Barcelonie, ofiarami takiej brudnej gry byli Gerard Pique, Frenkie de Jong czy Raphinha. Pierwszego zniechęciło to nawet do tego stopnia, że zakończył karierę w trakcie sezonu. Lewandowski jest pod ostrzałem od późnej jesieni, ale w ostatnim czasie inspirowane z klubowych gabinetów ataki przybrały na sile.
Prześledźmy tylko miniony tydzień. W poniedziałek w "Mundo Deportivo" ukazał się artykuł o wiele mówiącym tytule: "Lewandowski: wrażliwy przypadek ze względu na wiek i kontrakt". Autor wypomniał Polakowi wiek i progresywny kontrakt, dzięki któremu w przyszłym sezonie ma zarabiać przeszło 30 mln euro. Postawił też pytanie, czy Barcę stać na taki wydatek? Czy może powinna rozważyć sprzedaż "Lewego" do jednego z klubów Arabii Saudyjskiej, które chcą obsypać go złotem? I słono za niego zapłacić.
Dzień później rozgłośnia Cadena SER ujawniła kolejne szczegóły kontraktu "Lewego". Clue tego przecieku to informacja o tym, że Barca będzie mogła rozwiązać umowę z Polakiem, jeśli ten w sezonie 2024/25 rozegra mniej niż 55 proc. oficjalnych spotkań. Pojawiła się też wzmianka o premiach dla Lewandowskiego za poszczególne osiągnięcia. Więcej TUTAJ.
Komplementarnie "Sport" był uprzejmy wspomnieć, że Lewandowski jest zmieniany najczęściej od dekady, co oznacza, że jego znaczenie w drużynie Xaviego maleje. I w domyśle: z każdym miesiącem Polak będzie coraz mniej przydatny. Więcej TUTAJ.
To wszystko było jednak tylko preludium do sobotniej publikacji "Sportu", który ujawnił, że Laporta wezwał do Barcelony Piniego Zahaviego, by przedyskutować przyszłość Polaka w Katalonii. Według "Sportu", miejsca dla Lewandowskiego nie widzą ani Xavi, ani dyrektor sportowy Deco. Znów pojawił się argument o złej kondycji finansowej klubu, dla którego kontakt Polaka jest obciążeniem. Więcej TUTAJ.
To zmusiło Zahaviego do zabrania stanowiska w sprawie. Agent "Lewego" za pośrednictwem Tomasza Włodarczyka przekazał, że jego klient nigdzie się nie wybiera. Więcej TUTAJ. Skoro sam "agent od zadań specjalnych" przerwał milczenie, to znaczy, że Barcelona przekroczyła pewną granicę.
W tym wszystkim imponujące jest to, że niezależnie od tego, co dzieje się dookoła, Lewandowski potrafi zostawić to za sobą, gdy wychodzi na boisko. W poniedziałek Z Realem Sociedad (2:0) gola nie strzelił, ale wykonał kluczowe podanie w akcji, po której bramkę na 1:0 zdobył Yamine Lamal.
Tymczasem Xavi w "nagrodę" zdjął go z boiska kwadrans przed końcowym gwizdkiem przy niepewnym wyniku 1:0. Trener Barcy kontynuuje wygaszanie Polaka, a mina "Lewego" po tym, jak usiadł na ławce, mówiła wszystko. Złość mieszała się z niedowierzaniem. Dla niego czasem im trudniej, tym lepiej, co pokazał też w Monachium, ale na dłuższym dystansie w takim toksycznym środowisku nie da się sprawnie funkcjonować.
Zahavi na tym etapie ograniczył się do krótkiego dementi, ale to dopiero początek medialnej wojny na linii Lewandowski - Barcelona. "Lewy" na razie też nie powiedział złego słowa na klub, ale gdy trzeba, to potrafi przemówić tak, że trzęsą się ściany, o czym przekonali się w Bayernie. Więcej TUTAJ.
Czeka nas długi medialny spektakl. Brudy będą wyciągane publicznie i wszystkie chwyty będą dozwolone. Stawka jest bowiem bardzo wysoka, bo mowa przecież o ok. 50 mln euro pensji za dwa ostatnie lata kontraktu "Lewego". Gdy w grę wchodzą takie pieniądze, o sentymentach i wdzięczności nie ma mowy.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty