Robert Gajda z Błękitnych: Nie boimy się już słowa awans
- To było piękne. Nie pamiętam podobnego wydarzenia w historii tego klubu - powiedział weteran po sensacyjnym zwycięstwie z Cracovią w ćwierćfinale Pucharu Polski.
Błękitni Stargard Szczeciński zapowiadali spotkanie jako najważniejsze w historii klubu. Środa była świętem dla lokalnej społeczności, a piłkarze Krzysztofa Kapuścińskiego dopasowali się poziomem do rangi wydarzenia. - Zagraliśmy konsekwentnie jak dojrzała drużyna - powiedział Robert Gajda po zwycięstwie 2:0 z Cracovią.
- W pierwszej połowie nie podpaliliśmy się, żeby nie stracić gola, natomiast przyjęliśmy przeciwnika u siebie. Po przerwie mieliśmy zaatakować i tak dokładnie się stało. Po kwadransie zepchnęliśmy Cracovię pod własną bramkę i mieliśmy liczne stałe fragmenty oraz sytuacje podbramkowe. Blisko 75. minuty nasze ataki zgasły i pomyśleliśmy sobie, że 0:0 to wcale nie jest zły wynik. Po chwili strzeliliśmy dwa gole i tym bardziej jest po co jechać do Krakowa - dodał napastnik.
Kibice na stadionie oszaleli z radości w ostatnich minutach, kiedy to Błękitni wypracowali sobie dwubramkową zaliczkę przed rewanżem w Krakowie. - Siedzieliśmy w szatni ponad godzinę po meczu i nadal się cieszyliśmy. Niezależnie od wyniku rewanżu zapisaliśmy kartę w historii klubu i nikt nam tego nie zabierze. Kibice oglądali końcówkę na stojąco. To było piękne, co zgotowali nam także po meczu, ale druga strona medalu jest taka, że zasłużyliśmy sobie na to - cieszył się weteran boisk.
Robert Gajda jest związany z Błękitnymi Stargard Szczeciński od lat 90'. - Pokonanie Cracovii to piękne ukoronowanie tego czasu. Po to trenuje się, by grać takie spotkania. Dla mnie, Marka Ufnala czy Tomka Pustelnika to może być ostatni tak ważny mecz w życiu. Dla młodszych to dopiero początek drogi. Pokazali, że potrafią grać w piłkę i powinni dostać szansę na wyższym poziomie niż II liga - powiedział 37-latek.
Kibice spoza Stargardu doceniają dodatkowo sukces podopiecznych Kapuścińskiego po informacjach, że kilku z nich jest piłkarzem po godzinach pracy zawodowej. - Musiałem wziąć urlop na mecz, ale to nie jest dla mnie dziwne. Bardziej dziwią mnie dziennikarze, którzy pytają mnie o tak normalną sytuację. Rozmawiałem z kolegami z pracy i powiedzieli mi, że jak będzie 3:0 to mam wolne do końca tygodnia. Po 2:0 zadzwoniłem, ale że nie dotrzymałem słowa, to mam tylko wolny czwartek - uśmiechał się Robert Gajda.