Sędziowie podpadli Tarasiewiczowi

Paweł Patyra

Trener Korony był w kiepskim humorze po wyjazdowej porażce z Górnikiem Łęczna. Między wierszami wyraził on niezadowolenie z postawy arbitrów.

Kielecka drużyna skomplikowała swoją sytuację w 29. minucie, gdy Radek Dejmek musiał opuścić boisko. Czeski defensor w ciągu niespełna kwadransa dwukrotnie był karany żółtymi kartkami. Najpierw sfaulował Filipa Burkhardta, a później próbował zapobiec wyjściu Grzegorza Bonina na czystą pozycję i zatrzymał piłkę ręką. - Generalnie nie mogę mieć pretensji do moich zawodników, bo w tej sytuacji jaką zastaliśmy przez 60 minut robiliśmy to, co mogliśmy robić - ocenia Ryszard Tarasiewicz.

Po meczu trener Korony od razu ruszył w kierunku sędziów i emocjonalnie gestykulując próbował przekonać ich do swoich racji. Być może chodziło mu właśnie o czerwoną kartkę lub sytuację z końcówki, gdyż goście domagali się podyktowania rzutu karnego za zagranie ręką przez jednego z obrońców Górnika Łęczna. Mimo wszystko podczas konferencji prasowej powstrzymał się od jednoznacznej krytyki, ale dyskretnie wbijał arbitrom szpilki. - Jak my, szkoleniowcy analizujemy mecze w tygodniu, żeby nie powielać błędów, tam mam nadzieję - aczkolwiek wątpię - że sędziowie oglądają całe mecze i patrzą jakie błędy popełniają - zauważa szkoleniowiec Korony.

< Przejdź na wp.pl